Выбрать главу

Zamknęły się cicho i gospodarz położył rękę na umieszczonym przy nich kontakcie. W ostrym świetle, które zalało pokój, Joe zauważył od razu stojącą po lewej stronie biurka przy ścianie dziwną konstrukcję z drucianych pręcików, podobną do wielkiej klatki, której dno zajmowały sztuczne skałki, porośnięte kępkami trawy. Spomiędzy nich wyrastało niskie, pozbawione liści drzewko.

— To jest biblioteka — gospodarz okrągłym gestem ukazał ściany pokoju. — Tu zwykle czytam i pracuję. Na pewno niejedno z tych dzieł jest panu znane, ale inne… — podszedł do wielkiej oszklonej szafy w kącie, wewnątrz której widać było stare, skórzane grzbiety i płasko leżące pomarszczone zwoje, przedzielone błyszczącym celofanem — …muszą pana zaciekawić, jeżeli chce pan naprawdę posiąść wiedzę o Diable i jego sprawach w średniowiecznej Europie. Zresztą tropię go nie tylko na tym obszarze i w tym okresie czasu. Przygotowuję obecnie pełną pracę o jego rodowodzie. A jest to rodowód długi i skomplikowany jak dzieje samej ludzkości. Zdziwi się pan zapewne, ale moim zdaniem rogi Jego pochodzą z Krety, a kopyta aż z przedpotopowego Sumeru. Ale nie to jest naprawdę ważne. W rzeczywistości jedynie istotne są Jego cechy psychiczne, Jego moc i władza nad ludźmi. A co za tym idzie, lęk, jaki wywoływał, i sposoby, jakimi próbowano z nim walczyć… — Uśmiechnął się i zniżywszy głos powiedział z wyrazem lekkiego rozbawienia:

— Chociaż jeśli chodzi o mnie, zawsze interesowali mnie najbardziej Jego zwolennicy, ci, którzy chcieli przy Jego pomocy uzyskać władzę nad bliźnimi i materią… Tym ludziom, z których tylko paru, jak doktor Faustus, uzyskało sławę, a inni, nie zauważeni przez poetów, poszli w zapomnienie, mam zamiar także poświęcić grubą książkę. Jedyny kłopot w tym, że mam do niej zbyt wiele materiałów… — Znowu się uśmiechnął. — Widzę, że zauważył pan już moich pupilków. Nie, to nie dziwactwo demonologa. Diabeł jest dla mnie obiektem badań i nigdy nie daję się wciągnąć w żadne zabawy z Nim. Trzymam je po to, żeby co dnia rozumieć lepiej, dlaczego są one Jego symbolem. To On przecież, przybrawszy postać węża, namówił Ewę. Dotąd kładzie się Go pod stopy Dziewicy. „Zdepcze ona głowę Twoją, Szatanie…”

Podszedł do klatki, otworzył drzwiczki i wsunął dłoń do środka. Joe zbliżył się. Irving Ecclestone wyjął rękę i zaniknął drzwiczki. Długi, zielonkawy wąż zakołysał się lekko pomiędzy jego palcami, złożył miękko głowę na rękawie marynarki i zaczął pełznąć w górę, ku szyi. Gospodarz pogładził go lekkim ruchem i niemal nie zwracając na niego uwagi zapytał:

— Nie boi się pan ich, prawda?

— Oczywiście, że nie — Alex dotknął głowy wędrującego węża, który cofnął ją i znieruchomiał. W blasku kandelabra jego małe, mądre oczka świeciły pięknym oliwkowym blaskiem.

— Widzi pan! — Irving delikatnie zdjął węża z ramienia i włożył na powrót do klatki. — Nie lubi obcych. Uznaje tylko mnie i pokojówkę Cynthię, która karmi jego i jego żonę… — Wskazał głąb klatki, gdzie na suchej gałęzi sztucznego drzewka leżał wyciągnięty drugi wąż, nieco mniejszy i jaśniejszy, oplótłszy końcem ogona pień. — …Do tej pory nie rozumiem, czemu wywoływały wyłącznie te skojarzenia? We mnie budzą sympatię. Są łagodne, spokojne i miłe… Ale mówiliśmy o mojej bibliotece. Obok mam trzy pokoje pełne eksponatów. Zbieram je od dawna, a ponieważ nie zadowalałem się byle czym, więc stanowią one także kolekcję nie do pogardzenia. O ile wiem, nie ma muzeum na kuli ziemskiej, które dysponowałoby tego rodzaju zestawem. Ale w sumie są to dla mnie tylko pomoce naukowe.

