Выбрать главу

Mówiła trochę za pewnie i obaj mężczyźni zauważyli to. Ale Joe nie zadał jej już żadnego pytania na ten temat. Kiedy tak jak poprzednicy odpowiedziała przecząco na widok klucza i klocków, wskazał klatkę węży.

— Panienka opiekuje się tymi stworzeniami, prawda?

— Tak, proszę pana. I właśnie chciałam prosić. czy nie mogę im przynieść żab, proszę pana, bo one zawsze jedzą po zachodzie słońca. Pan Irving kazał je tak karmić.

— Może trochę później… — Alex skinął głową. — Niedługo już pójdziemy stąd i będzie można w ogóle doprowadzić pokój do porządku. Chciałem tylko zapytać, czy panienka często czyści terrarium.

— Dwa razy w tygodniu, proszę pana. Zmieniam im piasek i wodę.

— Kiedy panienka czyściła je ostatni raz?

— Dzisiaj rano, proszę pana. Tuż przed pójściem do Blue Medows.

— A czy była panienka w Blue Medows?

Na twarzy Cynthii Rowland znowu pojawił się rumieniec, może nawet głębszy niż poprzedni.

— Pomyślałam sobie, proszę pana, że jest za gorąco, żeby tam siedzieć cały dzień w tłoku, i poszłam sobie do lasu… a potem usnęłam.

— Czy na pewno? — Joe patrzył na nią zupełnie nieruchomym spojrzeniem.

— Na pewno, proszę pana.

Zacisnęła usta i oddała mu spojrzenie. A chociaż obaj patrzący na nią wiedzieli, że kłamie, Joe nie przypierał jej do muru, a kiedy odpowiedziała przecząco na widok klucza i klocków, zwolnił ją i pozostali sami.

Prawie w tej samej chwili w drzwiach ukazała się przystojna, ozdobiona lekkim wąsikiem, pyzata twarz sierżanta Jonesa, ubranego w nieposzlakowany garnitur z szarego tweedu, będący prawdopodobnie rezultatem wielomiesięcznych wyrzeczeń w ramach jogo policyjnego budżetu.

— Znaleźliśmy tego ogrodnika, szefie. Jest tak pijany, że nie poczułby sekcji własnych zwłok. Co z nim zrobić? Jest teraz w swoim domku i leży na łóżku, a Thomson siedzi przy nim.

— Cucić! — powiedział Parker krótko. — A kiedy będzie zdolny do rozmowy, może z nim pogadamy.

— Tak jest, szefie — Jones zniknął.

— Służba w tym domu ma wielkie skłonności do wielogodzinnego przebywania w lesie…

— mruknął Alex. — Ciekaw jestem, czy nikt inny nie dzielił z nimi tej rozrywki dzisiaj?…

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Nie wiem — powiedział Joe szczerze. — Ale przynajmniej wiem, że nie wiem czegoś na jakiś określony temat!

— Ta dziewczyna kłamała jak z nut… — Parker westchnął. — Ale przecież to jej sprawa, gdzie była. Może kłamać. Nie mogę na dobrą sprawę nawet jej przesłuchiwać, chociaż ona nie wie o tym. Nie jest przecież o nic podejrzana. Nie mogła zabić Iryinga Ecclestone ani pomagać w zabójstwie Iryinga Ecclestone, ani nie może nic ciekawego wiedzieć o śmierci Irvinga Ecclestone. Nikt nie mógł zabić Irvinga Ecclestone. Irving Ecclestone musiał popełnić samobójstwo.

— Amen — Joe skinął głową. — Tyle wierny od samego początku.

— I tyle będziemy wiedzieli do końca, bo nikt niczego nie dorzuci do tego najpewniejszego z faktów. Co chcesz zrobić teraz?

— Teraz chciałbym przesłuchać pannę Agnes Stone i doktora Archibalda Duke’a, jeżeli pozwolisz…

— Och, proszę, proszę, nie krępuj się mną absolutnie… — Parker ruszył ku drzwiom i zatrzymał się. — Ale może w końcu byłbyś tak łaskaw i powiedział mi, o czym sobie przypomniałeś i co cię tak niepokoiło przez tych kilka godzin?

Alex uśmiechnął się lekko swoim zwykłym, uprzejmym, nieco roztargnionym uśmiechem.

— Obawiam się, że spostrzeżenie to jest zbyt błahe i dotyczy takich drobiazgów… — urwał. — Czy możesz zaczekać jeszcze pół godziny? Jeżeli za pół godziny nie powiem ci, o czym myślałem, spakujemy manatki i odjedziemy, a wtedy dowiesz się o wszystkim w samochodzie, jadąc obok twojego złamanego przyjaciela, zgoda?

