Выбрать главу

Pogodziła się z rzeczywistością i przyjęła wyrok. Fernstein kazał jej obiecać, że dotrzyma umowy – w żadnym wypadku nie pojawi się w okolicy szpitala, nie będzie próbowała kontaktować się ze współpracownikami. Nie wolno jej było nawet zaglądać do Parisian Coffee.

Kiedy Lauren zapytała, co wolno jej robić przez te dwa tygodnie spisane na straty, Fernstein uśmiechnął się ironicznie i powiedział, że w końcu będzie mogła wypocząć. Lauren spojrzała na profesora z wdzięcznością, ale i gniewem – ocalił ją i pognębił. Rozmowa trwała najwyżej kwadrans. Fernstein pochwalił ją za wystrój mieszkania, znacznie bardziej kobiecego, niż się spodziewał. Lauren dość obcesowo wskazała mu drzwi. W progu profesor dodał, że polecił telefonistkom, by nie łączyły jej z nikim z kliniki. Przez te dwa tygodnie nie wolno jej było wykonywać zawodu, nawet przez telefon. Mogła natomiast wykorzystać czas na intensywną naukę i studiowanie tematów, które musiała zaliczyć przed zakończeniem specjalizacji.

W drodze powrotnej Fernstein poczuł gwałtowny ból. „Krab”, który go zżerał, właśnie ukąsił. Profesor wykorzystał przymusowy postój na skrzyżowaniu, by otrzeć pot, który zrosił mu czoło. Jakiś niecierpliwy kierowca użył klaksonu, żeby go ponaglić, kiedy zmieniły się światła, ale Fernstein nie był w stanie wcisnąć pedału gazu. Otworzył okno i głęboko odetchnął, wciąż jednak brakowało mu powietrza. Ból był przejmujący, stary lekarz widział jak przez mgłę. Resztkami sił zjechał na prawy pas i zatrzymał się na parkingu przed kwiaciarnią.

Wyłączył silnik, rozluźnił krawat, rozpiął kołnierzyk koszuli i oparł głowę o kierownicę. Tej zimy chciał zabrać Normę w Aloy i jeszcze raz zobaczyć śnieg. Potem zawiózłby ją do Normandii. Jego wuj, lekarz, który w dzieciństwie był mu bardzo bliski, spoczywał na tamtejszym cmentarzu, pośród dziesięciu tysięcy poległych. Ból zaczynał ustępować, więc Fernstein uruchomił samochód i pojechał dalej, modląc się, żeby taki atak nie dopadł go podczas operacji.

Szare audi zbliżało się do Mariny w ciepły wieczór. O tej porze alejkami ciągnącymi się wzdłuż portu biegało sporo uroczych dziewczyn. Pośród biegaczy spacerowała z psem młoda kobieta. Paul zaparkował i podszedł do niej. Lauren była zamyślona i kiedy się do niej zbliżył, drgnęła.

– Nie chciałem pani przestraszyć – powiedział. – Przepraszam…

– Dziękuję, że tak szybko znalazł pan dla mnie czas. Jak on się czuje?

– Lepiej. Przewieziono go już z OIOM – u, jest przytomny i chyba nie odczuwa bólu.

– Rozmawiał pan z lekarzem dyżurnym?

Paulowi udało się pomówić tylko z pielęgniarką, która zapewniała, że nie ma powodu do niepokoju. Arthur szybko wracał do zdrowia. Jutro miała odłączyć go od kroplówki i podjąć próbę normalnego żywienia.

– To dobry znak – powiedziała Lauren, spuszczając Kali ze smyczy.

Suka pobiegła za mewami, które krążyły tuż nad trawnikiem.

– Wzięła pani wolny dzień? Lauren wyjaśniła, że ich „akcja” kosztowała ją dwa tygodnie zawieszenia. Paulowi zabrakło słów. Przez chwilę szli obok siebie, oboje milczący i zamyśleni.

