Nie wiem, czy zorientował się, kto wbił mu klingę w szyję, ale umarł szybko, a ja przedarłem się do reszty.
Taka to była walka.
I padlibyśmy w niej, gdyby nie pomoc. Pułkownik zebrał kilkunastu ostatnich żołnierzy z kompanii szturmowej i rannych, którzy potrafili jeszcze ustać i mogli władać choć jedną ręką, i rzucił się do kontrataku. To pozwoliło nam zebrać się w dziesiątki albo ósemki, albo czwórki.”
Uśmiechnął się pod nosem, choć nie czuł ani odrobiny radości.
„Nie, wybaczcie ten głupi żart, ale nie mam dziś sił ani ochoty zastanawiać się i cyzelować każde słowo. Wiem już, że tego pamiętnika nie będzie czytał nikt, poza najbliższą rodziną, a oni znają moje poczucie humoru. Jeśli można tak nazwać kwas wylewany z duszy podstarzałego głupca.
W tym ataku zginęła czwarta część mojej kompanii, a ranny został prawie każdy. Ja sam mam bliznę na lewej nodze, choć cięcie poczułem dopiero po walce.
A był to pierwszy z ataków, trwających całą noc.
A w czasie tej nocy, najdłuższej nocy w moim życiu, koczownicy atakowali nas raz po raz, a gdy niebo zakryły chmury, walczyliśmy w ciemnościach, w których człowiek ledwo widział sztych miecza trzymanego w ręce. Oni musieli zająć te wzgórza z tego samego powodu, dla którego my na nich tkwiliśmy – bo były znakomitym punktem obronnym, a w razie kontrataku reszty naszej armii, którego spodziewali się rankiem. Więc trzy razy wysyłali do nas posłów z propozycją poddania się. Posłowie przychodzili za każdym razem z tą samą propozycją – złóżcie broń, a ocalicie życie, stawiajcie dalej opór, a umrzecie.
I nie rozumieli, czemu śmiejemy im się w twarz, odpowiadając:
Ale nie na kolanach, sukinsyny!”.
* * *
— Twój syn pracował dla księcia kul-Marresa.
Właściwie nie było to pytanie, Szczur siedzący za szerokim biurkiem nawet nie oderwał wzroku od przeglądanych papierów, ale stojąca przed nim kobieta pokiwała głową, i mnąc nerwowo rąbek fartucha, odpowiedziała:
— Tak, panie. Od trzech lat.
Śledczy Nory mruknął coś pod nosem. Był zmęczony i zły. W środku nocy wyciągnięto go z łóżka i kazano przesłuchiwać tych ludzi. Matki, ojców, braci i siostry, szwagrów i kuzynów zaginionej służby tego cholernego książątka. Przynajmniej tych, których udało się znaleźć, bo sporo ludzi opuściło miasto przed bitwą. I teraz on oraz kilkunastu innych nieszczęśników z Nory, próbowali wydusić z nich jakiekolwiek sensowne zeznanie. Jak na razie bezskutecznie. Większość służby mieszkała w pałacu, rzadko widując się z rodzinami, lecz gdy były Strażnik Chorągwi zwolnił wszystkich, kucharze, kamerdynerzy, stajenni i pokojówki nie wrócili do bliskich, tylko znikli. Po prostu rozpłynęli się w powietrzu.
— Kim był?
Miał to w dokumentach, bo Nora gromadziła dane służby wszystkich członów Rady Pierwszych, ale skoro już rozmawiali, niech mówi. Może coś chlapnie.
— Pomocnikiem piecowego, panie. Na początku był tylko młodszym pomocnikiem, ale pół roku temu książę dał mu lepszą pracę za lepszy pieniądz.
— Sam książę?
Nie musiał unosić głowy, by wiedzieć, że kobieta uśmiechnęła się nerwowo.
— No nie, gdzież tam, jasny panie. Książę, heh. Mój Noar mówił, że książę to na człowieka nawet nie spojrzał, chyba, że mu ktoś w drogę wszedł, to wtedy czasem jak się nie odwinął… No, ale mój chłopak był robotny i szybki, więc jak już mu dali tę lepszą robotę, to nic tylko się cieszyć.
— I cieszyłaś się?
