Выбрать главу

Skinął ręką Kemptowi i nacisnął pedał gazu. Wóz ruszył cicho i po chwili zniknął w alei opadającej w dół łagodnymi serpentynami, pod zieloną kolumnadą starych drzew o liściach rozjaśnionych wesołymi barwami wczesnego lata.

Ale dopiero kiedy zatrzymali się na słonecznym podjeździe przed Valley House, Alexa ogarnęła niejasna świadomość błędu.

W długiej scenie, która rozegrała się przed jego oczyma w Norford Manor, tkwił jakiś błąd. Coś nie zgadzało się z resztą! Co? Potarł czoło dłonią, wysiadł z auta i w milczeniu wszedł razem z gospodarzem do mrocznej, kamiennej sieni…

…Tak, to był fragment czegoś, co ktoś z nich powiedział… Tkwił na krawędzi świadomości, atakował umysł i dobijał się gwałtownie do bram mózgu…

Nie mogąc go pochwycić, mając pełną świadomość, że gdyby zrozumiał to, czego nie może dostrzec, zrozumiałby nagle wszystko, Joe Alex ruszył do swego pokoju z sercem pełnym rozpaczy.

XVI. TATUSIU! TATUSIU!!! TATUSIUUU!!!…

— Rober! — powiedział Alex i spojrzał na zegarek. Brakowało dwudziestu minut do godziny czwartej. Wszyscy czworo wstali od stolika.

Ani lunch, ani brydż u sir Alexandra Gilburne’a nie był dziś tym, co można było nazwać towarzyskim sukcesem.

— Idziemy? — Joan podeszła do otwartego okna, a potem zawróciła. — Wiem, dlaczego tak lubię twój dom, wujku. Nie ma tu tych przeklętych krat. Norford Manor jest jak więzienie… Nie, klatka! A nocą ktoś odwraca obrazy twarzą do ściany! — Była bardzo blada i usta jej drżały. Spokój, który cechował ją rano, a potem towarzyszył podczas posiłku i gry w karty, zniknął nagle. — Policja powinna w końcu coś z tym zrobić!

— Chodźmy… — Nicholas ujął ją pod ramie.. — Panowie też idą, prawda? Mały spacer dobrze nam wszystkim zrobi. Nie denerwuj się, malutki człowieczku… Idzie burza i dlatego wszyscy jesteśmy trochę podnieceni. To takie małe zabawy elektryczności zawartej w powietrzu z elektrycznością zawartą w naszych szarych komórkach.

— Na wszelki wypadek weźmy płaszcze… — Gilburne zadzwonił na Austina, a potem małą grupką skierowali się przez łąkę ku furtce w murze.

Alex obrzucił przelotnym spojrzeniem daleki, górujący nad lasem dom na skale. W maleńkich oknach Norford Manor nadal odbijało się niebieskie niebo, ale powietrze zmieniło barwę i coś groźnego zawisło jak gdyby w nieruchomym niebie.

— Nie wiem, co mi jest?… — Joan strzeliła palcami jak mała dziewczynka, która pokazuje sztuczkę, jakiej dopiero co się nauczyła. — Dobrze, że Thomas tam został… Ale ostatecznie nie trzeba przecież sobie nic z tego robić… Nastraszył nas pan niepotrzebnie. — Zwróciła głowę do idącego o krok za nią Alexa: — Tyle o panu słyszałam, że od razu wydało mi się, jakby Norford musiało stać się terenem czegoś okropnego, tego, co spotyka się w pańskich książkach: mądry morderca i krąg tajemnicy… Wie pan, o co mi chodzi? A tymczasem pan przyjechał tu i odjedzie pan, a nic się nie może przecież stać… mam nadzieję… — dokończyła ciszej. Potem uniosła głowę. — Powinniśmy wszyscy stąd wyjechać. Nie wiem dlaczego, ale mam uczucie, że to nie babci coś grozi… Ona mogłaby zostać… Nie powinniśmy tu być… Chcę wyjechać stąd, Nik. Zabrać tatusia i wyjechać do Londynu.

— Boję się, że jestem ostatnim człowiekiem na świecie, który potrafi przekonać twojego ojca o czymkolwiek… — uśmiechnął się Nicholas. — Poza tym jeżeli będziemy wpadali w histerię, to zdaje się, że zrobimy właśnie to, o co chodzi naszemu dowcipnisiowi. Ale oczywiście jeżeli chcesz, w pięć minut po przyjściu do Norford Manor mogę wyprowadzić samochód i odjedziemy. Przyjeżdżam tu w końcu tylko po to, żeby spokojnie popracować i widzieć cię w dobrym nastroju, biegającą po lesie. Jeżeli ma być inaczej, cała zabawa nie jest warta dla mnie pół pensa. Łąka skończyła się. Minęli furtkę i weszli w las.

