— Mój Boże… — powiedziała Joan. — Zaraz dojdziemy do samego Diabła we Własnej Osobie. — Czy nikt nie chce wypić filiżanki kawy?
Druga kobieta… — pomyślał Joe. — One zawszą myślą o tym, żeby mężczyźni byli nakarmieni.
— Myślę, że nasz najazd o świcie trwa już zbyt długo, sir Alexandrze, prawda? Poza tym trzeba chyba będzie sprawdzić, czy i drugi fenomen wystąpił równocześnie?
— Drugi? — Irving spojrzał na niego. — Ach, ma pan na myśli ślady w Grocie. Tak, warto by to sprawdzić!
— W każdym razie ja pójdę — Joe skinął głową. — W przeciwieństwie do wszystkich tu obecnych, nie widziałem czegoś podobnego jeszcze nigdy w życiu…
Skłonił się. Zauważył, że Joan Ecclestone wyszła na chwilę przed nim.
— Pójdę z panem… — Irving potrząsnął głową. — Trzeba to przecież w końcu wyjaśnić… — Uśmiechnął się niepewnie. — To naprawdę dobry żart, żeby w domu specjalisty od tych spraw działy się takie rzeczy i nikt nie mógł odkryć ich autora… Kiedy Joe znalazł się w hallu, usłyszał okrzyk z tarasu.
— Nik! — To wołała Joan Ecclestone. Dostrzegł ją, biegnącą w dół po stopniach. Wyminęła samochód i zawisła na szyi Nicholasa Robinsona, który patrzył na nią ze zdumieniem, rozłożywszy szeroko ręce. W jednej z nich trzymał prawdopodobnie obraz, zakryty płachtą papieru, zwisającą luźno po obu stronach napiętego na blejtram płótna. W drugiej lśnił ów aluminiowy przyrząd, który Joe zaobserwował, kiedy spotkał go po raz pierwszy. Skrzynka z farbami i pędzlami, przewieszona na pasku biegnącym przez ramię, kołysała się nisko pod pachą.
Wyswobodził się delikatnie z objęć żony i ruszył ku tarasowi. Joan szła obok niego, bardzo blada i uśmiechnięta.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś, że chcesz tak wcześnie wstać? Przestraszyłam się, kiedy cię nie zastałam w pokoju!
— Przestraszyłaś się? — Nicholas roześmiał się. — Nie myślałaś chyba, że porzuciłem cię pośród nocy, żeby spędzić poranek w objęciach którejś z czarownic na Diablej Skale? Zresztą one mają swoje przepisy, zdaje się. Znikają o wschodzie słońca. — W tej samej chwili zdał sobie widocznie sprawę z obecności samochodu przed domem. — Czy ktoś przyjechał?
Glosy obojga brzmiały czysto w porannym powietrzu. Nicholas dostrzegł grupkę mężczyzn stojących na ganku.
— Dzień dobry, szanowny twórco mojej żony. Dzień dobry, sir Alexandrze… — Z uśmiechem skinął głową Alexowi. Potem spoważniał. Wszedł na taras.
— Czy coś się stało?
Nie czekając odpowiedzi wszedł do hallu, powiesi! skrzynkę na wieszaku, wsunął swój statyw do jednego z otworów służących do przechowywania parasoli, ostrożnie oparł obraz o ścianę, odwróciwszy go tyłem do patrzących, i zawrócił.
— Portret sir Johna znowu przekręcił się dziś w nocy… — powiedział Kempt.
— Niespokojny staruszek… — Nicholas wzruszył ramionami. — Joan, jestem głodny jak smok. Każ podać mi coś do zjedzenia, bo zacznę obgryzać palce. A jeżeli chodzi o szanownego protoplastę, to myślę, że gdybyście przestali na niego zwracać uwagę, uspokoiłby się od razu…
— Idziemy do Groty… — powiedział sir Alexander — sprawdzić, czy odciski nie powtórzyły się.
Nicholas patrzył za Joan, oddalającą się w stronę schodów kuchennych, potem nagle odwrócił głowę.
— Nie musicie panowie tam chodzić…
— Dlaczego? — Alex stał obok wieszaka, bawiąc się odruchowo zamkiem skrzyneczki, w której były farby.
— Bo byłem tam przed pół godziną. Żadnych śladów nie ma. To znaczy są, ale nie diabelskie. Koło szczeliny widać ślad jakiegoś małego ogniska, a naokoło odciski niewielkich, chyba damskich pantofli. Pewnie jakieś dziewczęta poszły tam na wycieczkę…
— Czy jesteś pewien, że sprawdziłeś całe dno Groty?
