Выбрать главу

— I co panienka zrobiła?

— Nic. Na to się nie da przecież nic poradzić. Takie rzeczy nie są w ręku łudź… — Urwała. — Zebrałam na tacę filiżanki i wyszłam. A wtedy spotkałam pana Kempta na korytarzu i powiedziałam mu, co tu zobaczyłam. Pan Kempt zajrzał, zamknął drzwi na klucz i kazał mi iść na dół do siebie i nie budzić nikogo. Kiedy schodziłam, słyszałam, że telefonuje. Zdaje się do pana, prawda, proszę pana? — Skłoniła lekko głowę w stronę Gilburne’a. — Usłyszałam nazwisko. A potem zeszłam na dół, położyłam tacą w kuchni na stole i wróciłam do pokoju.

— I zaczęła panienka prasować sukienkę?

— Tak… — Uniosła brwi. — Przecież dlatego wcześniej wstałam.

— Luter… — powiedział Alex, zwracając się do Gilburne’a — …mieszkając w klasztorze wittenberskim, budził się często, jak sam opowiadał, i słysząc hałasy w korytarzu nasłuchiwał czujnie. Ale słysząc, że to nie napad opryszków ani pożar, tylko Diabeł, usypiał spokojnie.

— Spokojne sumienie… — mruknął Gilburne — bywa i tarczą, i włócznią.

— Właśnie. Panienka nie obawia się Diabła, jak widać?

— Nie, proszę pana. Nie obawiam się Go. — Cynthia spokojnie potrząsnęła głową. Alex otworzył usta, ale nic nie powiedział. Przez chwilę milczał.

— Dziękuję panience…

Cynthia dygnęła i skierowała się ku drzwiom. Potem zatrzymała się.

— Przepraszam, że pytam, ale panowie pewnie jeszcze nic nie jedli? Czy podać kawę i coś do zjedzenia?

Zanim Joe zdążył odpowiedzieć, uchylone drzwi otworzyły się i stanęła w nich Joan Ecclestone, ubrana w śliczną szarą piżamę i króciuteńki czerwony szlafrok, który nadawał jej wygląd greckiej dziewczyny ożywionej na starym, kamiennym fryzie. Była tak wyraźnie zaspana, że nawet poważny sir Alexander uśmiechnął się na jej widok.

— Nicholas… — powiedziała ziewając. — Czy jesteś tutaj? — Rozejrzała się, dostrzegła Alexa i Gilburne’a, potem wzrok jej spoczął na stojącym na podłodze portrecie. Potrząsnęła głową. — Co się stało? — Weszła do pokoju i zbliżyła się do Joego. — Czy on znowu?… — Nie dokończyła i wskazała ręką na obraz, W ciągu ułamka sekundy musiała opuścić ją senność, bo głos jej był w tej chwili zupełnie przytomny.

— Czy pani szuka swojego męża? — zapytał Alex, odpowiadając pytaniom na pytanie. — Tak… — Joan spojrzała na niego i nagle zobaczył w jej oczach przestrach. — Mieliśmy rano pójść nad brzeg wąwozu. Chciał malować o świcie, bo powiedział, że o tej porze będzie miał konieczne światło do tego, co chce zrobić. Przygotowałam wieczorem termos z kawą i mieliśmy wstać po piątej. Chciałam pójść z nim… — Zawahała się i spojrzała na Alexa. — Postanowiłam przerwać na dwa dni trening i odpocząć. Tymczasem kiedy obudziłam się teraz: i zajrzałam do jego pokoju, Nicholasa już nie było. Musiał chyba wyjść wcześniej, bo łóżko jest zimne zupełnie… Więc zeszłam… Na pewno wstał wcześniej i nie chciał mnie budzić…

— Na pewno… — Alex rozejrzał się. — Pani ojciec śpi jeszcze najprawdopodobniej?

— Nie wiem! Zwykle wstaje bardzo wcześnie… Czasami mam wrażenie, że nigdy nie śpi… Czy chce, pan go zobaczyć?

— Och, gdyby to nie zakłóciło mu snu…

Joan odwróciła się do Cynthii, ale po ułamku sekundy wahania zmieniła najwidoczniej zdanie, bo powiedziała szybko:

— Sama po niego pójdę.

Wyszła z pokoju. Czerwony szlafroczek błysnął w drzwiach i zniknął. Alex odetchnął głęboko.

— Dziękujemy już panience bardzo… Proszę iść i wyprasować sobie tę sukienkę. Diabeł Diabłem, a taka zabawa jest tylko raz do roku, prawda?

