Выбрать главу

— A jak ja nie przyniosę z powrotem noża do papieru, to mój ojciec też mnie okropnie skrzyczy — powiedział Joachim.

— Mówiłam ci już, Joachimie, że zajmę się tą sprawą! — krzyknęła pani.

— Proszę pani! — krzyknął Gotfryd. — Nie mogę znaleźć zegarka! Włożyłem go do kieszeni, tak jak mi pani kazała, a teraz nie mogę go znaleźć!

— Ależ, Gotfrydzie — powiedziała pani — musi być gdzieś niedaleko. Szukałeś na podłodze?

— Tak, proszę pani — powiedział Gotfryd. — Na podłodze go nie ma.

Wtedy pani podeszła do ławki Gotfryda, wszędzie zaglądała, a potem poprosiła, żebyśmy też się rozejrzeli, tylko ostrożnie, żeby nie nadepnąć na zegarek, i Maksencjusz zrzucił moją muszlę na ziemię, więc dałem mu w nos. Pani zaczęła krzyczeć, kazała nam zostać za karę po lekcjach, Gotfryd powiedział, że jeśli nie znajdziemy jego zegarka, pani będzie musiała porozmawiać z jego tatą, a Joachim dodał, że z jego tatą też będzie musiała porozmawiać w sprawie noża.

Ale wszystko się dobrze skończyło, bo Gotfryd znalazł zegarek pod podszewką kurtki, Rosół oddał Joachimowi nóż i pani darowała nam kary.

To były bardzo ciekawe zajęcia, a pani powiedziała, że dzięki rzeczom, któreśmy przynieśli, nigdy tej lekcji nie zapomni.

Czym chata bogata

Pan Moucheboume przychodzi dziś do nas na kolację. Pan Moucheboume jest taty dyrektorem i przyjdzie do nas z panią Moucheboume, która jest żoną taty dyrektora.

W domu od dawna mówi się o tej kolacji, a dzisiaj już od rana tata i mama byli okropnie zdenerwowani. Mama była strasznie zajęta — wczoraj tata zawiózł ją nawet samochodem na bazar, co zdarza mu się bardzo rzadko. Mnie się to bardzo podoba, można by pomyśleć, że jest Boże Narodzenie, szczególnie kiedy mama mówi, że na pewno nie zdąży ze wszystkim na czas.

Kiedy po południu przyszedłem ze szkoły, dom wyglądał strasznie dziwnie, zamieciony i bez pokrowców. W jadalni był rozstawiony stół, na nim biały, okropnie sztywny obrus i talerze

ze złoconymi brzegami, których prawie nigdy nie używamy do jedzenia. Poza tym przed każdym talerzem stało mnóstwo kieliszków, nawet te długie i wąskie, co mnie zdziwiło, bo nigdy się ich nie wyjmuje z kredensu. A potem śmiać mi się zachciało, bo zobaczyłem, że przez to wszystko mama zapomniała o jednym nakryciu. Więc popędziłem do kuchni i zobaczyłem, że mama rozmawia z jakąś panią w czarnej sukience i w białym fartuszku.

Mama wyglądała bardzo ładnie i miała ślicznie uczesane włosy.

— Mama! — krzyknąłem. — Zapomniałaś o jednym nakryciu!

Mama krzyknęła i nagle się odwróciła.

— Mikołaj — powiedziała — prosiłam cię już, żebyś tak nie wrzeszczał i nie wpadał

do domu jak dzikus! Przestraszyłeś mnie, a ja i bez tego jestem dostatecznie zdenerwowana.

Więc przeprosiłem mamę — to prawda, że wyglądała na zdenerwowaną — a potem zacząłem tłumaczyć jej od nowa, że na stole brakuje jednego talerza.

— Ależ nie, niczego nie brakuje — powiedziała mama. — Idź odrabiać lekcje i zostaw mnie w spokoju.

— A właśnie, że brakuje — powiedziałem. — Ja, tata, ty, pan Moucheboume i pani Moucheboume to razem pięć osób, a na stole są tylko cztery talerze, więc kiedy siądziemy i dla ciebie, dla taty, dla pana Moucheboume albo dla pani Moucheboume nie będzie talerza, to co wtedy?

Mama westchnęła ciężko, usiadła na taborecie, wzięła mnie za ręce i powiedziała, że o niczym nie zapomniała, że muszę być rozsądny, że taka kolacja jest bardzo nudna i dlatego nie będę jadł przy stole razem ze wszystkimi. Wtedy się rozpłakałem i powiedziałem, że taka kolacja wcale nie jest nudna, że właśnie jest strasznie ciekawa, i jeśli nie dadzą mi jeść razem ze wszystkimi, to się zabiję. No bo co w końcu, kurczę blade!

A potem przyszedł z pracy tata.

