– Kali, przestań się kręcić za własnym ogonem, zaraz pójdziemy na spacer.
Lauren owinęła się ręcznikiem w pasie, nie osłaniając piersi. Nie zaprzątając sobie głowy robieniem makijażu, otworzyła szafę, sięgnęła po dżinsy i polo, po chwili odłożyła polo i wybrała bluzkę, włożyła ją, zdjęła i przebrała się w polo. Spojrzała na zegarek – miała się spotkać z matką w Marinie dopiero za godzinę, a Kali znowu spała na kremowej kanapie. Korzystając z tego, Lauren usiadła obok suczki, otworzyła gruby podręcznik neurochirurgii, który leżał między stertą papierów na niskim stoliku, i obgryzając ołówek, pogrążyła się w lekturze.
Ford zaparkował przed numerem dwudziestym siódmym przy Cervantes Boulevard. Paul zabrał torbę z tylnego siedzenia i wysiadł z wozu.
– Poszedłbyś dziś wieczorem do kina? – zapytał Arthura.
– Nie mogę, obiecałem komuś ten wieczór.
– Jemu czy jej? – zapytał Paul z promiennym uśmiechem.
– Telewizyjna kolacyjka we dwoje!
– Ależ to cudowna wiadomość! Nie chcę być wścibski, ale kto to taki?
– Jesteś wścibski!
– Żartujesz!
– I natrętny. I samochód odjechał Fillmore Street. Przed Union Street Arthur przyhamował, żeby przepuścić ciężarówkę, która chyba dość długo stała pod „stopem”. Ukryty za przyczepą triumph skorzystał z okazji, żeby prześliznąć się przez skrzyżowanie bez zatrzymywania. Zielony samochód jechał w stronę Mariny. Pies przypięty pasami do miejsca pasażera ujadał jak szalony. Ciężarówka minęła skrzyżowanie, a ford spokojnie ruszył po zboczu Pacific Heights.
Rytmiczne machanie ogonem dowodziło, że Kali jest zadowolona. Z wielką powagą obwąchiwała trawnik, próbując dociec, jakie zwierzę mogło myszkować tu przed nią. Od czasu do czasu unosiła łeb i dołączała do rodziny. Po kilku okrążeniach nóg Lauren i pani Kline wybierała nową ścieżkę, żeby spenetrować inny rejon parku. Kiedy okazywała przesadną wylewność spacerującym tu parom albo dzieciom, matka Lauren przywoływała ją do porządku.
– Bolą ją stawy – powiedziała Lauren, obserwując oddalającą się Kali.
– Starzeje się! Może nie zauważyłaś, ale nas też to dotyczy.
– Jesteś w cudownym nastroju, czyżbyś przegrała w brydża?
– Chyba żartujesz, rozprawiłam się z całą bandą starych panien! Po prostu martwię się o ciebie.
– Nie ma powodu. Miewam się dobrze, pracuję w zawodzie, który lubię, praktycznie uwolniłam się już od migren i jestem szczęśliwa.
– Tak, masz rację, powinnam dostrzegać pozytywne strony życia, ten tydzień był wyjątkowo udany, bo znalazłaś dla siebie całe dwie godziny, to sukces!
Lauren wskazała skinieniem brody mężczyznę i kobietę, którzy szli po nabrzeżu portu.
– Wyglądał mniej więcej tak? – zapytała, nie patrząc na matkę.
– Kto?
– Nie mam pojęcia dlaczego, ale od wczoraj znów o nim myślę. I przestań uciekać przed tym tematem, kiedy go poruszam.
Pani Kline westchnęła.
– Kochanie, nie mam ci nic do powiedzenia. Nie wiem, kim był mężczyzna, który odwiedzał cię w szpitalu. Był uprzejmy, bardzo miły. Podejrzewam, że to jakiś pacjent, któremu się nudziło i który był zadowolony, że może przy tobie posiedzieć.
– Pacjenci nie spacerują po szpitalnych korytarzach w tweedowych marynarkach. Poza tym przejrzałam listy pacjentów przebywających w tym okresie w moim skrzydle budynku i żaden nie pasuje do opisu.
– Zawracałaś sobie tym głowę? Jaka ty potrafisz być uparta! Czego właściwie chcesz?
– Żebyś powiedziała to, co przede mną ukrywasz, biorąc mnie za idiotkę. Chcę wiedzieć, kim on jest i dlaczego przychodził do mnie dzień w dzień.
– Ale po co?! Przecież to już przeszłość! Lauren przywołała Kali, która za bardzo się oddaliła. Suczka zawróciła i przystanęła, patrząc na swą panią, a potem pomknęła jak strzała w jej stronę.