— Ależ tak. — Nicholas wyciągnął z kieszeni bluzy płaską latarkę elektryczną. — Zaglądałem wszędzie. Nie zostawiłem ani cala nie obejrzanego. Jeżeli mi nie wierzycie, możecie zresztą sami się przekonać…
— A co skłoniło pana do tak dokładnych oględzin Groty akurat dzisiaj? — powiedział spokojnie Joe.
Po jego słowach zapadło nagłe milczenie, jak gdyby wszyscy obecni zdali sobie sprawę, że nie pomyśleli dotąd o tym, o czym powinni byli pomyśleć już po pierwszych jego słowach.
— Dlaczego? — Nicholas uśmiechnął się. — To moja słodka tajemnica… Nie na długo. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj wieczorem podzielę się nią ze wszystkimi.
Śmiejąc się głośno, rozbawiony nagle jakąś myślą, której treści najwyraźniej nie miał zamiaru nikomu zdradzić, wziął z wieszaka swoją skrzynkę, uniósł ostrożnie stojący pod ścianą obraz i, nie przestając się śmiać, ruszył na górę i zniknął za zakrętem schodów.
— Tak… — Irving Ecclestone westchnął — za takich oto poważnych ludzi jesteśmy zmuszeni, dzięki emancypacji, wydawać w dwudziestym wieku nasze córki, które nie uważają nawet za stosowne zapytać nas o zdanie…— Ale mimo to nie jest on chyba najgorszym chłopcem, jeżeli Joan go tak kocha… — Spojrzał na Alexa. — Czy pójdziemy do Groty?
Joe potrząsnął głową.
— Myślę, że to nie jest konieczne. Nie posądzałbym pańskiego zięcia o nieprawdomówność. Jeżeli twierdzi, że zbadał całą Grotę, na pewno wie, co mówi.
— Ale dlaczego? — Gilburne zmarszczył brwi. — Przecież nie wiedział o tym, że obraz został odwrócony. Nie miał żadnego powodu zrywać się tak wcześnie, a potem pędzić w dół i w górę wąwozu.
Joe rozłożył ręce.
— Chociaż mnie samego interesują tego rodzaju rozważania, myślę, że żyjąc w wolnym kraju, musimy zaczekać do wieczora. Pan Robinson obiecał nam, że dłużej nie będzie trzymał przy sobie tego sekretu.
Zresztą będą oboje dzisiaj u pana na brydżu, prawda? Może więc dowiemy się czegoś wcześniej.
— A kiedy już będziecie mieli dosyć kart, proszę bardzo do mnie! — Irving ujął Gilburne’a pod ramię: — Pan Alex będzie od dzisiaj moim gościem i myślę, że po brydżu pojawi się tutaj i już nas nie opuści aż do wyjazdu.
— Dziękuję bardzo… — Joe uśmiechnął się. — Będę się starał pomnożyć moją skromną wiedzę przy pomocy pana olbrzymich wiadomości.
— Przyjdziemy wszyscy, mniej więcej o czwartej… — powiedział Gilburne. — Austin spakuje rzeczy pana Alexa i przyprowadzi jego wóz tu do garażu… — Zwrócił się do Joego:
— Może pan w ogóle o tym nawet nie myśleć. Służba „poda” pana z jednego domu do drugiego i wszystko będzie gotowe tutaj. Dawniej niejednokrotnie przejmowaliśmy tak nawzajem od siebie gości, którzy byli naszymi wspólnymi przyjaciółmi.
Joe podziękował i rozstali się z Norford Manor, obiecując Irvingowi, że o czwartej pojawią się znowu. Kempt zbliżył się do siedzącego już za kierownicą Alexa i pochylając się do okienka powiedział półgłosem:
— Nie mogę zapomnieć tamtych pana słów o niebezpieczeństwie dla domu. Nie ruszę się stąd do pańskiego przybycia. Może pan na mnie liczyć… o ile oczywiście ta cała sprawa nie jest nonsensem.
— Pan także może liczyć na mnie… — powiedział Joe poważnie. — Każdy następny ruch Diabła i dostanę go. A wtedy uwolnimy ten dom od strasznych przypuszczeń, które, jak mi się wydaje, każdy z jego mieszkańców snuje dla siebie, udając przed innymi, że nic się nie dzieje i nie ma powodu zawracać sobie głowy głupimi żartami. Nie wiedziałem nic o Norford Manor ani o jego Diable. Chciałem napisać kryminalną książeczkę i wyjechać do Grecji. Wtedy przyszliście panowie i .prosiliście, żebym spełnił wobec tego Diabła rolę archanioła z mieczem ognistym. Boję się, że nie będzie to najłatwiejsza z ról, jakie grałem w życiu. Ale odegram ją do końca.