Przez chwilę nie widział zupełnie nic. Potem wydało mu się, że widzi zakręcający ostro w prawo korytarz skalny. Gdzieś na krańcu zwężającego się tunelu tańczył blady odblask jak gdyby świecy, zapalonej w głębi pieczary i poruszanej powiewem.
Joe dotknął mimowolnie tylnej kieszeni spodni. Był nie uzbrojony. Pomyślał z naglą sympatią o skośnookim doktorze Yarnamoto i cicho jak duch wsunął się w czarną czeluść. Pod nogami czuł suchy kamień, a chwilami sypki piasek. Posuwał się pochylony, choć wydawało mu się, że ciemność w górze jest wysoka jak katedra. Tuż przed zakrętem korytarza przystanął i wstrzymał oddech.
Głos był kobiecy, cichy i gwałtowny. Opierając się palcami o chłodną ścianę korytarza, wyjrzał. To, co zobaczył, było tak nieprawdopodobne, że przez chwilę wpatrywał się jak urzeczony w ów obraz, niknący i pojawiający się pośród błysków płomieni, których migotliwe odbicia uciekały po ścianach jak szybkie, pierzchające ryby.
Przed nim w świetle maleńkiego, tlącego się na ziemi ogniska leżała niewielka, niemal okrągła komnata skalna. Jej opadające ku jednej ze ścian dno kończyło się czarną szczeliną. Klęczała przed nią kobieta o czarnych, rozpuszczonych włosach i modliła się złożywszy ręce.
— Daj mi go… daj mi go, Czarny Duchu… Chcę mu prać koszule i doglądać go w chorobie, kochać go w nocy i gotować mu w dzień. Daj mi go! Tylko Ty mi go możesz dać, bo wszystko nas dzieli i on nigdy mnie nie zechce za żonę. Zechce ze mną spać i będzie dobry dla mnie. Ale za żonę weźmie inną. A dla mnie nie ma życia bez niego… Oddam Ci moje ciało i duszę, i zbawienie wieczne za to jedno…
Umilkła i pochyliła głowę. Mówiła teraz tak cicho, że dobiegał do niego tylko szelest jej słów. Potem rozplotła złożone ręce i z małego węzełka, który leżał obok na kamiennej podłodze Groty, wyjęła pęk suchych ziół i cisnęła w dogasające ognisko. Płomień na chwilę wystrzelił jaśniej i znów przygasł.
Joe cofnął się i na palcach, krok po kroku, tłumiąc oddech, wycofał się korytarzem ku wylotowi jaskini.
*
Kiedy po godzinie sir Alexander Gilburne sam otworzył mu drzwi domu w odpowiedzi na ciche pukanie, cofnął się ze zdumieniem.
— Na miłość boską, co się z panem działo?
Alex poszedł za jego spojrzeniem i dopiero teraz zauważył, że jest od stóp do głów umazany pleśnią, gliną i pokryty sosnowymi szpilkami.
— Byłem na spacerze… — Uśmiechnął się. — Przeszedłem czterysta lat w ciągu kilku godzin. Nasz przyjaciel Einstein byłby ze mnie zadowolony.
— Nie wiem, gdzie pan był, ale wygląda pan, jakby pan wyszedł z piekła.
— Och, mniej więcej. W każdym razie jestem trochę zmęczony. Ta burza za długo już wisi w powietrzu. Noc jest cieplejsza, niż często bywają dni o tej porze roku.
— Tak… — Sławny prawnik raz jeszcze obrzucił uważnym spojrzeniem swego gościa. — Niech pan po kąpieli pozostawi to ubranie w łazience. Austin wejdzie tam rano i postara się je doprowadzić do stanu używalności, zanim się pan obudzi.
— Mam inne ze sobą…
— To nic. On to świetnie potrafi robić. Nie wydaje mi się, żeby jadł pan kolację w miejscu, które pan zwiedził, prawda?
— Dziękuję bardzo. Nie jestem głodny. Ale gdyby filiżanka herbaty… — Joe ziewnął, zasłaniając ręką usta. — I, jeżeli nie będę zbyt natrętny, chciałbym jeszcze dzisiaj zająć kilka minut pańskiego czasu.
— Och, oczywiście. Niech się pan wykąpie. Herbata będzie już czekała. Jeżeli chodzi o mnie, to usypiam z trudem, a o tej porze nigdy.
— Bardzo się cieszę. Interesują mnie pewne problemy architektoniczne. Gilburne uniósł brwi, ale nie powiedział ani słowa, — To znaczy rozkład pokoi w Norford Manor.
— Widzę, że jest pan niezmordowany. Oby był pan tak samo szczęśliwy w swoich poczynaniach.
— Za to nie ręczę… — powiedział Joe poważnie. — Już dawno nie miałem tak marnego wyobrażenia o moich zdolnościach w tej ponurej dziedzinie.
