Выбрать главу

Nie koniec przy tym problemów. Maria, żona Kleofasa, przedstawiana jest przez niektórych jako siostra Matki Jezusa, przez innych zaś jako jej szwagierka. Kleofas uchodzi bowiem w wielu przekazach katolickich jako brat Józefa. Nie bez przyczyny wymyślono tak zawiłą konstrukcję myślową. W wielu ewangeliach, między innymi u Mateusza i u Marka, wymienia się rodzeństwo Jezusa. Ewangeliści twierdzą, że Jezus miał czterech braci: Jakuba, Szymona, Josesa (bądź Józefa) i Judę oraz więcej niż jedną siostrę. Gdyby tak było w istocie, to nauczanie Kościoła o czystości Matki Jezusa – wiecznej dziewicy – pozbawione byłoby jakichkolwiek podstaw. Niektórzy katoliccy badacze pisma uznali więc, że Kleofas, rzekomy brat Józefa, był ojcem wymienionych dzieci, a ich matką była Maria, w innych miejscach mylnie przedstawiana jako siostra Matki Jezusa. Musiała ona wcześnie owdowieć, a zgodnie z tradycją i prawami religijnymi brat zmarłego męża przejmował opiekę nad żoną i pozostawionymi dziećmi, przejmując pełnię praw ojcowskich. Wedle tej wersji wydarzeń domniemane rodzeństwo Jezusa było w istocie rodzeństwem nie naturalnym a przysposobionym, kiedy ich prawnym ojcem stał się Józef. Mimo pozornego rozwiązania problemu, raz jeszcze musimy postawić zasadnicze pytanie: miał Jezus rodzeństwo czy nie?

Zastanawia, dlaczego współczesny Kościół unika dyskusji o rodzeństwie Jezusa, skoro wcześni chrześcijanie wiedzieli o tym, akceptowali taki stan, nie widząc w nim żadnego zagrożenia dla doktryny nowego wyznania, a nawet pozostawili o rodzeństwie Jezusa pewne świadectwa pisane. Zarówno Paweł, jak i żydowski historyk Józef zwany Flawiuszem potwierdzają, że Jezus miał brata imieniem Jakub.

Paweł poznał go zresztą osobiście. O innym bracie i rodzinie Jezusa czytamy w monumentalnej „Historii Kościoła" napisanej przez Euzebiusza z Cezarei, który żył na przełomie III i IV wieku. Powołując się na pracę historyka chrześcijańskiego Hegesipposa, żyjącego przeszło sto lat wcześniej, opisuje pewną historię z czasów cesarza Domicjana /81-96 rok n.e./. Przytoczmy odpowiednie fragmenty „Historii Kościoła": „Ten sam cesarz nakazał zgładzenie wszystkich pochodzących z linii Dawida /…/. A z rodziny Pana żyli wciąż wnukowie Judy, o którym mówiono, że był Jego bratem. Ktoś doniósł, że pochodzą oni z rodu Dawida i zabrano ich /…/ przed oblicze cesarza Domicjana /…/. Domicjan zapytał ich, czy są potomkami Dawida, a oni przyznali, że tak jest. Potem zapytał ich o posiadane nieruchomości i pieniądze. Odpowiedzieli, że we dwóch mają tylko 9000 denarów, a i to nie w gotówce, jest to bowiem szacunkowa wartość dwudziestu pięciu akrów ziemi, z uprawiania której uzyskują pieniądze na płacenie podatków i to, co im potrzebne do życia. Potem /…/ pokazali mu swoje dłonie pokryte zgrubiałą skórą na dowód, że ciężko pracują. /…/ Zapytani o Chrystusa i Jego Królestwo /…/ odpowiedzieli, że jest nie z tego świata /…/ Usłyszawszy to Domicjan nie znalazł w nich winy, a ponieważ uznał, że nie są godni jego uwagi, puścił ich wolno".

Wszystkie te wątpliwości, nie znajdując należytego wyjaśnienia przez Kościół, stały się pożywką do formułowania bardzo drastycznych ocen dotyczących pochodzenia Jezusa. Jak się okaże, mają one także pewne oparcie w ewangeliach i przejęte zostały np. przez judaizm. W Talmudzie, o czym szerzej piszemy w innej części, pochodzenie Jezusa przedstawione zostało w bardzo dziwny sposób.