„Nadprzyrodzone — jak powiedział nasz przyjaciel Arystoteles — jest tylko to, co nie podlega obserwacji”. Dlatego interesuje mnie Diabeł w duszy ludzkiej, a nie w śladach, które mu przypisano.

— Och, jeżeli wspomniał pan już o śladach… — powiedział Joe półgłosem, przesuwając oczyma po rzędzie tomów stojących na jednej z najbliższych półek — to właśnie sir Alexander Gilburne wspomniał mi przypadkowo w Londynie, że widział odciski jego racic w jednej z tutejszych grot. W Diablej Grocie, tak ona się nazywa, prawda? Dlatego przyjechałem. Szczerze mówiąc nie marzyłem nawet, że dane mi będzie poznać tak znakomitego demonologa jak pan. Ale moje skromne hobby polega właśnie na zbieraniu danych do książki mającej ambicję stania się przyrodniczym wytłumaczeniem najbardziej znanych rodzajów widomych fenomenów diabelskich. Chodzi mi oczywiście zarówno o popełnione ongi świadomie oszustwa, jak i o igraszki natury.

— To może być bardzo interesująca praca! — Irving z uznaniem pokiwał głową. — Materiały do niej są olbrzymie. Całe średniowiecze aż do czasów nowożytnych, ba, nawet jeszcze nasz wiek, znają tysiące tego rodzaju zjawisk. Jeżeli nie uzna pan tego za impertynencję, mógłbym dać panu parę wskazówek dotyczących faktów, o których być może pan nie słyszał…

— Będę tylko szczęśliwy, mogąc powołać się na pana, chociażby w jednym tylko odsyłaczu. Już sam taki prosty fakt podniesie natychmiast godność mojej książki w oczach znawców.

— Nie przesadzajmy, nie przesadzajmy… — Irving Ecclestone skromnie potrząsnął głową. — A jeśli chodzi o te ślady, to… — urwał i pochylił się ku gościowi — nawet ja sam je widziałem.

— Widział je pan?

— Tak. Dwukrotnie. Wewnątrz Diablej Groty, tuż obok szczeliny prowadzącej w głąb ziemi.

— A czy znalazł pan już jakieś logiczne wytłumaczenie tego zjawiska?

— Nie. Jak dotąd, nie. O ile oczywiście nie był to żart kogoś… któregoś z…

Znowu urwał i Joe z lekkim zdumieniem zauważył, że jego gospodarz jest zdenerwowany. Ale wrażenie to minęło tak szybko, jak się pojawiło.

— Byłbym bardzo zadowolony — powiedział Irving z uśmiechem — gdyby zechciał się pan tym zająć. Fenomen tego rodzaju, występujący współcześnie w odległości kilkudziesięciu mil od Londynu, mógłby stać się na wpół sensacyjnym fragmentem pana książki. A jak pan wie, każda dobra praca naukowa powinna być także ciekawa. Chętnie panu w tym pomogę,— Nie kończąc zdania podszedł do okna i odsunął storę. Obaj przymrużyli oczy, gdy oślepiający blask słońca uderzył w nich przez szybę. Joe ze zdziwieniem zauważył, że okno jest solidnie okratowane. Irving Ecclestone otworzył je i wskazał widniejącą naprzeciw ścianę skalną, pośrodku której widać było czarny otwór Diablej Groty. Alex podszedł do okna i wychylił się tak daleko, jak na to pozwalała krata. W dole grunt opadał niemal pionowo ku wąwozowi, gdzie cienka nitka strumienia tańczyła pośród głazów obrośniętych ciemnym mchem. Po drugiej stronie ściana unosiła się równie ostro. Wejście do Diablej Groty znajdowało się nie więcej niż o sto pięćdziesiąt jardów w linii powietrznej od okna, w którym stali teraz.

— Sir Alexander Gilburne ma dość osobliwą teorię na temat tych śladów… — mruknął Joe, patrząc na zalany słońcem las i wystrzelającą ponad nim iglicę skalną.