Выбрать главу

— A czy mąż pani Joan także chodzi spać o jedenastej? — zapytał obojętnie, jak gdyby szukając tematu do przedłużenia rozmowy.

— Nie. Myślę chwilami, że może oni jedni, spośród wszystkich znanych mi ludzi, odkryli tajemnice; szczęśliwego małżeństwa. Zawiera się ona w jednym słowie: tolerancja. Nicholas żyje tak, żeby mógł dobrze malować, a ona żyje tak, żeby mogła dobrze biegać. I jedno nie zmusza drugiego do zmiany trybu życia.

— Wspominał pan, że w testamencie pani Ecclestone istnieje klauzula, która może wydziedziczyć Joan. Teraz wspomniał pan przed chwilą, że to, co powiedzieli oboje podczas owego lunchu przed dwoma laty, mogło wpłynąć na przyspieszenie sporządzenia tego testamentu. Naprawdę chciałbym się czegoś o tym dowiedzieć.

Te ostatnie słowa nie były już wypowiedziane tak niedbale. Alex zatrzymał się. Stali przed furtką muru otaczającego Valley House.

Sir Alexander pchnął lekko furtkę i zrobił miejsce dla swego gościa. Weszli na łąkę biegnącą ku domowi. Przez chwilę szli w milczeniu. Niespodziewanie sir Alexander zatrzymał się i opierając się na lasce spojrzał w twarz Alexa oświetloną wschodzącą pełnią księżyca. Kiedy zaczai mówić, głos jego był cichy, ale słowa brzmiały stanowczo.

— Proszę mi wierzyć, że na niczym w życiu nie zależy mi tak, jak na odkryciu przyczyn śmierci Patrycji Lynch. I nie gra tu roli zemsta. Są powody ważniejsze niż zaspokojenie nienawiści na tym świecie… Ale nawet za cenę ujawnienia tych przyczyn nie mógłbym przekroczyć kodeksu etycznego mojego zawodu. Jestem zobowiązany do tajemnicy przez osobę, która powierzyła mi swój testament. I chociaż osoba ta jest umarła za życia, to jednak nie mogę tego zrobić do dnia, kiedy przestanie bić jej serce.

— Rozumiem pana… — Joe skinął głową. — Ale niezupełnie. Czy gdyby policja prowadziła dochodzenie w sprawie morderstwa i zażądała wglądu w testament, także nie czułby pan, że powinien pan usłuchać tego żądania?

Gilburne przez chwilę nie odpowiadał, potem potrząsnął głową.

— Nie miałbym wówczas wyboru… — powiedział niepewnie. — Jako prawnik mógłbym odmówić nawet policji wglądu w dokumenty powierzone mojej opiece. Ale prawdopodobnie nie zrobiłbym tego, bo w takiej sprawie jak morderstwo istnieje tylko jeden uczciwy stosunek do sprawy: dopomóc w odnalezieniu mordercy, kiedy prawo tego od nas żąda. Niestety pan nie reprezentuje prawa, a ja mam trochę żenującą świadomość, że to ja zażądałem od pana pomocy i to ja właśnie jestem osobą, która na własną rękę próbuje rozwikłać tajemnicę. I dlatego nie mogę panu pokazać tego testamentu.

Weszli do domu i zatrzymali się w sieni, oświetlonej starym kandelabrem, obecnie przerobionym i zaopatrzonym w wąskie, podobne do świec żarówki elektryczne. Joe wahał się przez chwilę. Nie lubił kłamać, a czuł, że to, co za chwilę powie, będzie odpowiadało prawdzie zaledwie w połowie. Ale to nie miało znaczenia. Znaczenie miało tylko jedno. Odnaleźć Diabła, zanim uderzy po raz drugi. Nabrał głęboko powietrza i powiedział swobodnie.

— Myli się pan w obu punktach. — Sięgnął do kieszeni marynarki. — To jest moja legitymacja, podpisana przez podsekretarza stanu i szefa municypalnej policji. Po drugie, przyjeżdżam tu wprost ze Scotland Yardu, po odbyciu konferencji z zastępcą szefa Wydziału Kryminalnego. Prowadzę tu jak najoficjalniejsze śledztwo. Zresztą już u mnie w donn: powiedziałem panom, że nigdy nie działam bez zgody policji.

Schował legitymację do kieszeni.