— Czy odkrył pan coś ciekawego dziś wieczorem?
— Nie. W pewnym sensie nie było to nic zaskakującego. Ale faktów mamy coraz więcej.
A jak powiedział nasz przyjaciel Heron: dochodzę do wniosku, że wiedza może być używana nie tylko dla ulepszenia istnienia człowieka, ale i dla wywołania strachu i zadziwienia go. Ale dajmy temu spokój na razie. Przez cały czas mam wrażenie, że cokolwiek pomyślą, musi być bezsensowne. Prawda albo jest o wiele prostsza, albo o wiele bardziej skomplikowana od mojej hipotezy. Za kwadrans zejdę, jeżeli pan pozwoli.
I minąwszy znakomitego adwokata wszedł szybko na schody. Kiedy po kilkunastu minutach czysty i przebrany wrócił do hallu, Gilburne czekał na niego niemal w tym samym miejscu i z tym samym wyrazem twarzy, z jakim Joe go pozostawił. Usiedli przy stole w jadalni i nie czekając nawet, aż herbata wystygnie trochę, Alex przeszedł do rzeczy, — Zauważyłem dzisiaj, że doktor Duke mieszka na parterze, prawda? Zaciekawiło mnie to o tyle, że w tego rodzaju rezydencjach sypialnie położone są z reguły na piętrze i nigdy nie umieszcza się ich na jednym poziomie z jadalnią i salonem. Czy ktoś jeszcze mieszka na parterze?
— Tak… Przedtem było oczywiście tak, jak pan mówi, ale kiedy stara pani Elizabeth straciła władzę w nogach, postanowiła przenieść swoją sypialnię na dół, a wraz z nią przeniósł się tam lekarz oraz pielęgniarka, których chciała mieć w nocy blisko na każde zawołanie. Dokonano wtedy w domu pewnych przeróbek i zamieniono na sypialnie dwa saloniki i dawny pokój myśliwski. Wybudowano także dodatkowe łazienki. Zresztą życzeniem starej pani było, aby po jej śmierci wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Na parterze poza tym znajduje się pokoik gościnny, który Thomas Kempt zajmował jako chłopiec, kiedy przyjeżdżał tu jeszcze z matką. Od tej pory zajmuje go zawsze, ile razy przyjeżdża do Norford. Pokoje służby są na dole i wychodzą na przepaść. Od strony ogrodu są to sutereny, ale w rzeczywistości mają tak sarno duże okna jak pokoje parteru. Są tylko położone niżej. Rozkład pokoi na piętrze zna pan częściowo. Wyprowadzenie się matki i jej dworu Irving Ecclestone wykorzystał natychmiast, powiększając obszar swego muzeum. Zajmuje on tam teraz w sumie pięć pokoi: gabinet, trzy pokoje muzealne i sypialnię. Naprzeciw są pokoje Joan i Nicholasa, i kilka nie zajętych w tej chwili pomieszczeń gościnnych. To wszystko. Rezydencja nie jest duża i nigdy nie rozbudowywano jej, ze względu na położenie. W końcu rzadko bywają domy, których ściany z trzech stron opadają w przepaść.
— Czy mógłby mi pan narysować z pamięci szkic parteru i piętra Norford Manor?
— Chyba tak, ale to nie jest konieczne. Wyszedł z pokoju i po chwili powrócił, niosąc płaska tekturowa teczkę. — Mam u siebie plan domu, ponieważ dbam o jego konserwację i opłacam wszystkie roboty z nią związane. Czy chce pan to zabrać do swojego pokoju?
— Jeżeli pan pozwoli.
— Jak najchętniej. — Gilburne wyjął z teczki kilka kartonów. Wyszukał jeden z nich, opatrzony napisem: I piętro. — W tym pokoju umarła Patrycja… — powiedział cicho. — Mówię panu o tym, bo przypuszczam, że to pana powinno zainteresować.
— Dziękuję. — Joe wsunął karton do teczki i wstał. — Dobranoc, sir Alexandrze. Jeżeli zaśpię, proszę pamiętać, że będę dziś pracował do późna w noc.
— Na pewno nikt nie zakłóci panu snu… Joe ruszył ku drzwiom i zatrzymał się.
— Och, jeszcze jeden drobiazg. Czy nie wie pan, dlaczego wszystkie okna w Norford Manor zaopatrzone są w kraty?
— Wiem. Parter był okratowany prawdopodobnie już w pierwszych latach po zbudowaniu domu. A kraty pierwszego piętra są pomysłem Elizabeth Ecclestone. Bała się o dzieci, o Patrycję i Irvinga. Prawie wszystkie okna wychodzą na kilkunastopiętrową przepaść. Po wstawieniu krat była przynajmniej spokojna, że żadne z dzieci nie wychyli się za daleko przez parapet. I tak już potem pozostało.