Lauren wsunęła Brissonowi pod głowę zwinięty koc, który podała jej Cybile.
Ładna jest ta kobieta, która stoi przede mną. Ma koński ogon, zaróżowione policzki i błyszczące oczy. Ledwie na mnie patrzy. Przecież to nie zbrodnia, że jej pragnę. Chciałbym, żeby wsiadła do samolotu razem ze mną.
Zostawię rodziców, niech się nurzają w bezpiecznej anonimowości przeciętniaków. Nienawidzę tych wszystkich ludzi, którzy śmieją się z byle czego i bawią przy lada okazji. Jak tu ciemno!
– Śpi? – zapytał Paul.
– Na to wygląda – odparła Lauren, sprawdziwszy puls Brissona.
– Co robimy?
– Mamy około pół godziny i wolałabym, żebyśmy zdążyli, zanim się ocknie. Będzie naprawdę wściekły. Zabierajmy się stąd, póki czas. Przyprowadzę samochód, ułożymy pańskiego przyjaciela na tylnym siedzeniu i pojedziemy do Memoriału. Nie ma minuty do stracenia.
Wybiegła z gabinetu. Pielęgniarka odblokowała koła łóżka, na którym leżał Arthur, a Paul pomógł jej wyprowadzić je na korytarz, uważając, by nie przejechać po palcach śpiącego na podłodze Brissona. Koła piszczały na linoleum w korytarzu. Nagle Paul zostawił siostrę Cybile samą z pacjentem.
Lauren zatrzasnęła bagażnik triumpha i z zaskoczeniem obserwowała biegnącego przez parking Paula. Kiedy się z nią zrównał, krzyknął tylko „zaraz wracam” i pognał dalej. Lauren przebrała się w fartuch, patrząc, jak się oddala.
– Paul, naprawdę nie czas na żarty…
Po paru minutach zatrzymał się przed nią ambulans. Otworzyły się drzwi po stronie pasażera, a siedzący za kierownicą Paul powitał ją uśmiechem.
– Mogę panią podwieźć?
– Potrafi pan prowadzić takie wozy? – zapytała, wsiadając.
– To moja specjalność!
Zatrzymali się na podjeździe. Cybile i Paul przenieśli Arthura na nosze i wsunęli je na tył ambulansu.
– Chętnie pojechałabym z wami – westchnęła Cybile, opierając się o drzwiczki kierowcy.
– Bardzo pani dziękuję – powiedział. – Za wszystko.
– Drobiazg, pewnie wylecę z pracy, ale dawno się tak dobrze nie bawiłam. Jeżeli każdy wieczór z panem jest taki wesoły, to proszę do mnie zadzwonić, zawsze chętnie znajdę wolną chwilę.
Paul wyjął z kieszeni klucze i oddał je pielęgniarce.
– Zamknąłem drzwi gabinetu na wszelki wypadek. Bałem się że ten konował za szybko się ocknie!
Cybile wzięła klucze, uśmiechając się figlarnie. Klepnęła drzwi, jak klepie się koński zadek, aby zachęcić zwierzę do biegu.
Sama na pustym parkingu, z pustym łóżkiem Cybile powiodła wzrokiem za ambulansem, który skręcił na skrzyżowaniu. Przystanęła jeszcze przed automatycznymi drzwiami izby przyjęć. Pod stopami miała metalową kratkę, która odprowadzała wodę w czasie deszczu. Uniosła klucze, które dał jej Paul, i upuściła je.
– Gdybyśmy jechali moim samochodem – powiedziała Lauren – nikt nie zwróciłby na nas uwagi.
– Sama pani powiedziała, że nie mamy minuty do stracenia! – przypomniał jej Paul, włączając syrenę.
Jechali bardzo szybko, więc przy odrobinie szczęścia mogli dotrzeć do Memoriał Hospital w ciągu kwadransa.
– Co za noc! – westchnęła Lauren.
– Sądzi pani, że Arthur będzie coś z tego pamiętał?
– Okruchy świadomości mogą się jakoś ze sobą łączyć, ale nie mamy żadnej pewności, że będzie to spójna całość.
– A czy rozbudzenie wspomnień osoby, która długo pozostawała w stanie śpiączki, może być niebezpieczne?
– Dlaczego miałoby być niebezpieczne? – odpowiedziała pytaniem Lauren. – Śpiączka jest następstwem urazu czaszki.