— Więc pan jest pracownikiem Scotland Yardu? A przecież wszyscy twierdzą, że… Joe położył palec na ustach.

— To tajemnica. Mogę pana zapewnić, że legitymacji tej nie widział jeszcze nigdy nikt spoza personelu policyjnego… — Odetchnął z ulgą. Wszystko, co mówił, stawało się coraz prawdziwsze. — Chciałbym dodać, że jestem przekonany o bardzo podejrzanym wyglądzie tej sprawy. Przyczyn śmierci pani Patrycji Lynch w żadnym wypadku nie można uważać aa wyjaśnione. I dlatego jak najoficjalniej raz jeszcze proszę pana o pokazanie mi kopii tego testamentu, zdając sobie sprawę, że zawiera bardzo cenne informacje dotyczące dziedziczenia fortuny Ecclestone’ów, sprzeczności interesów spadkobierców i tak dalej. Nie wyobrażam sobie, abym mógł bez jego znajomości posunąć się chociaż o krok dalej w moich teoretycznych rozważaniach.

— Ale przecież treść testamentu jest nie znana spadkobiercom…

— Na razie wiem już, że zna ją pan i stara pani Ecclestone, a poza tym dwóch świadków. Kim byli świadkowie?

— Testament podpisała pielęgniarka Stone, po złożeniu przyrzeczenia, że zachowa jego treść w tajemnicy, a poza tym mój stary Austin, na tych samych warunkach. Ale ręczę, że nie zdradzili się nikomu.

— Proszę bardzo! A więc już cztery osoby z tego niewielkiego grona znają jego treść!

— Tak. — Gilburne narysował w zamyśleniu końcem łaski koło na kamiennej posadzce.

— Ale żadna z tych. osób nie poznała prawdy na skutek mojej niedyskrecji…

— Panie mecenasie… — Joe mówił spokojnie, ale dobitnie. — Wydaje mi się, że wszystkie pana skrupuły rodzą się z przekonania, że skoro pan sam zaczął odgrzebywać tę sprawę, nie ma pan prawa gwałcić przy tym etyki zawodowej. Otóż, po pierwsze: etyka zawodowa nigdy nie może służyć do tego, aby przeszkadzać prawu w wykrywaniu zbrodniarzy, a po drugie… proszę mi wybaczyć, ale pana osobiste zainteresowanie śmiercią pani Lynch jest dla mnie sprawą drugorzędną. Najważniejsza jest i będzie tutaj sprawiedliwość.

Gilburne spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. W mdłym świetle zakurzonych żarówek kandelabra Joe miał wrażenie, że dostrzega rumieniec na jego twarzy. Ale po chwili rysy adwokata złagodniały.

— To, co pan powiedział, zmienia chyba sytuację… Jest pan przedstawicielem prawa i chce pan zobaczy ten dokument. Dobrze, pokażę go panu, chociaż znam go na pamięć i nie widzę w nim niczego, co panu pomóc. Obym się mylił.

X. DWA DOKUMENTY

Ja, Elizabeth Ecclestone, urodzona w dniu 24 czerwca 1888 jako Elizabeth Shawcross, postanawiam, co następuje:

1) Natychmiast po mojej śmierci cały mój majątek ruchomy i nieruchomy ma zostać podzielony w równych częściach pomiędzy moich spadkobierców prawnych.

2) Z podziału tego zostanie całkowicie wyłączona wnuczka moja Joan Robinson, o ile do dnia mojej śmierci nie stanie się matką.

3) W wypadku gdyby któryś ze spadkobierców moich umarł przede mną, majątek mój ma być przekazany innym na zwykłych zasadach kodeksu spadkowego. Do podziału między pozostałych.

4) W wypadku gdyby Joan Robinson urodziła dziecko w okresie dwu lat od dnia mojej śmierci, przypadająca na nią część mojego majątku zostanie przekazana temu dziecku, lecz zarząd nie będzie należał do rodziców dziecka, ale do osoby wyznaczonej przez egzekutora testamentu. Kurator ten zadba, by suma ta została przekazana dziecku lub dzieciom Joan Robinson w dniu ich dojścia do pełnoletności. Gdyby dzieci było więcej niż jedno, część majątku przypadająca na Joan Robinson ma być podzielona pomiędzy nie równo i przekazywana im przy każdorazowym dojściu do pełnoletności.