— Czy mógłby mi pan jednak powiedzieć, dlaczego tak rano poszedł pan dziś do Groty?

— Alex mówił spokojnie, ale w głosie jego była lekka nutka nacisku, na którą Nicholas natychmiast zareagował.

— Mógłbym, oczywiście. Ale chciałbym zaczekać jeszcze do wieczora. To, co mam zamiar dodać do mojego opowiadania, wymaga jeszcze… — Urwał. — Och, zaczekajmy do wieczora! — Uśmiechnął się. — Proszę się nie gniewać, ale nie jestem tak wrażliwy jak moja mała żona… — Objął ją ramieniem, ale zaraz puścił, jak gdyby zawstydzony publiczną poufałością. — Wiem, że kiedy wejdziemy do domu, Joan uspokoi się i wszystko będzie po staremu. Widzi pan, to otoczenie zawsze robi jej najlepiej przed wielkimi zawodami, a ja sam też mam tu parę problemów kolorystycznych do zwyciężenia. Świat tutaj ma swoje magiczne barwy i chcę je zrozumieć. Jest coś w bieli tych skał i w zieloności lasu, co razem daje powietrzu zupełnie inną fakturę niż gdziekolwiek indziej. A może wydaje mi się tak tylko? Ale to na jedno wychodzi. W sztuce przekonanie jest najwyższą prawdą.

— Och, na pewno masz słuszność, a ja histeryzuję… — Joan wyprostowała swoją sarnią sylwetkę. — Kiedy przyjdziemy, zrobię nam wszystkim dobrej, mocnej herbaty. Pan Alex porozmawia z tatusiem o rogach i racicach, a wujek Alexander, Thomas, ty i ja zagramy w coś, a może ta burza w końcu nadejdzie, bo przecież w końcu musi nadejść, i… wszystko będzie znakomicie. — Uśmiechnęła się blado. — Dobrze, że cała służba poszła do Blue Medows. Zabawię się. w dobrą gospodynię, a kobiecie kuchnia zawsze przywraca równowagę.

Gilburne, który szedł obok nich, postukując cicho swoją nieodłączną laską, uniósł nagle głowę.

— Cały ten optymizm byłby zupełnie na miejscu… — powiedział cicho — gdyby nie fakt, że mister Alex absolutnie nie wierzy w samobójstwo Patrycji.

— Co? — Nicholas nie zwolnił, ale w spojrzeniu jego zdumionych oczu Joe wyczytał nieomal niechęć. — Czy pan tak myśli na serio?

— Niestety. Poza wieloma dowodami, które w ostateczności dałyby się podważyć, widzę jeden, który jest niewzruszony. Myślę, że z całą pewnością mogę stwierdzić, że pani Lynch nie popełniła samobójstwa. Ale nie winię miejscowej policji ani koronera i jego sądu przysięgłych, który zatwierdził dochodzenie. Mój dowód jest natury dosyć… subtelnej, jeżeli można użyć tego zwrotu.

— A na czym go pan opiera? — Nicholas był teraz, po raz pierwszy może od chwili, kiedy Alex spotkał go, dorosłym mężczyzną, a nie rozczochranym, nieodpowiedzialnym artystą, pozującym nieco na wielkie, rozkapryszone dziecko.

— O ile wiem… — Joe spojrzał na niego spokojnie — pan także ma swoje małe tajemnice. Proszę pozwolić mi zachować moją do czasu, kiedy ujawnienie jej przyniesie największy pożytek śledztwu.

— Ale to oznacza, że morderca jest w ś r ó d nas! — powiedział Robinson z rozbrajającym zdumieniem. — A jeżeli jest wśród nas… — Nie dokończył rozpoczętej myśli. — W każdym razie, bez względu na wszystko, Joan wyjedzie stąd dzisiaj i nie wróci do tej diabelskiej nory, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Mordercy nie są odpowiednim towarzystwem dla kobiet, nawet dla takich, które mogą uciekać szybciej niż inne.

W jego ostatnich, pozornie żartobliwych słowach nie było uśmiechu. Znowu spojrzał na żonę.

— Wyjadę z tobą i będą cię pilnował dzień i noc, póki policja nie złapie tego człowieka.

Nie ma powodu, żebym tu pozostawał. Nie jestem detektywem i nic z tego nie rozumiem. Nie przydam się nikomu na nic i nikt nie powie, że jestem tchórzem. Za to mogę ci przyrzec, że nawet na treningu będziesz widziała mnie na trybunie! — Zwrócił się do Alexa. — No dobrze, ale dlaczego policja patrzy na to spokojnie?