Paul zapisał na odwrocie wyciągu bankowego swój numer domowy i podał kartkę Lauren, powtarzając, że może dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Schowała kartkę do kieszeni dżinsów, podziękowała i odeszła alejką.
– A pani pacjent nazywa się Arthur Asby – rzucił za nią niemal natrętnie Paul.
Lauren pokiwała głową, pożegnała go przyjacielskim gestem ręki i zaczęła rozglądać się za Kali. Kiedy była już dość daleko, Paul zadzwonił do Memoriał Hospital. Poprosił o połączenie z dyżurką pielęgniarek w klinice neurologii. Miał ważną wiadomość dla pacjenta z pokoju trzysta siedem. Należy mu ją przekazać możliwie najszybciej, choćby w nocy, gdyby się właśnie obudził.
– Co to za wiadomość? – zapytała pielęgniarka.
– Proszę mu powiedzieć, że podryw mu się udał! I uradowany, rozłączył się. Wtedy zauważył kobietę, która patrzyła na niego, trochę smutna, trochę gniewna. Paul rozpoznał ją, gdy wstała z ławki, by ruszyć w stronę ulicy. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, kiedy Onega zatrzymała taksówkę. Wsiadła, zanim zdążył ją dogonić.
– Cholera! – zaklął, rozglądając się po pustym parkingu przy Marinie.
13
W barze panowały pustki. W głębi sali pianista grał melodię Duke'a Wellingtona. Onega odsunęła pusty kieliszek i poprosiła barmana o jeszcze jedno martini.
– Nie za wcześnie na trzecią kolejkę? – zapytał, podając jej kieliszek.
– Czyżbyś znał odpowiednią porę na rozpacz?
– Większość klientów przychodzi tu raczej zapomnieć o troskach mijającego dnia dopiero pod wieczór.
– Ale ja jestem Ukrainką – powiedziała Onega, unosząc kieliszek – a my nostalgię otaczamy kultem, o jakim wam się nawet nie śniło. Do tego trzeba czułej duszy, wy tak nie potraficie!
Onega odeszła od baru i oparła się o pianino. Muzyk grał teraz Nata Kinga Cole'a. Uniosła kieliszek i wychyliła go do dna. Pianista skinął na barmana, żeby podał jej następnego drinka, a potem zaczął śpiewać. Z upływem godzin w barze przybywało gości. Było już ciemno, kiedy pojawił się tu Paul. Podszedł do Onegi, udając, że nie widzi, jak jest pijana.
– Psisko przychodzi przeprosić z podkulonym ogonem – rzuciła.
– Sądziłem, że wy tam na Wschodzie macie mocne głowy.
– Wciąż jestem dla ciebie zagadką, więc nieważne, co sobie wyobrażałeś.
– Wszędzie cię szukałem – mówił, podtrzymując ją, bo zaczęła się chwiać na taborecie.
– Iw końcu mnie znalazłeś! Masz nosa!
– Chodź, odprowadzę cię do domu.
– Miałeś za mało wrażeń, więc wpadłeś zabawić się ze swoją rosyjską lalką? To bardzo praktyczne: wystarczy otworzyć tę, która jest na wierzchu i wyjąć mniejszą, tak?
– Co ty bredzisz?! Byłem u ciebie, dzwoniłem na komórkę, zaglądałem do wszystkich restauracji, o których wspominałaś, w końcu przypomniałem sobie o tym barze.
Onega wstała, opierając się o blat.
– Ale po co, Paul? Widziałam cię w Marinie, z tą dziewczyną. Błagam, nie mów mi, że to nie to, o czym myślę. Nie znoszę takich banalnych kłamstw.
– Bo to nie to, o czym myślisz! Tę kobietę już od lat kocha Arthur.
Onega przyglądała mu się z uwagą. Z jej oczu wyzierała rozpacz.
– A kogo ty kochasz? – zapytała, dumnie unosząc głowę. Paul położył na ladzie pieniądze i wziął ją pod rękę.
– Chyba zaraz zwymiotuję – jęknęła Onega, pokonując parę metrów chodnika między barem a samochodem.
Paul zauważył na lewo od baru mroczny zaułek. Zabrał tam Onegę. Nierówny bruk lśnił w ciemnościach. Nieco dalej leżały drewniane skrzynie, za którymi mogli się ukryć przed spojrzeniami nielicznych przechodniów. Paul podtrzymywał Onegę nad kratką ściekową, czekając, aż wyrzuci z siebie nadmiar żalu. Kiedy skończyła, wyciągnął z kieszeni chustkę do nosa i otarł jej usta. Onega wyprostowała się, dumna i jakby obca.
– Odwieź mnie do domu!
