– Co to takiego? – zapytała, zaciekawiona.
– Drobiazg od mężczyzny, który nie może zmrużyć oka, kiedy nie leżysz obok niego.
– Tak bardzo ci mnie brakuje?
– Nie ciebie, tylko twojego oddechu, kołyszącego mnie do snu.
– Jestem pewna, że w końcu się na to zdobędziesz.
– Na co?
– Na to, żeby otwarcie wyznać, że nie potrafisz beze mnie żyć.
Stary inspektor usiadł na biurku Natalii. Wyciągnął z kieszeni papierosy i wsunął jednego do ust.
– Ponieważ masz przed sobą jeszcze kilka miesięcy czynnej służby, zrobię wyjątek i podzielę się z tobą doświadczeniami zdobytymi w terenie. Żeby dojść do ostatecznych wniosków, musisz uporządkować wszystkie tropy i dowody. W interesującym cię przypadku masz do czynienia z facetem po sześćdziesiątce, który wyniósł się z Nowego Jorku, żeby być z tobą; ten sam facet wstaje z łóżka, które jest zresztą także twoje, o czwartej nad ranem, jedzie nocą przez całe miasto, chociaż cierpi na kurzą ślepotę, zatrzymuje się, żeby kupić ci pączki, mimo że przy swoim poziomie cholesterolu nie powinien nawet zbliżać się do cukierni – bo w tej paczuszce masz pączki z cukrem – i przychodzi tu, żeby położyć ci je przed nosem. Czy potrzebujesz dodatkowych zeznań?
– Chciałabym, żebyś w końcu zdobył się na szczere wyznania!
Natalia wyjęła papierosa z ust Pilgueza i nagrodziła tę stratę pocałunkiem.
– Całkiem nieźle, twoje śledztwo doskonale się rozwija! – podjął emerytowany gliniarz. – Oddasz mi papierosa?
– W budynku publicznym palenie zabronione!
– Nie widzę tu nikogo oprócz nas dwojga.
– Mylisz się, w celi numer dwa jest pewna kobieta.
– Ma alergię na dym tytoniowy?
– To lekarka!
– Przyskrzyniliście jakąś lekarkę? Co zrobiła?
– Niewiarygodna historia. W naszym fachu widuje się naprawdę niesamowite rzeczy. Ukradła ambulans i porwała pacjenta w śpiączce…
Natalia nie zdążyła dokończyć zdania, bo Pilguez zeskoczył z biurka i szybkim krokiem przeszedł przez pokój.
– George?! – krzyknęła – przecież jesteś na emeryturze! Ale inspektor nawet się nie odwrócił – pobiegł prosto do sali przesłuchań.
– Mam dziwne przeczucie – szepnął, zamykając za sobą drzwi.
– Chyba dobijamy do celu – powiedział Fernstein, manipulując ramieniem robota.
Anestezjolog pochylił się nad monitorem i natychmiast zwiększył dopływ tlenu.
– Jakieś problemy? – zapytał chirurg.
– Spada saturacja, proszę dać mi kilka minut. Za chwilę będziemy mogli kontynuować.
Pielęgniarka podeszła do pacjenta, ustawiła kroplówkę, a potem sprawdziła, czy rurki doprowadzające tlen do nosa Arthura są prawidłowo zamocowane i drożne.
– Wszystko w porządku – oznajmiła.
– Chyba się stabilizuje – dodał spokojniejszym tonem Granelli.
– Mogę kontynuować? – zapytał Fernstein.
– Tak, ale trochę się niepokoję, nie wiem nawet, czy pacjent miał kiedykolwiek problemy kardiologiczne.
– Założę drugi dren, krwiak jest otorbiony. Ciśnienie krwi pacjenta spadło, dane ukazujące się na ekranie nie były alarmujące, jednak wymagały od anestezjologa wzmożonej czujności. Poziom nasycenia krwi gazami daleki był od ideału.
– Im wcześniej go wybudzimy, tym lepiej; kiepsko reaguje na diprivan – uprzedził Granelli.
Wykres EKG ponownie się załamał. Załomek Q był nieprawidłowy. Norma wstrzymała oddech, patrząc na monitor, ale zielona linia znów zaczęła regularnie falować.
– Mało brakowało – odetchnęła z ulgą, odkładając defibrylator.
– Przydałaby mi się echoencefalografia porównawcza – powiedział Fernstein – ale niestety zabrakło nam tu dziś jednego lekarza. Do diabła, gdzie ona się podziewa! Chyba nie będą jej tam trzymali przez całą noc!
