– Proszę najpierw zapiąć pasy – poradził Paul. Patrzyła na niego coraz bardziej zaintrygowana. Paul wahał się jeszcze przez chwilę, potem wziął głęboki oddech i nieco się do niej przysunął.
– Zacznijmy od pewnego uściślenia: ta wariatka w pokoju Arthura, ta z gigantycznym bukietem, to jedna z jego „byłych”, i to z czasów prehistorycznych, w dodatku kompletna pomyłka!
– Co dalej?
– Nie mogę, jeśli powiem jeszcze słowo, gotów mnie naprawdę zamordować.
– Czyżby pański kumpel był aż tak groźny? – zaniepokoił się taksówkarz.
– Niech się pan nie wtrąca! Arthur muchy by nie skrzywdził! – odparł ze złością Paul.
– Naprawdę? – zdziwiła się Lauren.
– Jest przekonany, że jego matka po śmierci uległa reinkarnacji i powróciła jako mucha!
– Aha! – mruknęła Lauren, wyglądając przez okno.
– Popełniłem głupstwo, wspominając o tym, bo teraz uzna go pani za dziwaka, prawda? – ciągnął Paul, zerkając na nią z niepokojem.
– Skoro już o tym mowa – wtrącił taksówkarz – w zeszłym tygodniu byłem z dzieciakami w zoo i mój syn stwierdził, że hipopotam i babcia są do siebie podobni jak dwie krople wody. Muszę tam wpaść i dokładniej przyjrzeć się zwierzakowi!
Paul zmierzył go groźnym spojrzeniem, które tamten mógł zobaczyć w lusterku wstecznym.
– No dobrze, raz kozie śmierć, powiem… – oznajmił, biorąc Lauren za rękę. – W karetce, którą jechaliśmy z San Pedro, zapytała pani, czy ktoś z moich bliskich zapadł w śpiączkę. Pamięta pani.
– Tak, oczywiście.
– Otóż w tej chwili ta osoba siedzi obok mnie. Przyszedł czas, żebym to i owo pani powiedział.
San Francisco Memoriał Hospital został już daleko za nimi, a samochód mknął ku Pacific Heights. Losowi czasem trzeba trochę pomóc. Dziś tę pomocną dłoń wyciągnęła do niego przyjaźń.
Paul wyjaśnił Lauren, jak pewnej letniej nocy on przebrał się za pielęgniarza, a Arthur za lekarza, i rozklekotaną karetką przewieźli wykradzione ze szpitala ciało młodej kobiety w śpiączce, by uchronić ją przed śmiercią poprzez odłączenie od aparatury.
Za oknem przesuwały się ulice miasta. Taksówkarz co pewien czas spoglądał niepewnie w lusterko wsteczne. Lauren słuchała opowieści w milczeniu. Paul właściwie nie zdradził sekretu przyjaciela, bo choć od tej chwili Lauren wiedziała, kim był mężczyzna, który czuwał przy jej szpitalnym łóżku, to nadal nie wiedziała, co razem przeżyli, kiedy była w śpiączce.
– Niech pan stanie! – rzuciła nagle drżącym głosem.
– Teraz? – zapytał kierowca.
– Źle się czuję. Samochód gwałtownie skręcił i z piskiem opon zatrzymał się na poboczu. Lauren otworzyła drzwi i pokuśtykała na trawnik oddzielający chodnik od jezdni.
Zgięła się wpół, żeby powstrzymać narastającą falę mdłości. Czuła, że tysiące igieł kłują jej twarz, było jej gorąco, a mimo to drżała. Zrobiło jej się słabo, nie mogła złapać tchu. Powieki zaczęły jej ciążyć, dźwięki docierały jakby wygłuszone. Ugięły się pod nią nogi, zachwiała się. Taksówkarz i Paul podbiegli w ostatniej chwili, by ją podtrzymać. Osunęła się na kolana, na trawę, chwyciła się za głowę i zemdlała.
– Trzeba wezwać pogotowie! – krzyknął przerażony Paul.
– Może po prostu ja się nią zajmę, skończyłem kurs dla ratowników, zrobię jej sztuczne oddychanie metodą usta – usta! – zaoferował z dużą wiarą w siebie kierowca.
– Powiedzmy to sobie jasno! Jeżeli zbliżysz swoją obleśną gębę do tej dziewczyny, dam ci w łeb!
– Chciałem tylko pomóc! – bronił się urażony taksówkarz. Paul ukląkł przy Lauren i delikatnie klepnął ją po twarzy.
– Proszę pani! – szepnął cicho.
– No nie, w ten sposób na pewno jej pan nie ocuci! – zrzędził taksówkarz.