Kabriolet jechał O'Farell. Wiatr rozwiał włosy Onegi i przywrócił rumieńce na jej twarz. Minęło sporo czasu, zanim Paul zatrzymał się przed niewielką kamienicą, w której mieszkała jego przyjaciółka. Wyłączył silnik i spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie okłamałem cię – powiedział, przerywając milczenie.
– Wiem! – szepnęła.
– Czy naprawdę musiałaś to robić?
– Może kiedyś zdołasz mnie poznać. Nie zapraszam cię na górę, bo nie czuję się w tej chwili na siłach przyjmować gości.
Wysiadła i poszła w stronę domu. Przed wejściem odwróciła się i uniosła w górę chusteczkę Paula.
– Mogę ją zatrzymać?
– Nie przejmuj się byle głupstwem, po prostu ją wyrzuć.
– U nas nigdy nie wyrzuca się pierwszego dowodu miłości. Onega zniknęła za drzwiami. Paul czekał, aż wejdzie na górę i zapali światło w mieszkaniu. Dopiero potem odjechał opustoszałą ulicą.
Inspektor Pilguez zapiął piżamę i przejrzał się w dużym lustrze w sypialni.
– Do twarzy ci w niej – powiedziała Natalia. – Byłam tego pewna, kiedy zobaczyłam ją w sklepie.
– Dziękuję. – George pocałował ją w czubek nosa. Natalia sięgnęła do szuflady nocnego stolika i wyjęła z niej szklany słoiczek i łyżeczkę.
– George! – powiedziała rozkazującym tonem.
– O nie! – jęknął.
– Obiecałeś! – nie ustępowała, wpychając mu łyżeczkę do ust.
Ostra musztarda zaatakowała jego kubki smakowe, w oczach inspektora zakręciły się łzy. Gniewnie tupnął, robiąc głęboki wdech nosem.
– Boże drogi, ależ to świństwo jest ostre!
– Przykro mi, kochanie, ale bez tego chrapiesz przez całą noc! – powiedziała Natalia, która zdążyła już ułożyć się w łóżku. – No, czas spać!
Na najwyższym, trzecim piętrze wiktoriańskiej kamienicy na Pacific Heights, młoda lekarka czytała, leżąc w łóżku. Jej suczka Kali spała na dywanie, znużona monotonnym szmerem deszczu, którego krople spływały po szybach. Po raz pierwszy od dawna Lauren odłożyła rozprawy z dziedziny neurologii, potrzebne do jej pracy doktorskiej, i sięgnęła po kupione w księgarni medycznej opracowania na temat śpiączki.
Pablo zwinął się w kłębek pod fotelem, w którym zasnęła miss Morrison. Smok z Zamku Fu Manchu na próżno popisywał się swoimi sztuczkami – tego wieczoru walkę wygrał morfeusz.
Onega pochyliła się nad umywalką i nabrała wody w dłonie. Opłukała twarz, wyprostowała się, przejrzała w lustrze. Wygładziła palcami policzki, naciągnęła skórę na skroniach, musnęła drobną zmarszczkę koło oka. Czubkiem palca wiodła po obrysie ust, potem w dół, po szyi, naprężając skórę, żeby zmusić się do uśmiechu. W końcu wyłączyła światło.
Ktoś zapukał do drzwi jej kawalerki. Onega przeszła przez swój jedyny pokój, który pełnił rolę salonu i sypialni, upewniła się, czy drzwi są zamknięte na łańcuch, i uchyliła je. Paul chciał się tylko upewnić, czy wszystko jest w porządku. Dopóki człowiek nie umrze, odparła Onega, ze wszystkim można sobie poradzić. Wpuściła go, a kiedy odwróciła się, zamknąwszy drzwi, na jej ustach pojawił się uśmiech, który nie miał nic wspólnego z żałosnymi grymasami, jakie stroiła przed zaparowanym lustrem w łazience.
W Memoriał Hospital pielęgniarka weszła do pokoju trzysta siedem, zmierzyła Arthurowi ciśnienie i wyszła. Przez okno zaglądały pierwsze promyki słońca, które wstawało nad ogrodem.
Lauren przeciągnęła się leniwie. Zaspana, uniosła powieki, chwyciła poduszkę i wtuliła się w nią. Zerknęła na budzik, odrzuciła kołdrę i przewróciła się na bok. Kali wskoczyła do łóżka i ułożyła się tuż obok pani. Robert otworzył oczy, ale natychmiast je zamknął. Lauren wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć jego ramienia, jednak powściągnęła ten gest i odwróciła się do okna. Złociste światło, które przenikało przez żaluzje, zapowiadało piękny dzień.