— Już ją wyprasowałam, proszę pana… — Mimowolnie Cynthia odpowiedziała mu uśmiechem, ale zaraz spoważniała, dygnęła i znikła za drzwiami.

— Zupełny obłęd… — mruknął Kempt. — Nie dziwi się pan teraz chyba, że przyszliśmy wtedy do pana, w Londynie. Niby nic się nie dzieje, ale… — Zastanowił się. — Czy pan rozumie coś z tego?

— Wydaje mi się, że tak… Ale niewiele. W każdym razie… — Joe urwał.

— Tak? — powiedział Gilburne.

— Komuś w tym domu zagraża niebezpieczeństwo i jestem bardzo szczęśliwy, że spędzę tu kilka dni. Może przekonam Diabła, że jest bliżej piekła, niż przypuszcza.

— Sadzi pan, że komuś tu coś naprawdę grozi? — Kempt zmarszczył brwi. — Ale dlaczego? Nie rozumiem, kto mógłby dybać na moje życie, na życie sir Alexandra albo na czyjekolwiek inne?

— Tego nie powiedziałem, chociaż nikt z nas nie wie, co niesie przyszłość. Gdyby ludzie znali ją, niejeden okropny czyn pozostałby w sterze planów i nie ujrzałby światła dziennego… W każdym razie, cokolwiek się stanie, mogę obiecać z mojej strony tylko jedno: chociaż nie wszystko jest dla mnie jasne, człowiek czy demon w ludzkiej skórze, działający pośród nocy na terenie tego domu, nie będzie korzystał z owoców swojego działania. I gdybym był na jego miejscu, drżałbym w tej chwili z przerażenia, zamiast wyprawiać diabelskie sztuczki. Znajdę go, żeby nawet ukrył się przede mną sto mil pod ziemią!

— Pomożemy panu w tym wszyscy! — powiedział? Kempt szczerze i wyciągnął do niego rękę. — Chociaż niewiele z tego rozumiem, wierzę, że uda się to panu, T jeżeli w moim skromnym zakresie będę mógł pomóc panu, to…

Nie dokończył, bo człowiek stojący w tej chwili na progu powiedział spokojnie:

— Dzień dobry! To musi być dla pana bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności, mr Alex. Na własne oczy jest pan świadkiem jednego z tych fenomenów. Jak się panu podoba ten żarcik? Irving Ecclestone wszedł do pokoju. Był już całkowicie ubrany. Joan wsunęła się za nim i po raz pierwszy Joe zauważył podobieństwo pomiędzy ojcem a córką. Byli pozornie zupełnie różni, ta prosta, wysoka, pełna życia i niemal zwierzęcej zwinności dziewczyna i stąpający nieco niepewnie, przygarbiony lekko, uczony krótkowidz. W budowie czaszek i układzie rysów była pomimo to wewnętrzna zbieżność, którą antropolog odcyfrowałby bez trudu.

— Jeżeli mam być szczery, mr Ecclestone, to żarcik ten nie podoba mi się… — Joe ujął obraz w ręce i z pewnym wysiłkiem uniósł go, wszedł na krzesło i zawiesił portret na ścianie. — Wolałbym, żeby pański czcigodny przodek zachowywał się nieco spokojniej. Jak pan wie, jestem nie tylko demonologiem amatorem, ale i pisarzem kryminalnym. Nie podoba mi się ta zabawa.

Ecclestone podszedł do obrazu i poprawiając szkła przyjrzał mu się uważnie, jak gdyby w postaci sir Johna chciał odnaleźć klucz tajemnicy.

— Wie pan co? — powiedział nagle pośród milczenia obecnych, którzy mimo woli śledzili jego ruchy. — Przyszło mi do głowy, że to wszystko może być wynikiem działania lunatyka.

— Może ktoś w domu ma somnambuliczne skłonności, których dotąd nie zauważono? Historia zna takie wypadki, kiedy sprawy tkwiące za dnia w podświadomości ujawniają się u lunatyka w działaniu przez sen… Mamy teraz już niemal pełnią, a noce są bezchmurne…

— Ale w zeszłym tygodniu nie mieliśmy pełni… — Joe pokręcił głową. — Chciałbym, żeby tak było… Ale nie uważam tego za prawdopodobne.

Irving odszedł od obrazu i usiadł na jednym z krzeseł stojących wokół stołu.

— W średniowieczu sądzono, że lunatyk jest to człowiek ochrzczony przez pijanego księdza.