– Idź lepiej zrobić usta – usta swojej babci hipopotamicy i odczep się ode mnie!
Paul położył ręce na brodzie Lauren i mocno ucisnął stawy jej żuchwy.
– Co pan wyprawia? Zwichnie jej pan szczękę!
– Dobrze wiem, co robię! – wrzasnął Paul. – Jestem stażystą na chirurgii!
Lauren otworzyła oczy, a Paul rzucił taksówkarzowi triumfalne spojrzenie.
Potem już zgodnie pomogli jej wsiąść do samochodu. Twarz Lauren odzyskała normalną barwę. Kobieta otworzyła okno i głęboko oddychała.
– Przepraszam, już mi lepiej.
– Nie powinienem był pani o tym mówić, to moja wina… – podjął zdenerwowany Paul.
– Jeżeli ma mi pan jeszcze coś do powiedzenia, to skoro doszliśmy tak daleko… niech pan to powie teraz!
– Zrobimy sobie chyba drugą rundkę. Kiedy taksówka w końcu wjechała na Green Street, Lauren wypytywała Paula o pobudki działania Arthura. Dlaczego podjął tak wielkie ryzyko?
– Tej tajemnicy nie mogę zdradzić! I tak zastanawiam się już, czy zechce mnie utopić, czy może spali żywcem, kiedy się dowie, że pani powiedziałem… chyba nie zażąda pani ode mnie, żebym sam kupił urnę na moje prochy!
– Ja tam myślę, że podjął to ryzyko, bo się w pani zadurzył – stwierdził z przekonaniem taksówkarz, którego rozmowa tej dwójki coraz bardziej pasjonowała.
Samochód zaparkował przed domem Lauren, a taksówkarz odwrócił się do pasażerów.
– Jeżeli sobie państwo życzą, możemy się tu trochę pokręcić. Wyłączę licznik. Pojeździmy chwilę, bo może wam się przypomni, że macie sobie coś jeszcze do opowiedzenia.
Lauren pochyliła się nad Paulem, żeby otworzyć drzwi, a on spojrzał na nią zdziwiony.
– Przecież to pani dom, nie mój.
– Wiem – powiedziała. – Ale to pan tu wysiada. Ja zmieniłam zdanie. Muszę coś jeszcze załatwić.
– Dokąd pani jedzie? – zapytał z niepokojem, jednak posłusznie wysiadł.
Drzwi się zatrzasnęły i taksówka zniknęła na Green Street.
– A czy mnie zechce pani powiedzieć, dokąd jedziemy? – zapytał kierowca.
– Tam, skąd przyjechaliśmy – odparła Lauren.
Miss Morrison ukryła Pabla w torbie i weszła z nim do szpitala. Gdy dotarli do pokoju, psiak usadowił się na kolanach Arthura. Na ekranie zawieszonego wysoko telewizora Scarlett 'ara szła po szerokich schodach, a uszczęśliwiony Pablo merdał ogonem. Kiedy Rhett Butler wszedł do domu i zbliżył się do Scarlett, psiak stanął na tylnych łapach i groźnie warknął.
– Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie – uśmiechnął się Arthur, obserwując psa.
– Tak, mnie też to dziwi, książka wcale mu się nie podobała! – stwierdziła Rosę.
Scarlett nieufnie patrzyła na Rhetta, kiedy rozdzwonił się telefon. Arthur podniósł słuchawkę, nie odrywając oczu od ekranu.
– Nie przeszkadzam ci? – zapytał drżącym głosem Paul.
– Przykro mi, ale teraz nie mogę rozmawiać, jestem z lekarzami! Oddzwonię.
I Arthur rozłączył się, porzucając Paula na środku Green Street.
– Cholera jasna! – mruknął Paul, wsadził ręce do kieszeni i ruszył pieszo do domu.
Nagrodzony dziesięcioma Oscarami film właśnie się skończył. Miss Morrison schowała Pabla do torby i obiecała Arthurowi, że wkrótce znów do niego zajrzy.
– Proszę się nie trudzić, za kilka dni wrócę do domu.
Przy wyjściu Rosę natknęła się na młodą lekarkę, która szła w przeciwną stronę, najwyraźniej się spiesząc. Gdzie też mogła wcześniej spotkać tę dziewczynę?
17
– Wszystko w porządku? – zapytała Lauren, stając przy łóżku. – Nie ma pan nic przeciwko temu, żebym usiadła na tym krześle? – dorzuciła zaczepnym tonem.
– Skądże znowu – odparł Arthur, unosząc się na łokciu.
– A gdybym tkwiła tu przez dwa tygodnie – czy to też by panu nie przeszkadzało?