Podejmowano wiele prób wyjaśnienia, dlaczego Marek ani słowem nie wspomina o ojcu Jezusa. Jest to o tyle dziwne, że w tradycyjnej rodzinie żydowskiej pozycja ojca była niezwykle istotna. Na tej podstawie niektórzy teologowie katoliccy i ewangeliccy próbowali udowodnić, że ewangeliści świadomie pomijali imię ojca Jezusa, starając się w ten sposób odrzucić często pojawiający się zarzut o Jego pochodzeniu z „nierządnego związku". Plotki o niewłaściwym prowadzeniu się Marii pochodzić miały jakoby z jerozolimskiej sekty chrzcicieli, czyli wyznawców Jana Chrzciciela. Przedstawmy szerzej ten interesujący temat. Marek, opisując w swojej ewangelii pobyt Jezusa w Nazarecie już z grupą uczniów, zamieszcza wielce zaskakujący fragment, którego interpretacja prowadziła wielu badaczy do radykalnych wniosków. Otóż, kiedy nadszedł już szabat, Jezus zaczął nauczać w tamtejszej synagodze. Wszystkich zdziwiło zarówno to, o czym nauczał, ale i to, jak się prezentował. Pytali: „Skąd On to ma? I co to za mądrość, która Mu jest dana". Dalej zastanawiali się: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także jego siostry? I powątpiewali o Nim". Oczywiście, szybko oceny te dotarły do Jezusa, wywołując u niego zdziwienie i oburzenie. Tak mówił do swoich ziomków: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony". Jezus został potraktowany w Nazarecie lekceważąco, wręcz obraźliwie. Rodzi się pytanie: dlaczego? Czyżby mieszkańcy Nazaretu wiedzieli więcej o Jego pochodzeniu? Dlaczego, wymieniając imiona matki i braci, wspominając o siostrach, pominięto ojca? Czyżby miało to oznaczać, że nie znali go? Wprawdzie domniemany ojciec Jezusa mógł już w tym czasie nie żyć, stąd nie był wspominany w tej relacji, ale gdy porównamy cytowany fragment ewangelii Marka z innymi ewangeliami, wątpliwości nie tylko pozostają, lecz narastają.

Krytycy wysuwają z Ewangelii Marka daleko idący wniosek, że do trwałego związku między Marią a Józefem nigdy nie doszło. Ich zdaniem Józef odtrącił Marię, która była już mu wcześniej przyrzeczona, kiedy ona powiedziała mu o swym błogosławionym stanie. Jezus w takim przypadku byłby zrodzony poza związkiem małżeńskim. Zdaje się potwierdzać tę tezę zdanie, jakie znajdujemy w Ewangelii według św. Jana. „My nie jesteśmy zrodzeni z nierządu, jednego mamy Ojca – Boga", odpowiadają uszczypliwie rozmówcy Jezusa. Fragment ten znajduje się w obszernym opisie polemik toczonych między Jezusem a zgromadzonymi Żydami. Polemiki te mogły skończyć się dla Niego tragicznie. Wzburzeni Żydzi porwali kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni – relacjonuje dalej Jan.

Teza o pozamałżeńskim przyjściu na świat Jezusa znajduje także pewną podstawę w Ewangelii według św. Mateusza: „A z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak: gdy Matka Jego, Maria została poślubiona Józefowi, okazało się, że zanim się zeszli była brzemienna z Ducha Świętego. A Józef, mąż Jej, będąc prawym i nie chcąc Jej zniesławić, miał zamiar potajemnie Ją opuścić". Gdy zapoznamy się z tekstem dwóch ewangelii apokryficznych, protoewangelii Jakuba i tzw. ewangelii Pseudo-Mateusza, nasze przeświadczenie o pozamałżeńskim, a więc grzesznym pochodzeniu Jezusa, graniczyć będzie z pewnością. Józef chce umrzeć, gdy dowiaduje się, że Maria nie za jego przyczyną stała się brzemienna. Nie może dać wiary jej wyjaśnieniom, nie może też uwierzyć zapewnieniom przyjaciółek Marii, które zapewniały go, że to Bóg zdziałał przez anioła. Pyta zrozpaczony: „Dlaczego szydzicie sobie ze mnie i chcecie, bym uwierzył, że anioł Pana uczynił Ją brzemienną?"

Te wszystkie wątpliwości prowadzą krytycznych badaczy do wniosku, że po odtrąceniu przez Józefa, Maria poślubiła innego człowieka, ojca jej pozostałych dzieci.

Jest wiele fragmentów w ewangeliach, na podstawie których moglibyśmy oceniać stosunki Jezusa z własną rodziną, matką i braćmi. Wiele wydarzeń doprowadziło do tego, że postawa Jezusa wobec rodziny stała się nieprzychylna. Więcej oczekiwał On także od swoich uczniów, aby myśleli o Jego rodzinie równie radykalnie, co On i aby rodzinę Jezusa traktowali z dystansem. „Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego synem, i córkę z jej matką, a synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego" /Mt.10, 34-36/. A u Łukasza znajdziemy jeszcze mocniejsze sformułowanie: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma nienawiści do ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim"/ Łk 14,26/. Gdybyśmy nawet usilnie poszukiwali, nie znajdziemy nigdzie w żadnej ewangelii dowodów na to, że Jezus zwracał się do swojej matki z miłością lub chociażby z szacunkiem. Nawet na krzyżu ton odezwania się syna do matki jest pełen rezerwy: „Niewiasto, oto syn Twój" I). 19,26/.