5) Gdyby, czego niechaj nie da Bóg, wszyscy ludzie, w których żyłach płynie krew rodziny Ecclestone’ów, uprzedzili mnie w drodze do wieczności, polecam, aby cały mój majątek ruchomy i nieruchomy przekazany został rządowi malajskiemu z intencją przeznaczenia całej kwoty na rozwój szpitalnictwa tych terytoriów. 6) Posiadłość rodzinna Norford Manor ma przejść na własność najstarszego z rodu Ecclestone’ów. W wypadku gdyby nikt z nich nie pozostał przy życiu, należy zmienić ją w dom dla sierot pochodzących z hrabstwa Suffolk.
W dniu mojej śmierci polecam wypłacić legaty następującym osobom: a) 3000 funtów sir Alexandrowi Gilburne’owi, długoletniemu radcy prawnemu rodziny Ecclestone’ów i naszemu przyjacielowi, który równocześnie jest egzekutorem tego testamentu. Pragnę, aby potraktował to jako częściowe honorarium za wiele bezinteresownych trudów, które podejmował dla mnie w ciągu mego życia, oraz jako wynagrodzenie za pracę związaną z wprowadzeniem w życie niniejszego testamentu. b) 1000 funtów Agnes Stone, pielęgniarce, która od kilku lat opiekuje się mną ku memu zadowoleniu. c) 1000 funtów doktorowi Archibaldowi Duke’owi, który opiekuje się moim zdrowiem od lat pięciu w sposób nie budzący żadnych moich zastrzeżeń.
Legaty w stosunku do obu wyżej wymienionych osób tracą ważność, jeśli osoby te nie będą w dniu mojej śmierci zatrudnione przeze mnie. Poza tym legat ten nie wpływa na ważność mojej umowy z doktorem Archibaldem Dukiem. Ma ona być dokładnie honorowana i podsumowana w dniu mojej śmierci, d) Polecam wypłacić po 500 funtów: Marcie Cowley, kucharce w Norford Manor, Józefowi Fieldowi — ogrodnikowi tamże, i Cynthii Rowland — pokojówce tamże. e) Lokaj mego zmarłego męża, Joseph Rice, który służył naszej rodzince wiernie od najwcześniejszej młodości, winien otrzymać 2000 funtów, a także dożywotnie prawo mieszkania w Norford Manor wraz z pełnym utrzymaniem, które zobowiązany będzie mu dostarczać prawny mój spadkobierca…”
Potem następowały podpisy świadków: Agnes Stone i Austina Rowlanda.
— Czy pani Ecclestone naprawdę była pewna dyskrecji panny Stone, zważywszy, że testament i wszystkie legaty dotyczą osób. pomiędzy którymi ta pielęgniarka nieustannie przebywa?
— Tak. Nawet ja nie miałem obiekcji. Agnes Stone to osoba oschła, praktyczna, dokładna, ale absolutnie uczciwa i dyskretna. W tej chwili ma mniej więcej trzydzieści lat, a przybyła tutaj zaraz po szkole pielęgniarskiej. Skierowano ją tu, gdyż była prymusem. I pozostała nim w pewnym sensie nadal. Pani Elizabeth, pragnąc absolutnej dyskrecji, sama zaproponowała ją jako świadka testamentu. Zresztą Agnes przywiozła ją tu w fotelu na kółkach.
— A cóż to jest za umowa z doktorem Dukiem, o której wspomina testament?
— Był to pomysł pani Ecclestone. Doktor Duke mieszka tu już cd ośmiu lat. Kupiła go po prostu, oferując więcej, niż mógłby zarobić jako młody lekarz gdzie indziej. Miał doskonałe referencje i pochodzi z niezamożnej rodziny. Przyjechał tu z rocznym kontraktem i potem chyba przyzwyczaił się. Życie jego płynie tu prawdopodobnie nudno, ale wygodnie. Poza tym nie wydaje na nic pieniędzy, może pomagać młodszemu rodzeństwu i rodzicom, a do tego odkłada jeszcze co roku niezłą sumkę. Kiedy pani Ecclestone zbliżyła się do siedemdziesiątki, zawołała go kiedyś w mojej obecności i dała mu podpisany przez siebie papier. Nie jest to umowa w sensie prawnym, ale raczej zobowiązanie. Treść jego jest następująca: Elizabeth Ecclestone zobowiązuje się wypłacać w ratach miesięcznych po trzy funty dziennie doktorowi Archibaldowi Duke’owi za każdy dzień, który przeżyje powyżej siedemdziesiątki. Ze swej strony zobowiązuje się ona do zażywania przepisanych jej przez niego lekarstw i wykonywania jego poleceń.