– Kiedy obudziłam się ze śpiączki, był przy mnie. Kiedy po raz pierwszy mogłam poruszyć ręką, trzymał ją w swojej, żeby dodać mi otuchy. Wystarczyło, że drgnęłam w środku nocy, a okazywało się, że on wciąż tkwi w szpitalnym pokoju. A pewnego ranka obiecał, że opowie mi niewiarygodną historię, i zniknął.
– Ten mężczyzna jest tylko pretekstem, który pozwala ci ignorować twoje życie kobiety i myśleć wyłącznie o pracy. Zrobiłaś z niego księcia z bajki. Łatwo kochać kogoś, kto jest nieosiągalny, bo nie ponosi się żadnego ryzyka.
– A jednak ty przez dwadzieścia lat żyłaś w ten sposób u boku taty.
– Gdybyś nie była moją córką, uderzyłabym cię w twarz, bo naprawdę sobie na to zasłużyłaś.
– Jesteś dziwna, mamo. Ani na chwilę nie zwątpiłaś, że znajdę dość sił, by wyjść ze śpiączki, dlaczego więc nie potrafisz mi zaufać teraz, kiedy jestem żywa i zdrowa? A gdybym raz przestała kierować się zdrowym rozsądkiem i logiką, a wsłuchała się w ten nieśmiały wewnętrzny głos, który mówi do mnie z głębi świadomości? Dlaczego moje serce uderza mocniej za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że go rozpoznałam? Uważasz, że nie warto się nad tym zastanawiać? Przykro mi, że tata zniknął, że cię zdradził, ale to nie jest choroba dziedziczna. Nie każdy mężczyzna jest taki jak mój ojciec!
Pani Kline wybuchnęła śmiechem. Położyła rękę na ramieniu córki.
– Czyżbyś zamierzała mnie pouczać? Ty, która zawsze wiązałaś się tylko z porządnymi chłopcami wpatrzonymi w ciebie jak w obraz. Miło jest wiedzieć, że spotkałaś kogoś, kto by cię nie porzucił, bez względu na to, co zrobisz, prawda? Aleja przynajmniej kochałam twojego ojca!
– Gdybyś nie była moją matką, to teraz ty dostałabyś ode mnie w twarz.
Pani Kline, idąc dalej, otworzyła torebkę i sięgnęła po paczkę cukierków. Poczęstowała nimi córkę, ale ta odmówiła.
– W tym, co mówisz, wzrusza mnie tylko, że nawet żyjąc w taki sposób, nie zdusiłaś w sobie tej maleńkiej iskierki romantyzmu. Przykro mi jednak, że marnujesz go z taką naiwnością. Na co czekasz? Gdyby ten człowiek był naprawdę mężczyzną twojego życia, przyszedłby do ciebie, głupia dziewczyno! Przecież nikt go nie wyganiał, zniknął, bo sam tego chciał. Przestań mieć pretensję do całego świata, a zwłaszcza do matki, jakbym to ja była wszystkiemu winna.
– Może miał jakiś powód?
– Na przykład żonę albo dzieci? – rzuciła ponuro pani Kline.
Można by pomyśleć, że Kali miała już dość napięcia, jakie wytworzyło się między matką i córką. Chwyciła patyk i położyła go pod nogami Lauren, głośno szczękając. Lauren pochyliła się i rzuciła patyk daleko.
– Wciąż po mistrzowsku oddajesz cios za cios. Nie mogę dłużej spacerować, muszę do jutra przeczytać dokumentację – powiedziała Lauren.
– W tym wieku musisz jeszcze odrabiać lekcje w niedzielę? Zastanawiam się, kiedy zmęczy cię ten pościg za sukcesem! Może śmiertelnie nudzisz się ze swoim chłopakiem? Nie, przecież to bzdura, nie masz nawet okazji, żeby się przy nim nudzić, bo w niedzielę śpisz albo odrabiasz zadania domowe!
Lauren stanęła przed matką, ogarnięta przemożną chęcią uduszenia jej.
– Mężczyzna mojego życia byłby dumny, że kocham swoją pracę, i nie wyliczałby mnie z godzin!
Gniew sprawił, że żyłki na jej skroniach pulsowały, wyraźnie widoczne pod skórą.
– Jutro rano podejmiemy próbę usunięcia guza mózgu u małej dziewczynki – podjęła. – Może sądzisz, że to zwykłe głupstwo, ale wyobraź sobie, że ten guz spowodował u dziecka ślepotę. I myślisz, że w przededniu operacji będę zastanawiać się, czy iść na dobry film, objadać się prażoną kukurydzą i obściskiwać z Robertem, czy przejrzeć historię choroby i przygotować się do tak poważnego zabiegu!