Kempt, który milczał dotąd, odezwał się niespodziewanie:
— Nie. Nie były podobne do żadnych znanych śladów zwierzęcych. Może były podobne do kozich, ale o wiele większe i mniej zaokrąglone, jakby należały do ogromnego kozła o ostro zakończonych racicach, zbudowanych zupełnie inaczej niż wszystkie, które znamy.
— Jak pan to sprawdził?
— Zabraliśmy fotografię odcisków do zakładu zoologii, gdzie przyjęto nas trochę z niedowierzaniem, a trochę ze zdumieniem. Te odciski nie pasowały do żadnych znanych im odcisków. Wynikałoby z tego, że zwierzę, które je pozostawiło, nie może istnieć.
— Chwała Bogu… — mruknął Alex, ale nie dodał ani słowa, pomimo zdumionych spojrzeń, którymi obrzucili go obaj goście. Dopiero po chwili zapytał:
— Czy nie miały one żadnych charakterystycznych cech jednostkowych, to znaczy złamania, skazy, szramy, wiecie, panowie, o co mi chodzi?
— Tak, różniły się nieco od siebie. A poza tym miały pewną nieregularność, jak gdyby zaopatrzone były w szpon, odstający do tyłu… Zdaję sobie sprawę, że to brzmi humorystycznie, ale powtarzam tylko to, co widzieliśmy na własne oczy i co sprawdziliśmy… A najbardziej zdumiewające było to, że odciski znajdowały się tylko w bezpośrednim sąsiedztwie szczeliny, jak gdyby to zwierzę wynurzyło się stamtąd i powróciło tam. Dalej, na dnie Groty i w korytarzu, nie było ich.
— A czy grunt w Grocie nie uniemożliwiał ich znalezienia?
— Gdzieniegdzie tak, bo występuje tam chwilami czysta skała. Ale jest ona wilgotna i pokryta mchem, a to zwierzę musiało być bardzo ciężkie, bo zostawiło na piasku głębokie odciski.
— A czy nie mogliście państwo zadeptać prowadzących do wyjścia śladów, kiedy szliście całą grupą ;przez korytarz ku szczelinie?
— Mogliśmy. Ale ja szedłem pierwszy i świeciłem przez cały czas latarką. Mam mocną latarkę. Zresztą sir Ałexander i Irving też je mieli. W grocie było zupełnie widno i ze zrozumiałych względów patrzyłem sobie pod nogi. Nie zauważyłem niczego. Nie mógłbym oczywiście przysiąc, ale chyba zauważyłbym te ślady, gdyby występowały w korytarzu. Nie ma tam znów tak wiele miejsca, żeby móc odbiegać wzrokiem.
— Czy widziało je wiele osób?
— Wszystkie, które weszły do Groty: Patrycja, Joan, Nicholas, sir Ałexander, Irving i ja.
— A jakie wrażenie wywarły wówczas na paniach te ślady?
— Niesamowite! — powiedział krótko Kempt. Umilkł. Potom dodał, jak gdyby wspomnienie zmusiło go do komentarza: — Nie jestem przesądny. W ogóle nie wierzę w świat nadprzyrodzony. Ale to mną. wstrząsnęło. Oczywiście próbowaliśmy żartować wtedy wszyscy. Nikomu się to zresztą nie udawało, nawet Irvingowi.
— A jakie było pana pierwsze wrażenie, sir Alexandrze?
— W pierwszej chwili nie odczułem tego jako czegoś niesamowitego. Może po prostu dlatego, że nigdy dotąd nie myślałem w ten sposób o jakimkolwiek zjawisku. Jedno tylko uderzyło mnie od razu: do Groty nie mogło się dostać żadne zwierzę, poza, może, kozicą górską. Ta półeczka skalna nie jest miejscem, gdzie może zabłądzić jakikolwiek kopytny czworonóg. A o ile wiem, kozic górskich nie ma w promieniu wielu setek mil od Norford. Nie wiem nawet, czy w ogóle istnieją w Anglii. To mnie najbardziej zdziwiło i myślałem o tym długo tego dnia, lecz raczej jako o ciekawostce, jednym z pozornie niewytłumaczalnych zjawisk, jakie człowiek spotyka czasem w życiu. Daleki jestem od łączenia z nadprzyrodzonością wszystkiego, czego nie umiem wyjaśnić… Pamiętam nawet, że zastanawiałem się, czy jakiegoś zwierzęcia nie mógł ktoś spuścić na linie do Groty. Ale po co? Poza tym odciski kopyt były tylko w bezpośredniej bliskości szczeliny. Może w promieniu jarda albo najdalej dwóch. Dalej na pewno nie było żadnych śladów na piasku. Thomas Kempt i Nicholas Robinson też byli bardzo zaintrygowani. Razem z Irvingiem Ecclestone przeszukali potem cały las na grzbiecie wzgórza w bezpośredniej bliskości Groty. Weszli nawet na szczyt Diablej Skały. Ale nie znaleźli żadnych śladów…
— A czy nie przyszło nikomu do głowy, że zwierzę rzeczywiście mogło wyjść z tej szczeliny i zawrócić do niej? Czy została ona kiedykolwiek zbadana?
