Выбрать главу

– Zrozum, straciłem w tym tygodniu sporo neuronów.

– Mimo wszystko wciąż mi się podobasz, nawet taki głupi.

– Nareszcie jakaś miła wiadomość!

– Pospiesz się, bo nie zdążysz przed jego przebudzeniem.

Paul pochylił się.

– Tylko bądź ostrożna, to delikatny wóz, zwłaszcza sprzęgło.

Namiętnie ucałował Onegę i pobiegł w stronę skrzyżowania. Stamtąd pojechał taksówką do San Francisco Memoriał Hospital. Kiedy opowie Arthurowi o tym, co zrobił, przyjaciel na pewno pożyczy mu starego forda.

Lauren obudziło walenie setek młotków w jej głowie. Czuła potworny, rwący ból w nodze, więc szybko zdjęła bandaże i obejrzała stopę.

– Cholera jasna! – mruknęła, stwierdzając, że rana ropieje. – Tego mi tylko brakowało!

Wstała i kuśtykając, dotarła do łazienki. Otworzyła apteczkę, odkręciła butelkę z antyseptykiem i polała nim piętę. Ból był tak ostry, że upuściła butelkę. Lauren doskonale wiedziała, że na tym się nie skończy. Trzeba było jeszcze raz oczyścić ranę i zastosować kurację antybiotykową. Takie infekcje często bywają groźne. Ubrała się i wezwała taksówkę. Nie mogła ryzykować jazdy własnym samochodem.

Dziesięć minut później była już w szpitalu i kuśtykała po holu. Pacjent, który od dwóch godzin czekał na swoją kolej, poradził jej, żeby usiadła i jak wszyscy uzbroiła się w cierpliwość. Pokazała mu identyfikator i weszła przez szklane drzwi prowadzące do gabinetów.

– Co ty tu robisz? – zapytała Betty. – Jeżeli Fernstein cię zobaczy…

– Nie dogaduj, tylko się mną zajmij. Boli mnie jak sto diabłów.

– Skoro narzekasz, sprawa musi być poważna. Siadaj na wózku.

– Bez przesady. Który gabinet jest wolny?

– Trójka! Tylko się pospiesz, jestem tu od dwudziestu sześciu godzin. Sama nie wiem, jakim cudem trzymam się jeszcze na nogach.

– Odpoczęłaś trochę dziś w nocy?

– Parę minut, tuż przed świtem. Betty pomogła jej usiąść na łóżku i zdjęła bandaże, żeby obejrzeć ranę.

– Jakim cudem udało ci się tak szybko zainfekować nogę?!

Szybko przygotowała strzykawkę z lidokainą. Kiedy znieczulenie miejscowe uwolniło Lauren od bólu, Betty rozsunęła brzegi rany i oczyściła zainfekowaną tkankę. Potem sięgnęła po nici chirurgiczne.

– Zdasz się na mnie czy wolisz sama się pozszywać?

– Zrób to, ale najpierw załóż dren, nie mam ochoty podejmować ryzyka.

– Przykro mi, ale będziesz miała sporą szramę.

– Jedna więcej, jedna mniej!

Kiedy pielęgniarka zajmowała się raną, Lauren mięła w palcach prześcieradło. Wykorzystała dogodny moment, by zadać odwróconej do niej plecami Betty cisnące się na usta pytanie.

– Co z nim?

– Obudził się w świetnej formie. Ten facet o mało nie przeniósł się w nocy na tamten świat, a teraz interesuje go tylko, kiedy będzie mógł stąd wyjść. Słowo daję, przez ten szpital przewija się galeria dziwaków!

– Nie zaciskaj tak mocno bandaży.

– Postaram się. Tylko pamiętaj, że nie wolno ci wchodzić na górę!

– Nawet gdybym zabłądziła w tych krętych korytarzach?

– Lauren, nie udawaj idiotki! Igrasz z ogniem. Zostało ci kilka miesięcy do zakończenia specjalizacji, chyba nie zamierzasz wszystkiego zaprzepaścić!

– Tej nocy dużo o nim myślałam, i to w dość specyficzny sposób.

– Myśl sobie o nim choćby przez cały tydzień, a zobaczysz go w przyszłą niedzielę. W przeciwieństwie do ducha z opery ten ma imię, nazwisko, adres i telefon, więc jeśli chcesz się z nim spotkać, zadzwoń, kiedy wyjdzie!

– Uważasz pewnie, że to w moim stylu? – szepnęła nieśmiało Lauren.

Berty ujęła ją za podbródek i spojrzała na nią z rozczuleniem.

– Powiedz, kotku, czy właśnie zwierzasz mi się ze swoich uczuć? Jeszcze nigdy nie słyszałam u ciebie tak słodkiego tonu!