— No jak? — zapytał. — Wszystko gotowe?

— Nie, niegotowe! — krzyknąłem. — Mama nie chce postawić na stole mojego talerza, żebym mógł pośmiać się razem z wami! To niesprawiedliwe! To niesprawiedliwe!

— Och! Mam tego dość! — krzyknęła mama. — Od tylu dni męczę się nad tą kolacją i haruję jak wół! Najlepiej będzie, jeśli to ja nie siądę do stołu! Tak jest! Nie siądę do stołu!

Proszę bardzo! Mikołaj zajmie moje miejsce i sprawa załatwiona! Nawet dobrze się składa!

Moucheboume czy nie Moucheboume, ja mam już tego dość! Radźcie sobie beze mnie!

I mama wyszła z kuchni trzaskając drzwiami, a ja się tak zdziwiłem, że aż przestałem płakać. Tata przejechał ręką po twarzy, skorzystał, że taboret jest wolny, i usiadł, a potem wziął mnie za ręce.

— Brawo, Mikołaj, brawo! — powiedział. — Widzisz, do czego matkę doprowadziłeś! Czy o to ci chodziło?

Powiedziałem, że nie, że nie chciałem mamy do niczego do-prowadzać, tylko chciałem pośmiać się przy stole razem ze wszystkimi. Wtedy tata powiedział, że przy stole będzie bardzo nudno, a jeśli będę grzeczny i zjem w kuchni, to jutro zabierze mnie do kina, potem do zoo, potem pójdziemy do cukierni, a potem dostanę jakąś niespodziankę.

— A czy tą niespodzianką będzie niebieski samochodzik, który widziałem na wystawie w naszym sklepie? — spytałem.

Tata powiedział, że tak, więc się zgodziłem, bo bardzo lubię dostawać niespodzianki i sprawiać przyjemność rodzicom. Potem tata poszedł po mamę, wrócił razem z nią do kuchni i powiedział, że wszystko załatwione i że jestem zuch. Mama powiedziała, że wiedziała o tym od dawna, i mnie pocałowała. Ona jest kochana! A potem tata zapytał, czy może zobaczyć przystawkę, i pani w czarnej sukience i w białym fartuszku wyjęła z. lodówki fantastycznego homara z mnóstwem majonezu, zupełnie jak na przyjęciu z okazji pierwszej komunii mojej kuzynki Felicji, kiedy się rozchorowałem. Zapytałem, czy mogę trochę dostać, ale pani w czarnej sukience i w białym fartuszku schowa-

ła homara z powrotem do lodówki i powiedziała, że to nie dla małych chłopców. Tata się roześmiał i obiecał, że dostanę jutro na śniadanie, jeżeli coś jeszcze zostanie, ale żebym na to za bardzo nie liczył.

Kolację zjadłem w kuchni, dali mi oliwki, parówki na gorąco, migdały, pasztecik z mięsem i trochę sałatki owocowej. Całkiem-

-całkiem.

— No, dobrze — powiedziała mama — a teraz położysz się do łóżka. Włóż czystą piżamę, tę żółtą, a ponieważ jest jeszcze wcześnie, możesz sobie poczytać. Kiedy przyjdą państwo Mou-cheboume, pójdę po ciebie, żebyś się z nimi przywitał.

— Hm... Sądzisz, że to konieczne? — zapytał tata.

— Ależ oczywiście — powiedziała mama. — Już to uzgodniliśmy.

—• Tylko — powiedział tata — boję się, żeby Mikołaj nie popełnił jakiejś gafy.

— Mikołaj jest dużym chłopcem i nie popełni żadnej gafy — powiedziała mama.

— Mikołaj — powiedział tata. — Ta kolacja jest dla tatusia bardzo ważna. Wiec będziesz bardzo grzeczny, powiesz dzień dobry, dobranoc, nie będziesz odzywał się nie pytany, no i pamiętaj: żadnych gaf! Przyrzekasz?

Przyrzekłem — ciekawe, dlaczego tata jest taki niespokojny

— i poszedłem się położyć. A potem usłyszałem dzwonek do drzwi, jakieś okrzyki, i przyszła po mnie rnama. Ł > ,

— Włóż szlafrok, który dostałeś od Buni na urodziny, i chodź

— powiedziała.

j Właśnie czytałem fajne opowiadanie o kowbojach, więc powiedziałem, że nie bardzo chce mi się schodzić na dół, ale mama spojrzała na mnie groźnie i zobaczyłem, że nie pora na żarty.

Kiedy weszliśmy do salonu, państwo Moucheboume już tam byli i na mój widok zaczęli coś wykrzykiwać.

— Mikołaj koniecznie chciał zejść, żeby państwa zobaczyć

— powiedziała mama. — Proszę mi wybaczyć, ale nie chciałam odmawiać mu tej przyjemności.