I Fernstein obiecał sobie, że osobiście zajmie się tym idiotą Brissonem.
Lauren usiadła na ławce pod ścianą zakratowanej celi. Niemal w tej samej chwili Pilguez otworzył drzwi i uśmiechnął się, widząc, że cela nie jest zamknięta na klucz. Podszedł do szafki, sięgnął po dzbanek z kawą i napełnił filiżankę.
– Nie wspomnę o otwartej celi, a pani nie wygada, że piłem mleko. Mam podwyższony poziom cholesterolu, Natalia by się wściekła.
– Miałaby rację. A dokładniej: jaki jest ten poziom cholesterolu?
– Zapomniała pani, gdzie jesteśmy? Nie przyszedłem się tu leczyć.
– Ale przyjmuje pan leki?
– Odbierają mi apetyt, a ja lubię dobrze zjeść.
– Radzę poprosić lekarza, żeby dobrał odpowiednie środki.
Pilguez przejrzał raport policyjny – karta, którą powinna była wypełnić Natalia, pozostała dziewiczo czysta.
– Polubiła panią. No cóż, taka już jest, ma swoje słabostki!
– O kim pan mówi?
– O mojej żonie, to ona zapomniała spisać protokół i ona zapomniała zamknąć celę. Aż trudno uwierzyć, że na starość robi się taka roztargniona. Kim jest ten pacjent, którego pani porwała?
– Jeśli mnie pamięć nie myli, nazywa się Arthur Ashby. Pilguez wzniósł ręce do nieba. Wyglądał na wstrząśniętego.
– Świetny dowcip! W głowie się nie mieści!
– Mógłby pan wyrażać się jaśniej? – rzuciła Lauren.
– Ten facet zatruł mi ostatnie miesiące pracy przed emeryturą, chyba nie zamierza pani przejmować pałeczki, żeby dręczyć mnie na emeryturze?
– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.
– Tego się właśnie obawiałem! – westchnął inspektor. – Gdzie on teraz jest?
– W Memoriał Hospital na bloku operacyjnym neurochirurgii, gdzie i ja powinnam być w tej chwili, zamiast marnować czas w komisariacie. Prosiłam pańską żonę, żeby pozwoliła mi tam wrócić, i obiecałam, że stawię się tu zaraz po operacji, ale się nie zgodziła.
Inspektor wstał i dolał sobie kawy. Stojąc tyłem do Lauren, wsypał do filiżanki łyżeczkę cukru.
– Tego tylko brakowało! – powiedział, ukradkiem mieszając kawę. – Do emerytury zostały jej jeszcze trzy miesiące pracy, kupiliśmy już bilety do Paryża… Wiem, że dla was dwojga to coś w rodzaju sportu, ale tego nie pozwolę wam zmarnować.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy się już kiedyś spotkali, i nie rozumiem pańskich uwag. Mógłby mi pan wyjaśnić, o co tu chodzi?
Pilguez postawił filiżankę kawy na stole i podsunął ją Lauren.
– Ostrożnie, jest gorąca. Niech się pani napije, potem panią odwiozę.
– Dziś w nocy narobiłam już kłopotów wielu ludziom, jest pan pewien, że…
– Od czterech lat jestem emerytem, a skoro pozbawili mnie pracy, to nic mi już nie zrobią!
– I naprawdę mogłabym tam wrócić?
– Nie dość, że uparta, to jeszcze głucha!
– Dlaczego pan to robi?
– Jest pani lekarzem, a praca lekarza polega na leczeniu ludzi, ja jestem gliną i zadawanie pytań należy do mnie. Jedźmy, muszę panią tu przywieźć przed zmianą, mamy cztery godziny.
Lauren szła za policjantem przez korytarz. Natalia spojrzała na Pilgueza.
– Co ty wyprawiasz?
– Zostawiłaś otwarte drzwi klatki i ptaszek wyfrunął, kochanie.
– Chyba żartujesz?
– Ciesz się, bo ciągle narzekasz, że tego nie robię! Przyjadę po ciebie rano, a przy okazji przywiozę dziewczynę.
Pilguez otworzył drzwi, zapraszając Lauren, a potem okrążył samochód i usiadł za kierownicą. Jeździł mercurym grand marquis. Zapach skóry wypełniał kabinę.
– Pachnie nowością, ale moje stare tornado wyzionęło ducha tej zimy. Szkoda, że nie słyszała pani, jak ryczy pod maską trzysta osiemdziesiąt pięć koni! Urządziliśmy sobie ze staruszkiem parę fantastycznych pościgów.
– Lubi pan stare samochody?