— Cieszyłam — przyznała. — Bo ja to brzucha nie mam? I moje dzieci? Noar miał u księcia wikt, ubranie i miejsce do spania w pałacu, a jak przyniósł do domu kilka orgów albo coś z kuchni, to i my głodni nie chodziliśmy.
Szczur pokiwał głową. To by się zgadzało z resztą informacji. Kul-Marres płacił niewiele i uważał za szczyt łaski, gdy pozwalał swoim ludziom zabierać resztki ze swojego stołu do domów.
— Książę nie rozdawał złotych śliwek — rzucił popularnym powiedzonkiem.
— Że co, panie?
Najwyraźniej popularność tego powiedzenia nie dotarła do dzielnic miejskiej biedoty.
— Skąpy był — wyjaśnił krótko. — Jak widzę większość służby pochodziła z Amherii i Lah.
To były najuboższe dzielnice stolicy. Dosłownie i w przenośni — rynsztok Meekhanu. Uniósł wzrok, słysząc gniewne sapnięcie. Kobieta najeżyła się wyraźnie, spięła.
— A bo co? Co? Ludzie z Lah gorsze są? Bo uboższe? Może i moje dzieci w szmatach chodzą, za to w czystych. I może mięso jemy tylko wtedy, gdy…
— Tłusty szczur w pułapkę wpadnie — wszedł jej w słowo. — Wiem o tym, sam pochodzę z Amherii. A jeśli ktoś z tytułem księcia szuka tam służby, to tylko po to, by płacić najmniej, jak się da. Czyli jest łasy na złoto, jak zagłodzony kot na kiełbasę.
Zmierzyła go wzrokiem, tym razem ostrożnym i nieufnym. Znał to spojrzenie aż za dobrze, jego matka też często takie miała. W najuboższych dzielnicach kłamstwo, oszustwo i podstęp to podstawa przeżycia. No i w końcu była z Lah. Między Ambehią a Lah od lat trwały lokalne wojenki i konflikty, a bitwy gangów potrafiły ściągnąć na ulice tych dzielnic całe kompanie wojska.
Ostatnio jednak wzajemna wrogość przycichła. Jakby wraz ze zbliżaniem się armii barbarzyńców do stolicy lokalne niechęci zeszły na dalszy plan. Oczywiście mogło to mieć coś wspólnego z zapowiedzią cesarza, że jeśli znów dojdzie do walk w Ambehii albo Lah, to każe zrównać te dzielnice z ziemią. A Kregan-ber-Arlens pokazał już, że słowny z niego skurczybyk.
— Która ulica? — Matka pomocnika piecowego odzyskała już rezon.
I wyraźnie zmieniła się jej postawa. Siedzący za biurkiem mężczyzna nie był już urzędnikiem wszechpotężnej Nory, lecz prawie znajomkiem. No, może z tej gorszej dzielnicy, ale zawsze swojak. Nadal jednak była nieufna.
— Dziurawe Buty — odpowiedział.
Tak naprawdę ulica nazywała się Szewska, ale nikt w Ambehii i Lah nie mówił o niej inaczej niż Dziurawe Buty. I chyba tym w ostateczności przekonał ją, że nie kłamie i naprawdę jest „swój”.
— Moi chłopcy nigdy nie bili się z Dziurawcami — powiedziała dość zachowawczo.
— Bo moja ulica jest dość daleko od waszej.
— Racja — pokiwała głową. — Jak się zostaje…
Trochę bezradnym gestem wskazała ciasną komnatę.
Opuścił wzrok na papiery. Zdrada, gwałt, mord i zemsta, której dopełnienie zwróciło na niego uwagę kilku agentów infiltrujących nastroje w Ambehii. Miał szczęście, że Nora akurat rekrutowała ludzi, a nie dokonywała czystki wśród miejscowych gangów. Ale to nie była opowieść, którą raczyłby każdego.
— Trzeba pilnie pracować. Ciężko i długo. I mieć kogoś, kto poleci cię Norze.
— Aha. Bo tak sobie pomyślałam, że może mój Noar mógłby znaleźć nową robotę jak już…
Urwała w pół słowa, ale było już za późno. Szczur patrzył na nią wzrokiem wygłodzonego kocura, który właśnie wywęszył kawał szynki.