Выбрать главу

— Tak. A o której pan Kempt udał się do basenu?

— Trudno mi powiedzieć dokładnie, proszę pana, bo oczywiście nie spojrzałam na zegarek, kiedy przechodził. Ale zauważyłam go, bo wyszedł w szlafroku i powiedział coś przechodząc. Nie pamiętam dokładnie słów, ale powiedział, że jest duży upał, a ja oczywiście odpowiedziałam, że tak, że jest bardzo duży i chyba będzie burza. Potem pan Kempt poszedł przez trawnik do basenu. To było może na kwadrans przed wystrzałem, a może trochę mniej. Nie potrafię dokładnie określić, proszę pana.

— A potem ani na krótko przedtem nie widziała pani już nikogo ani w domu, ani w ogrodzie?

— Tak, proszę pana. W chwilę po panu Kempcie wyszedł na taras pan Ecclestone, to znaczy pan Irving Ecclestone.

— Tak?!… — Parker zbliżył się ku niej i zatrzymał. — Proszę nam dokładnie opowiedzieć, jak wyglądał i co mówił, jeżeli coś mówił.

— Wyglądał tak jak zwykle, proszę pana… to znaczy chcę powiedzieć, że nie zauważyłam w nim nic niezwykłego. Wyszedł na taras i zapytał mnie, czy pani Joan już wróciła. Powiedział chyba tak: „Agnes, czy nie widziała pani tu mojej córki?”, a ja odpowiedziałam, że nie i że w domu nie ma nikogo. Wtedy kiwnął głową, a potem podszedł do fotela, pochylił się nad starszą panią i zdaje się, że powiedział „moja kochana”, ale nie mogłabym przysiąc, bo mówił bardzo cicho wtedy. Potem wyprostował się i wszedł do domu.

— Czy nie wydało się to pani dziwne?

— Nie, proszę pana. Pan Irving w ogóle zachowywał się trochę inaczej niż inni panowie w jego wieku i na jego stanowisku, jeżeli wolno tak powiedzieć. Miał bardzo nierówne usposobienie. Czasami przychodził do pokoju starszej pani, siadał naprzeciw niej i próbował z nią rozmawiać albo głaskać ją po ręce. a czasami mijał tydzień albo dwa tygodnie i zdawał się przez ten czas zupełnie jej nie dostrzegać. Więc nie mogłam przewidzieć… Gdybym mogła…

Rozłożyła ręce krótkim, oszczędnym ruchem, który najprawdopodobniej miał oznaczać, że wówczas zrobiłaby wszystko, co w jej mocy, aby zapobiec owemu nonsensownemu z punktu widzenia jej racjonalistycznej psychiki samobójstwu.

— Ile pani ma lat? — Joe zapalił papierosa i uśmiechnął się do niej. Agnes nie odpowiedziała uśmiechem.

— Dwadzieścia osiem, proszę pana.

— To pierwsza pani posada, tak?

— Tak, proszę pana. Przyszłam tu prosto ze szkoły pielęgniarskiej.

— A jak ma pani zamiar ułożyć swój los po… mówmy szczerze, śmierci pani Ecclestone?

— Pani Ecclestone czuje się w tej chwili, jeżeli wziąć pod uwagę jej chorobę, zupełnie dobrze, proszę pana.

— Och, oczywiście. Ale mam na myśli, że jest pani o pół wieku młodsza od niej i ta posada nie będzie wieczna. Czy ma pani jakieś plany życiowe?

— Tak, proszę pana. Odłożyłam trochę pieniędzy tutaj. Mam plany jak każda kobieta: chciałabym wyjść za mąż i mieć dzieci.

— A… czy kocha pani kogoś? Agnes zarumieniła się nagle.

— To chyba nie należy do sprawy, prawda, proszą pana?

— Och, staramy się wiedzieć jak najwięcej o was wszystkich. Policja to przecież nie prywatni znajomi. Można nam śmiało odpowiadać na wszystkie pytania.

Rumieniec zniknął powoli.

— Tak, proszę pana. Rozumiem, proszę pana. Nie, nie kocham jeszcze nikogo, ale pewnie bardzo bym chciała pokochać, bo przecież nikt nie chce przeżyć życia samotnie. Nie miałam rodziców ani rodziny, więc tym bardziej, proszę pana, chciałabym mieć swój kąt na świecie i swoich bliskich.

— Rozumiem doskonale. A co się z panią dokładnie działo po moim wbiegnięciu na taras? Myślę o tym, co się z panią działo, kiedy wbiegłem na schody? Zdaje się, że nie weszła pani za nami, prawda?