— A wówczas dzielny lekarz zaczął walczyć jak lew, aby nie wysechł strumyczek złota spływający powoli do jego kieszeni…
— Zapewne. Co prawda trzeba przyznać, że poprzednio także bardzo się starał. A poza tym myślę, że gdyby pani Ecclestone mogła przewidzieć, w jakim stanie znajdzie się sama w kilka miesięcy po podpisaniu tej umowy, chyba nie podpisałaby jej. Znałem ją i nie wierzę, aby zależało jej na przedłużeniu tego typu wegetacji. Była czynną, energiczną, może zanadto energiczną kobietą. Jeżeli mam być szczery, powiem, że tyranizowała tych wszystkich, burych udało jej się tyranizować. Nie robiła tego ze złej woli, ale z przekonania o słuszności swoich zasad i postępowania. Jeżeli nadal zachowała władzę nad swoim mózgiem, co trudno stwierdzić z całą pewnością, musi się chyba potwornie męczyć, nie mogąc wywierać żadnego wpływu na otoczenie.
— Tak… — Alex zastanowił się. — A jaka jest wartość majątku pani Ecclestone? Przypuszczam, że dość znaczna.
— Niedokładny szacunek całości, wahający się ze względu na zmiany w kursach akcji i cenach gruntu, zamyka się sumą mniej więcej półtora miliona funtów.
— O mój wielki Boże! — Joe gwizdnął cicho przez zęby. — Taka cyfra może przecież wyzwolić lawinę namiętności.
— Nie sądzę. Nie zna pan Ecclestone’ów. Musi pan szukać innego rozwiązania, jeżeli sądzi pan, że Patrycja została zamordowana. Zresztą stara pani Elizabeth żyje. A gdyby ktoś gwałtownie potrzebował wielkich sum, mógłby zabić ją i przez to samo, narażając się na o wiele mniej podejrzeń, uzyskać część spadku, wyrażającą się i tak w ogromnych sumach…
— I ja tak myślę… Wszystko to nie trzyma się jedno drugiego… Ale mam pewną teoryjkę. A właściwie trzy teoryjki…
— Trzy?
— Tak. I to mnie martwi. Bo tam, gdzie są trzy możliwe rozwiązania, zwykle okazuje się, że żadne z nich nie jest prawdziwe… Jeżeli pan pozwoli, zabiorę do siebie dokumenty diabelskie z tego terenu, które pan tak uprzejmie dla mnie przygotował, i zjem kolację u siebie w pokoju.
— Oczywiście, oczywiście…
Joe pożegnał się z gospodarzem, cicho zamknął drzwi za sobą i poszedł na górę, wsłuchując się w głuche echo swoich kroków, brzmiące pod sklepieniem wielkiej, kamiennej sieni. Kiedy znalazł się w pokoju, usiadł za stołem i pobieżnie przejrzał kilkanaście starych ksiąg, oprawionych w wyblakłą, naciągniętą na deszczułki skórę z wytłoczonym na niej herbem Gilburne’ów. Wreszcie wziął do ręki kilkanaście zeszytych razem pergaminowych kart. To było to, czego szukał. Rozsiadł się wygodniej i zaczął czytać:
„W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen! Ja, Franciszek Silby, wikariusz parafii pod wezwaniem Świętego Eustachego w mieście Blue Medows, umyśliłem przekazać piórem moim niewprawnym dzieje plugastwa czternastu czarownic okropnych ze wsi Norford w naszym to hrabstwie Suffolk, a także opowiedzieć, jak to wielebny Matthew Hopkins, natchniony przeciw mocy diabelskiej łaską od Pana Boga Wszechmogącego pochodzącą, plugastwo to na jaw wywlókł, światu je ukazał i nierządne córy diabelskie ku karze wiekuistej i ziemskiej przywiódł, ludziom odetchnienie i zadowolenie czyniąc, jako że hrabstwo Suffolk nasze przesławne z dawna znane było jako umiłowane przez Diabelską Wszeteczna Mość i karami różnymi przez Opatrzność za to obłożone, jako to: zarazy, pożary, susze, nieurodzaje, bydła pomory, burze, ulewy z wiatrami potężnymi. Co jeśli karą Bożą nie było, to niechybnie takoż przez one czarownice sprowadzono na nas zostało, a to dla udręczenia rodzaju, który Szatan od wieków do zguby przywieść pragnie, zawiścią gorejąc, gdy myśli o szczęśliwości wiekuistej, która ludzi po śmierci oczekiwać może…