— Zgoda — Parker skinął głową. — Niech to będzie nawet godzina. Ale chciałbym już stąd odjechać. To bardzo przykra sprawa prowadzić śledztwo w okolicznościach, w których zna się prawdę z góry, a fakt, czy przesłuchiwani kłamią, czy nie, nie robi żadnej różnicy.

— Hm… — Joe spojrzał na niego spokojnie. — O tym dowiemy się za pół godziny… A może nawet wcześniej? Ale sprowadź przed nasze oblicza panną Stone, dobrze?

— Będę tylko szczęśliwy, mogąc wyświadczyć ci tę małą przysługę — powiedział Parker z ponurym uśmiechem.

XXI. PIELĘGNIARKA — DOKTOR

W chwili kiedy Agnes Stone weszła do pokoju, za wzgórzami uderzył piorun i pierwsze krople deszczu zatrzepotały na szybach. Parker odwrócił się szybko, by zamknąć okno, i równocześnie pomyślał, że gdyby panna Stone była mordercą, trudno byłoby sobie wyobrazić bardziej efektowne ukazanie się jej na scenie wypadków.

Agnes ubrana była nadal w biały, nieposzlakowanej białości fartuch i biały czepek, włożony z lekką, dopuszczalną, kobiecą kokieterią na płomiennorude włosy. Na pewno nie była brzydka — pomyślał Alex — ale nazbyt schludna, jak gdyby ta schludność nie była zwykłą cechą człowieka, ale człowiek był dodatkiem koniecznym do ukazania czystości, która bez obecności ciała nie mogłaby się objawić. Ruchy dziewczyny także były ograniczone do koniecznych wymiarów. Stanęła spokojnie w drzwiach i skinęła głową, a potem trwała zupełnie nieruchomo, póki Joe i nie zaprosił jej szerokim gestem do zajęcia miejsca. Nie rzuciła nawet okiem w kierunku biurka, przy którym tak niedawno rozegrała się tragedia. Podeszła i usiadła wyprostowana, z nogami dokładnie złączonymi w kolanach i stopami równo, tuż obok siebie dotykającymi dywanu.

— Miss Agnes Stone, prawda? — powiedział Joe z uśmiechem. — Miałem przyjemność być przedstawiony pani, o ile mnie pamięć nie zawodzi?

— Tak, proszę pana. — Raz jeszcze pochyliła głowę. Biały czepek zaszeleścił cicho.

— Pani była świadkiem testamentu starej pani Ecclestone, czy tak?

Joe zadał to pytanie tak swobodnie i najwidoczniej było ono tak nieoczekiwane, że Agnes mimowolnie uniosła głowę i spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, które natychmiast minęło.

— Tak, proszę pana.

— Czy nie mówiła pani o tym z nikim?

— Nie, proszę pana. Przyrzekłam, że zachowam tajemnicę.

— Czy jest pani tego absolutnie pewna?

— Tak, proszę pana.

— Nawet w domu, w czasie urlopu, w rozmowie z rodziną?

— Nie mam rodziny, proszę pana. Poszłam do szkoły pielęgniarskiej z domu podrzutków.

I znowu absolutny brak intonacji, jak gdyby dom podrzutków albo zupełny brak krewnych należały; do całkiem drobnych, obojętnych spraw jej życia.

— Rozumiem. Więc może pani stwierdzić z całą pewnością, że nigdy nikomu, w żadnych okolicznościach, nie powierzyła pani nawet fragmentu tej tajemnicy?

— Tak, proszę pana.

— Czy mogłaby nam pani pokrótce opowiedzieć, jak przebiegło popołudnie w domu od chwili, powiedzmy, ukończenia lunchu?

— Tak, proszę pana. Zaraz po posiłku zmierzyłam ciśnienie i temperaturę chorej.

Wszystko było w porządku, więc poczytałam jej trochę, tak jak zawsze to robię. Słońce było bardzo silne i zatrzymałam u w pokoju, a potem wywiozłam na taras, kiedy pochyliło się trochę. Przygotowywałam sok pomidorowy i odstawiłam go, a później spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że już czas go podać. Wtedy weszłam do pokoju i usłyszałam wystrzał na górze. A ponieważ widziałam z daleka kilka osób w głównej alei, więc wybiegłam i zawołałam… A potem już pan wie, prawda?