— Nie, proszę pana. Kiedy pani Joan, pan, pan Nicholas i pan Kempt minęli mnie, wbiegłam za wami do hallu, ale potem zatrzymałam się, bo pomyślałam, że jeżeli ktoś strzela w domu, to może być jakieś niebezpieczeństwo jeszcze, a ja odpowiadam za starszą panią, która przecież nie może się ruszyć. Więc zawróciłam na taras i stanęłam obok niej. Wtedy sir Alexander Gilburne też wszedł na taras, a ten policjant zawołał, żebym wytoczyła wózek ze starszą panią za domek ogrodnika. Więc zrobiłam to i zostałam tam do czasu, kiedy przyjechały samochody z policją i można już było wrócić do domu.

Alex pokazał jej klocki i klucz. Agnes Stone dwukrotnie przecząco potrząsnęła głową. Nie, nie widziała ich nigdy. Parker odprowadził ją do drzwi i zawrócił. Na twarzy miał wyraz strapienia.

— O co ci właściwie chodzi, Joe? Przecież, szczerze mówiąc, nie warto przesłuchiwać nikogo z nich. Kogo mam przesłuchiwać? Czy był sens rozmawiać z tą pielęgniarką, która przez cały czas była na tarasie, weszła na kilka sekund do pokoju na parterze i wybiegła słysząc strzał, co sam zresztą dokładnie obserwowałeś? Przecież nie mogła w żaden sposób wbiec na górę, zabić Ecclestone’a, włożyć mu pistolet do ręki po uprzednim wytarciu swoich odcisków, położyć klucz od pokoju na jego biurku, zamknąć te drzwi innym kluczem, zbiec na dół, ukryć ten klucz, wybiec na taras i krzyknąć do was! A poza nią nie było nikogo w domu, nie było, Joe! Kogo mam podejrzewać poza tym? Nie ją przecież, bo jakiż motyw do zabijania ludzi może mieć ta dziewczyna, która absolutnie nie mogłaby z tego czerpać najmniejszych wyobrażalnych korzyści? Zresztą nie mogłaby tego zrobić, bo nie uruchomiono tu żadnych wynalazków służących do chytrego uśmiercania na odległość. Pozostają nam jeszcze ludzie, k t ó r z y r a z e m z t o b ą i s i e r ż a n t e m C l a r r e n c e ’ e m znajdowali się w parku w chwili strzału. A innych w ogóle nie było na tym terenie. Pies wywęszyłby ich. Drzwi pod obserwacją, wszystkie kraty nienaruszone! To obłęd, Joe!

— Nie wiem… — Alex rozłożył ręce. — Widocznie liczę na cud… sam zresztą nie wiem na co…

I ku absolutnemu zdumieniu Parkera uśmiechnął się lekko.

— O Boże… — urzędnik Scotland Yardu westchnął. — Czy chcesz mi powiedzieć, że któryś z tych ludzi mógł być w dwu miejscach naraz?

— Że człowiek nie może być w dwu miejscach naraz… — powiedział sennie Alex — jest naturalne i logiczne, ale nie dla świata cudów. Wielokrotnie czytałem wzmianki o tym; nawet w życiorysach Świętych Pańskich. Poza tym mamy do czynienia z Diabłem. A jeżeli Diabeł potrafi przenosić powietrzem samego Chrystusa, to chyba z o wiele większą łatwością może przenosić i innych…

— W tym wypadku — mruknął Parker — poleciłbym ci wstąpienie do któregoś z bractw religijnych albo zamieszkanie w jednym z tych ślicznych hiszpańskich klasztorów… Tam można spokojnie rozważać tego rodzaju możliwości, nie trzymając przy tym na nogach bez sensu i bez powodu sił policyjnych Jej Królewskiej Mości.

— Zapewne… — Joe pokiwał głową. — Chyba będę; musiał zrobić tak w końcu! — Ale najpierw chciałbym przesłuchać doktora Archibalda Duke’a. Bardzo interesuje mnie ten człowiek, o wiele bardziej, niżby można to było przypuszczać z jakże dowcipnych wypowiedzi moich starych przyjaciół, z którymi tyle razy stawaliśmy wobec rozmaitych zagadek i zagadeczek tego najweselszego ze światów…

I Parker znowu dał za wygraną.

*

Doktor Archibald Duke nie był w tym samym doskonałym nastroju, w jakim Joe oglądał go, kiedy widzieli się po raz pierwszy. I wystarczyło kilku wstępnych zdań, aby nabrał przekonania, że nerwowość młodego lekarza nie jest spowodowana wyłącznie tragicznym wypadkiem, jaki miał miejsce przed niedawnym czasem.