Albo mózg doznał uszkodzeń, albo nie. Zdarza się, że pacjent trwa w śpiączce z niewyjaśnionych przyczyn. Medycyna ciągle jeszcze niewiele wie o mózgu.
– Mówi pani o mózgu jak o silniku samochodowym. Rozbawiona Lauren pomyślała o triumphie pozostawionym na parkingu i już modliła się, żeby nie natknąć się na Brissona, kiedy wróci po wóz. Ten facet byłby gotów spać w jej kabriolecie, czekając na nią.
– A zatem próba stymulacji pamięci osoby, która jakiś czas temu wybudziła się ze śpiączki, nie jest niebezpieczna?
– Obawiam się, że myli pan amnezję ze śpiączką, a te dwa stany nie mają ze sobą nic wspólnego. Często zdarza się, że człowiek nie potrafi przypomnieć sobie wydarzeń poprzedzających szok, który doprowadził do utraty przytomności. Jeżeli jednak utrata pamięci trwa dłużej, to jest przejawem innej choroby, zwanej amnezją. Jej przyczyny są inne.
Paul rozmyślał, a tymczasem Lauren odwróciła się, żeby rzucić okiem na Arthura.
– Pański przyjaciel nie zapadł w śpiączkę, jest tylko nieprzytomny.
– Sądzi pani, że ktoś może pamiętać to, co wydarzyło się, kiedy był w śpiączce?
– Może tylko jakiś dźwięk. Koma jest trochę podobna do snu, ale bardzo głębokiego.
Paul zastanawiał się setki razy, zanim w końcu zadał pytanie, które cisnęło mu się na usta.
– A jeśli ten ktoś jest lunatykiem? Lauren spojrzała na niego, zaintrygowana. Paul był przesądny i wewnętrzny głos przypomniał mu, że przysiągł dotrzymać tajemnicy. Jego najlepszy przyjaciel leżał nieprzytomny w tej karetce, toteż Paul wbrew sobie przerwał serię pytań.
Lauren znowu się odwróciła. Arthur oddychał spokojnie i miarowo. Gdyby nie zdjęcia rentgenowskie, można by sądzić, że po prostu śpi.
– Wygląda całkiem dobrze – powiedziała, prostując się.
– Bo to bardzo dobry facet! Chociaż czasami zdarza mu się zawracać mi głowę od rana do wieczora!
– Mówiłam o stanie jego zdrowia! Kiedy na was patrzę, mam wrażenie, że jesteście starym małżeństwem!
– Jesteśmy jak bracia – odburknął Paul.
– Nie chciałby pan powiadomić jego dziewczyny? Tej prawdziwej?
– Jest samotny, tylko proszę nie pytać dlaczego!
– Dlaczego?
– Ma szczególny dar pakowania się w trudne sytuacje.
– Na przykład? Paul długo obserwował Lauren i musiał przyznać, że uśmiech, który czaił się w jej oczach, był naprawdę niepowtarzalny.
– Dajmy temu spokój! – powiedział.
– Niech pan skręci w prawo, ta ulica jest w remoncie – odezwała się Lauren. – Dlaczego wypytywał pan o śpiączkę?
– Bez powodu.
– Czym się pan zajmuje?
– Jestem architektem.
– Tak jak on?
– Skąd pani wie?
– Wspomniał o tym dziś wieczorem.
– Razem założyliśmy firmę. Musi pani mieć doskonałą pamięć, skoro zapamiętuje pani takie drobiazgi jak zawód pacjenta.
– Architekt to przyjemny fach – mruknęła Lauren.
– To zależy od klienta.
– Z lekarzami jest podobnie – odparła ze śmiechem. Ambulans dojeżdżał do szpitala. Paul włączył na chwilę syrenę i zatrzymał się przed wjazdem zarezerwowanym dla karetek pogotowia. Ochroniarz uniósł barierkę.
– Uwielbiam używać syreny – rozpromienił się Paul.
– Niech pan się zatrzyma na podjeździe i znów ją uruchomi, żeby noszowi przyszli po pańskiego przyjaciela.
– Cóż za luksusy!
– To po prostu szpital.
Zaparkował w miejscu wskazanym przez Lauren. Dwaj sanitariusze natychmiast podeszli do karetki.