Lauren odepchnęła rękę Berty.

– Nie wiem, co się ze mną dzieje, po prostu chcę się z nim spotkać i przekonać na własne oczy, że nic mu już nie grozi. Przecież to mój pacjent!

– Chyba już wiem, co się z tobą dzieje, mogę ci to wytłumaczyć…

– Przestań się ze mnie nabijać, to nie jest takie proste, jak sądzisz!

Betty parsknęła śmiechem.

– Wcale z ciebie nie kpię, po prostu trochę mnie zaskoczyłaś. No dobrze, muszę cię teraz zostawić, idę do domu, padam z nóg. Tylko nie rób żadnych głupstw.

Przyciągnęła balkonik i postawiła go koło Lauren.

– Będzie ci łatwiej wstać i chodzić. Zajrzyj do apteki po antybiotyk. W szafie stoją kule, weź je.

Betty wyszła, ale po chwili wróciła.

– Jeżeli naprawdę zapomniałaś, jak poruszać się po szpitalu, to przypominam, że apteka mieści się na pierwszym poziomie podziemia, nie chciałabym, żebyś pomyliła ją z neurologią, bo to te same windy!

Lauren słyszała jej kroki na korytarzu.

Paul stał przy łóżku Arthura. Otworzył papierową torebkę, pełną rogalików i drożdżówek. – Co to za pomysły, żeby lądować na bloku operacyjnym pod moją nieobecność?! Mam nadzieję, że jakoś sobie beze mnie poradzili. Jak się teraz czujesz?

– Całkiem nieźle, tylko mam już dość szpitala. Za to ty wyglądasz kiepsko.

– Przez ciebie nie zmrużyłem oka.

Lauren sięgnęła po bloczek recept i wypisała silny antybiotyk. Podpisała druk i podała go farmaceucie.

– Ostro sobie pani poczyna, leczy pani posocznicę?

– Mój koń ma silną gorączkę!

– Po tym jutro ruszy z kopyta! Aptekarz zniknął za regałami, a po chwili wrócił z flakonikiem.

– Radzę jednak zachować ostrożność. Lubię konie, a tym można by go zabić.

Lauren bez słowa zabrała lekarstwo i wsiadła do windy. Zawahała się, trzymając palec nad guzikiem z cyfrą trzy. Na parterze do kabiny wsiadł technik z elektroencefalografem. Monitor był owinięty żółtą folią.

– Na które? – zapytała Lauren.

– Neurologia!

– Nawalił?

– Te maszyny są coraz doskonalsze, ale i coraz bardziej kapryśne. Ta tutaj zużyła wczoraj całą rolkę papieru, kreśląc dziwaczne linie. To już nie była żadna nadczynność mózgowa, ale pomiar prądu w centrali elektrycznej. Faceci z obsługi siedzieli nad nią trzy godziny i twierdzą, że wszystko jest w porządku! Prawdopodobnie to tylko zakłócenia.

– Co robiłeś wczoraj wieczorem? – zapytał Arthur.

– Coś ty taki ciekawski? Jadłem kolację z pewną młodą damą. Arthur spojrzał badawczo na przyjaciela.

– Z Onegą – wyznał Paul.

– Widujecie się?

– Można to i tak nazwać.

– Masz jakiś dziwny głos.

– Obawiam się, że palnąłem głupstwo.

– Jakie?

– Dałem jej klucze do swojego mieszkania. Twarz Arthura rozbłysła, miał ochotę poklepać Paula po plecach, ale ten wstał i stanął przy oknie. Był zamyślony.

– Czyżbyś już tego żałował?

– Boję się, że ją wystraszyłem, może działałem zbyt szybko.

– Zakochałeś się?

– Nie mogę tego wykluczyć.

– W takim razie zdaj się na intuicję, skoro zdecydowałeś się na ten krok, to na pewno tego chciałeś, a ona to wyczuje. Uwierz mi: odwzajemnianie uczuć nie przynosi nikomu wstydu.

– Uważasz, że nie popełniłem błędu? – zapytał Paul, wpatrując się w Arthura z nadzieją.

– Jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim stanie, a przecież nie ma powodu do niepokoju!

– Nie dzwoniła do mnie.

– Od jak dawna? Paul spojrzał na zegarek.

– Od dwóch godzin.

– Aż tak długo? Naprawdę wpadłeś po uszy! Daj jej trochę czasu, żeby mogła się nacieszyć twoim gestem, a poza tym nie blokuj jej linii, bo musi obdzwonić wszystkie koleżanki i powiedzieć im, że wreszcie usidliła najbardziej zatwardziałego kawalera w San Francisco.