– Naprawdę był w niebezpieczeństwie? – zapytał inspektor.
– Wciąż jest – odparła siedząca z tyłu Lauren.
– A ten Brisson jakoś się do tego przyczynił?
– Co prawda to nie on pchnął go na tę witrynę, powiedzmy jednak, że swą niekompetencją pogorszył sytuację.
– A pani ocaliła mu życie?
– Miałam go operować, kiedy mnie pan aresztował.
– I robi pani takie rzeczy dla wszystkich swoich pacjentów?
– Tak i nie. Każdego staram się ratować, ale nie porywam chorych ze szpitali.
– Podjęła pani takie ryzyko dla obcego człowieka? – ciągnął inspektor. – Imponuje mi pani.
– A czy pan nie robi tego każdego dnia w swojej pracy? Przecież naraża się pan dla obcych?
– Owszem, ale ja jestem policjantem.
– A ja lekarzem… Samochód wjechał do Chinatown i Lauren poprosiła oficera o otwarcie okna. Wprawdzie było to niezgodne z regulaminem, ale zgodził się, bo jak na jeden wieczór miał już dość regulaminów.
– Ten facet zrobił na mnie fatalne wrażenie, ale nie miałem wyboru, rozumie pani?
Lauren milczała, wyglądając przez okno i wdychając morskie powietrze, które docierało w głąb miasta.
– To moja ulubiona dzielnica – powiedziała.
– W innych okolicznościach zabrałbym panią na najlepszą na świecie kaczkę po pekińsku.
– Do braci Tang?
– Zna pani tę restaurację?
– To moja stołówka, to znaczy była nią kiedyś, bo od dwóch lat nie miałam czasu tam zajrzeć.
– Denerwuje się pani?
– Wolałabym być teraz z nimi, w sali operacyjnej, ale Fernstein to najlepszy neurochirurg w mieście, więc nie powinnam się martwić.
– Zdarzyło się pani kiedyś odpowiedzieć na pytanie jednym słowem: tak albo nie?
Uśmiechnęła się.
– Naprawdę wycięła mu pani ten numer sama? – podjął inspektor.
– Tak!
– Samochód zaparkował przed siódmym komisariatem. Inspektor Bramę pomógł Lauren wysiąść z wozu. Kiedy weszli do budynku, przekazał ją oficerowi dyżurnemu.
Natalia nie lubiła spędzać nocy z dala od swego przyjaciela, zawsze jednak czas dłużył jej się najbardziej między północą a szóstą rano. Ale już tylko trzy miesiące dzieliły ją od emerytury. Jej stary, mrukliwy gliniarz, obiecał, że wybiorą się we wspaniałą podróż, o której marzyła od wielu, wielu lat. Późną jesienią polecą do Europy. Będą się całowali pod wieżą Eiffla, zwiedzą Paryż i wyjadą do Wenecji, żeby wreszcie stanąć przed ołtarzem i ślubować sobie przed Bogiem. Cierpliwość jest cnotą zakochanych. Nie będzie żadnych ceremonii, po prostu pójdą razem do jednej z kaplic, jakich są w tym mieście dziesiątki.
Natalia weszła do pokoju przesłuchań, żeby spisać dane personalne Lauren Kline, neurochirurga. Ta kobieta była oskarżona o kradzież ambulansu i porwanie pacjenta ze szpitala.
11
Natalia położyła notes na stole.
– W tej pracy oswoiłam się już z różnymi dziwactwami, ale pani bije rekordy – powiedziała, sięgając po dzbanek z gorącą kawą.
Długo przyglądała się Lauren. Przez trzydzieści lat pracy uczestniczyła w tylu przesłuchaniach, że nauczyła się rozpoznawać, kiedy podejrzani mówią prawdę, i zajmowało jej to mniej czasu, niż im popełnienie występku. Lekarka była zdecydowana współpracować z policją. Nie zamierzała ukrywać niczego poza udziałem Paula w całym tym szaleństwie. Przyznała się do zarzucanych jej czynów. Nie żałowała tego, co zrobiła, i gdyby znów znalazła się w identycznej sytuacji zachowałaby się tak samo.
Minęło pół godziny. Lauren opowiadała, a Natalia słuchała, od czasu do czasu dolewając kawy.
– Nie zapisała pani nawet słowa z moich zeznań – stwierdziła Lauren.