— To wykluczone — sir Alexander potrząsnął głową. — Przed kilkunastu laty była tam ekipa grotołazów. Szczelina zwęża się coraz bardziej, opadając prawie prostopadle, a potem zupełnie pionowo w dół. W końcu staje się tak wąska, że człowiek nie mógł się już przez nią przecisnąć, a w świetle lampy ekipa zaobserwowała, że skała schodzi się, tworząc wąski lejek, którym prawdopodobnie kiedyś ściekała woda.
— Tak — Joe skinął głową. — Rozumiem. A co się działo później? Czy zapomnieliście państwo o tym zdarzeniu?
— Och, nie. — Kempt potrząsnął głową. — Nie zna pan wujka Irvinga! Napisał w życiu tyle prac i książek o przesądach związanych z Diabłem i o ciemnocie owej epoki, która skazywała tysiące czarownic na okrutną śmierć nie mając żadnych, nawet fałszywych dowodów istnienia Diabła, że widząc cień tego rodzaju dowodu szukał w lesie niemal do wieczora. Chciał nam wykazać czarno na białym, jak proste i naturalne wyjaśnienie musi mieć fenomen zaobserwowany przez nas w Grocie.
— I nic. Absolutnie nic. Patrycja i Joan wróciły przez wąwóz do domu, a my wszyscy odbyliśmy znowu spacer do Groty. Żartowaliśmy oczywiście nadal. Ale Irving uparł się, że wytłumaczy nam wszystko, tylko musi spokojnie przyjrzeć się tym odciskom jeszcze raz. Kiedy weszliśmy do Groty, zaczęliśmy na klęczkach badać ślady. Były tak wyraźnie odciśnięte w wilgotnym piasku, jak w wosku. Można było w najdrobniejszych szczegółach zaobserwować każda nieregularność konturu ich powierzchni. I wtedy doszliśmy do jeszcze jednego, może najbardziej zdumiewającego odkrycia… Te kopyta miały pewne cechy charakterystyczne. W jednym było skośne wgłębienie przez środek, a drugie miało małą wypukłość na przedniej krawędzi, jak narośl. To powtarzało się we wszystkich śladach…
— A pozostałe dwa kopyta?
— Pozostałych d w ó c h k o p y t n i e b y ł o — powiedział spokojnie sir Alexander Gilburne. — I to właśnie było naszym najbardziej zdumiewającym odkryciem. Mogliśmy to obaj zeznać pod przysięgą, a wraz z nami Nicholas Robinson i Irving Ecclestone, chociaż ten ostatni już po paru godzinach zaczął nam wmawiać, że padliśmy ofiarami zbiorowej halucynacji albo czyjegoś idiotycznego żartu. Przy tym wydaje mi się, że wspominając o tym żarcie miał na myśli swego zięcia Nicholasa Robinsona.
— A co skłania pana teraz do łączenia odcisków w Grocie ze śmiercią pana narzeczonej?
Czy jeden z odcisków był podobny do śladu odkrytego przez pana na książce, którą pożyczył pan zmarłej na kilka godzin przed jej śmiercią?
— Tak. — Adwokat skinął głową. — W moim przekonaniu odcisk ten był identyczny z jednym ze znalezionych w Grocie, z tym, który miał skośne wgłębienie przez środek. Oczywiście na książce jest ono mniej wyraźne, ale mam fotografię obu odcisków i…
— Czy pan robił te zdjęcia, czy policja?
— Ja. Policja także zwróciła uwagę na ślad i wysłuchała mnie, ale nie umiałem wtedy powiedzieć nic rozsądnego. Zresztą… — rozłożył ręce — jak można było tym rzeczowym, konkretnie myślącym policjantom zwracać uwagę na ważność śladów kopyt w Diablej Grocie? Poza tym byłem wtedy wstrząśnięty. Nie umiałem zebrać myśli. Wydawało mi się, że ona przecież musiała popełnić samobójstwo… — Uniósł głowę i spojrzał na Alexa z wyrazem nagłego przerażenia w oczach. — P r z e c i e ż n i c i n n e g o n i e m o g ł o s i ę s t a ć ?!… — Uspokoił się natychmiast. — Przepraszam was, panowie. To wszystko jest tak… — Przez chwilę szukał słowa, potem zrezygnował i umilkł, patrząc na Alexa oczyma, w których nie było ani lęku, ani ciekawości, lecz tylko rozpacz. Joe przerwał milczenie, zwracając się do Kempta. — Czy to wszystko? Czy przed śmiercią pani Patrycji, ewentualnie po jej śmierci, nie zdarzyło się nic, nazwijmy to, niecodziennego?