– Zachowałem się jak tchórz – wyznał w końcu. – Nie wiem nawet, jak pani podziękować za wszystko, co pani zrobiła tamtej nocy. To moja wina. Jutro zgłoszę się na policję i powiem, że pani nie ma z tym porwaniem nic wspólnego.

– Spóźnił się pan, bo Brisson wycofał oskarżenie, zażądał tylko kary dyscyplinarnej. Lizus z pierwszej ławki do końca życia przy lada okazji podnosi rękę.

– Bardzo mi przykro – powiedział Paul. – Może jednak mogę jeszcze coś zrobić?

Lauren przystanęła i spojrzała mu prosto w oczy.

– A mnie wcale nie jest przykro! Chyba nigdy nie żyłam tak intensywnie, jak przez te ostatnie godziny!

Zbliżali się właśnie do budki z lodami i napojami. Paul zamówił wodę sodową, Lauren lody truskawkowe. Usiedli przy drewnianym stole, a tymczasem Kali próbowała nakłonić do wspólnej zabawy wiewiórkę, która przypatrywała się jej z drzewa.

– Łączy was wspaniała przyjaźń.

– Praktycznie nie rozstajemy się od dzieciństwa, nie licząc tych miesięcy, które Arthur spędził we Francji.

– Miłość czy interesy?

– Interesami zajmuję się głównie ja, on woli ucieczki.

– A przed czym uciekał? Paul spojrzał jej w oczy.

– Przed panią!

– Przede mną?! – zapytała zdumiona. Paul wypił łyk wody sodowej i otarł usta wierzchem dłoni.

– Przed kobietami! – poprawił się i spuścił głowę.

– Przed wszystkimi kobietami? – uśmiechnęła się Lauren.

– Zwłaszcza przed jedną.

– Zerwanie?

– Jest bardzo skryty, zabiłby mnie, gdyby usłyszał, co teraz mówię.

– W takim razie zmieńmy temat.

– A pani? – zapytał Paul. – Czy w pani życiu jest jakiś mężczyzna?

– Czyżby pan mnie podrywał? – odpowiedziała pytaniem, coraz bardziej rozbawiona.

– Wykluczone! Mam alergię na psią sierść.

– Mam kogoś. Nie zajmuje zbyt wiele miejsca w moim życiu – powiedziała Lauren – ale sądzę, że potrafi to sobie wynagrodzić. Godziny pracy nie zostawiają mi praktycznie czasu na sprawy osobiste. Trudno być lekarzem i prowadzić życie prawdziwej kobiety. To prawie niemożliwe.

– A ja z upływem lat dochodzę do wniosku, że to samotność, nawet najlepiej zamaskowana, powoduje, że tracimy mnóstwo czasu. Praca nie może pozostawać celem samym w sobie.

Lauren przywołała Kali, która za bardzo się oddaliła. Potem zwróciła oczy na Paula.

– Z perspektywy ostatniej nocy trudno mi powiedzieć, czy pański przyjaciel podziela te poglądy. Poza tym za słabo się znamy, żeby prowadzić takie rozmowy.

– Przepraszam, nie zamierzałem prawić morałów, ale po prostu…

– Co takiego? – wpadła mu w słowo.

– Nic! Lauren wstała i podziękowała Paulowi za lody.

– Mogę pana o coś zapytać? – rzuciła.

– O co tylko pani zechce.

– Wiem, że to zabrzmi dość dziwnie, ale czy mogę zadzwonić do pana od czasu do czasu, żeby dowiedzieć się, jak czuje się mój pacjent? Nie wolno mi telefonować do szpitala…

Twarz Paula rozbłysła w uśmiechu.

– Dlaczego pan tak na mnie patrzy? – zapytała Lauren.

– Obawiam się, że znamy się zbyt słabo, żeby móc o tym rozmawiać.

Przez kilka minut szli w milczeniu.

– Proszę dzwonić, kiedy tylko pani zechce… Zna pani mój numer!

– Przepraszam, podała mi go Berty, był w karcie przyjęcia pańskiego przyjaciela w rubryce „powiadomić w razie potrzeby”.