– Nie po to tu przyszłam, jutro rano przesłucha panią inspektor. Radzę zaczekać na adwokata, zanim komukolwiek opowie pani swoją historię. Czy pacjent ma szansę wyjść z tego cało?
– To się okaże dopiero po operacji. Ale dlaczego pani pyta?
Jeśli Lauren naprawdę ocali życie tego człowieka, to zdaniem Natalii zarząd szpitala San Pedro nie zdecyduje się wnosić oskarżenia.
– Czy nie ma żadnej możliwości zwolnienia mnie z aresztu na czas operacji? Przysięgam, że stawię się tu jutro rano.
– Przedtem sędzia musiałby wyznaczyć kaucję, a to w najlepszym wypadku stanie się po południu, chyba że pani kolega po fachu wycofa skargę.
– Na to nie ma co liczyć, nie zdołał mnie dopaść, kiedy byliśmy studentami, więc teraz z pewnością nie zmarnuje okazji, żeby się zemścić.
– Znaliście się?
– Musiałam tolerować jego towarzystwo podczas zajęć na czwartym roku.
– Rozpychał się w ławce?
– Kiedy przyszło mu do głowy, żeby oprzeć łapę na moim udzie, dostał brutalną nauczkę.
– A poza tym?
– Uważa pani, że powinnam o tym mówić pod nieobecność mojego adwokata? – Lauren uśmiechnęła się do Natalii. – Strzeliłam go w pysk na ćwiczeniach z biologii molekularnej, i to tak mocno, że echo odbiło się w całej sali.
– W akademii policyjnej skułam pewnego młodego inspektora, który próbował mnie pocałować, nie pytając o pozwolenie. Spędził upiorną noc, tkwiąc przy drzwiczkach własnego samochodu.
– Nigdy potem nie natknęliście się na siebie?
– Wkrótce bierzemy ślub! Natalia dodała, że bardzo jej przykro, ale regulamin wymaga, żeby aresztowani przebywali w celi. Lauren zerknęła na zakratowane pomieszczenie za pokojem przesłuchań.
– Ta noc jest wyjątkowo spokojna! – podjęła Natalia. – Zostawię celę otwartą. Jeśli usłyszy pani kroki, sama się pani zamknie, bo mogłabym mieć kłopoty. W szufladzie jest kawa, filiżanki stoją w szafie. Tylko proszę nie robić głupstw.
Lauren podziękowała. Natalia wyszła i wróciła do swego biurka. Sięgnęła po książkę wpisów, żeby zanotować dane zatrzymanej, która o czwartej trzydzieści pięć została doprowadzona na posterunek numer siedem.
– Która godzina? – zapytał Fernstein.
– Jest pan zmęczony? – zaniepokoiła się Norma.
– Niby dlaczego miałbym być zmęczony! Przecież tylko poderwali mnie z łóżka w środku nocy, a teraz operuję sobie od bitej godziny – burknął stary chirurg.
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni, prawda, droga Normo? – wtrącił anestezjolog.
– Co ma znaczyć pańska uwaga, szanowny kolego? – Fernstein spojrzał na niego spod oka.
– Zastanawiałem się, gdzie pańska uczennica ukształtowała sobie tak specyficzne podejście do pracy i swoisty dowcip.
– Czy mam z tego wnosić, że pańscy studenci będą uprawiali medycynę z lekkim akcentem włoskim?
Fernstein wprowadzał dren przez otwór w czaszce Arthura. Krew już teraz wypełniła rurkę. Rozpoczęła się ewaluacja krwiaka. Udało się skoagulować naczynia i pozostało tylko zająć się drobną wadą rozwojową naczyń. Sonda neuronawigatora przesuwała się milimetr po milimetrze. Na monitorze widać było sieć naczyń krwionośnych, przypominającą podziemne rzeki i strumienie. Niezwykła podróż po ośrodku myśli ludzkiej jak dotąd przebiegała bez przeszkód. Ale przecież neuronawigator przez cały czas wędrował pośród szarej masy tkanki mózgowej, niczym pośród skłębionych chmur, które rozdzierają błyskawice. Minuta po minucie sonda torowała sobie drogę do celu, ale by dostała się do wewnętrznych naczyń mózgowych, miało upłynąć jeszcze dużo czasu.
Natalia rozpoznała po krokach osobę, która szła po schodach. Głowa inspektora Pilgueza wsunęła się przez uchylone drzwi. Rozczochrany, źle ogolony, położył przed nią białe pudełeczko przewiązane brązową wstążką.