— A dlaczego twoja odznaka jest dużo większa od naszych?
— No bo — powiedział Euzebiusz — odznaka wodza musi być większa od innych.
— A kto powiedział, że ty jesteś wodzem, jeśli wolno wiedzieć? — zapytał Rufus.
— To ja wpadłem na pomysł z odznaką — powiedział Euzebiusz. — Więc ja jestem wodzem, a jak się komuś nie podoba, to mogę dać mu w nos.
— Co to, to nie! — krzyknął Gotfryd. — Wodzem jestem ja!
— Żartujesz — powiedziałem.
— Jesteście wszyscy wstrętni! — krzyknął Euzebiusz. — Jak ma być tak, to oddajcie mi moje odznaki!
— Zobacz, co zrobię z twoją odznaką! — krzyknął Joachim, odpiął swoją odznakę, podarł ją, rzucił na ziemię, podeptał i o-pluł.
— Właśnie! — krzyknął Maksencjusz.
I wszyscy żeśmy podarli nasze odznaki, rzucili je na ziemię, podeptali i opluli.
— Może starczy już tego cyrku? — zapytał Rosół. — Nie wiem, co robicie, ale zabraniam wam robić to dłużej. Zrozumiano?
A kiedy sobie poszedł, powiedzieliśmy Euzebiuszowi, że nie jest naszym kolegą, że nigdy w życiu więcej się do niego nie odezwiemy i że nie należy już do naszej paczki.
Euzebiusz odpo-
wiedział, że ma to w nosie i że wcale nie chce należeć do bandy wstręciuchów. I poszedł sobie razem ze swoją odznaką wielkości spodka.
I teraz łatwo rozpoznać chłopaków, którzy należą do paczki: to ci, co nie mają niebiesko-biało-czerwonej odznaki z napisem EGMARJMK dookoła, dwiema splecionymi dłońmi pośrodku i brązowymi liśćmi laurowymi na dole.
Anonim
Wczoraj w szkole, na klasówce z historii, zdarzyło się coś niesamowitego. Ananiasz, który jest pierwszym uczniem w klasie i ulubieńcem naszej pani, podniósł rękę i zawołał:
— Psze pani! On ode mnie ściąga!
— Nieprawda, ty wstrętny kłamco — krzyknął Gotfryd.
Ale pani podeszła, wzięła kartkę Gotfryda i kartkę Ananiasza, spojrzała na Gotfryda, który zaczął płakać, postawiła mu pałę, a po klasówce zaprowadziła go do dyrektora. Pani wróciła do klasy sama i powiedziała:
— Drogie dzieci, Gotfryd postąpił bardzo źle: nie tylko ściągał od kolegi, ale w dodatku uparcie nie chciał się do tego przyznać, dodając kłamstwo do nieuczciwości. Wobec tego pan dyrektor zawiesił go na dwa dni w prawach ucznia. Mam nadzieję, że będzie to dla niego przestrogą oraz nauczy go, że na nieuczciwości daleko w życiu nie zajedzie. A teraz wyjmijcie zeszyty, zrobimy dyktando.
Na przerwie zastanawialiśmy się, co by tu zrobić, bo Gotfryd to dobry kumpel, a jak się jest zawieszonym, to rodzice strasznie krzyczą i zabraniają mnóstwa rzeczy.
— Trzeba pomścić Gotfryda! — powiedział Rufus. — Gotfryd należy do paczki, więc musimy zemścić się na tym wstrętnym pupilku Ananiaszu. To będzie dla niego przestrogą i nauczy go, że na takich numerach daleko w życiu nie zajedzie.
Przyznaliśmy mu wszyscy rację, a potem Kleofas zapytał: — Ale jak się zemścimy na Ananiaszu? — Można by poczekać na niego po lekcjach — powiedział Euzebiusz — i spuścić mu lanie.
— Coś ty — powiedział Joachim. — Przecież on nosi okulary i nie wolno go bić.
— To może przestaniemy się do niego odzywać? — powiedział Maksencjusz.
— E, tam! — skrzywił się Alcest. — I tak prawie się do niego nie odzywamy, więc nie zauważy, żeśmy w ogóle przestali.
— Można by mu powiedzieć — powiedział Kleofas.
— A gdybyśmy się strasznie obkuli na następną klasówkę i wszyscy dostali piątki zamiast niego? — powiedziałem.
—- Zwariowałeś? — zapytał mnie Kleofas pukając się palcem w czoło.
— Już wiem — powiedział Rufus. — Czytałem takie opowiadanie w jakimś piśmie, gdzie bohater, który jest zbójcą i nosi maskę, kradnie pieniądze bogatym i daje biednym, a kiedy bogaci chcą okraść biednych, żeby odebrać swoje pieniądze, wysyła do nich anonim, w którym pisze: „Nie można drwić sobie bezkarnie z Błękitnego Rycerza". No i wrogowie mają strasznego pietra i boją się kraść.
— Co to znaczy: anonim? — zapytał Kleofas.
— Tylko że — powiedziałem — jak wyślemy taki anonim do Ananiasza, on będzie wiedział, że to myśmy go napisali, nawet jeżeli założymy maski. I zostaniemy ukarani.
— Nie, mój drogi — powiedział Rufus. — Znam sposób, który widziałem w jednym filmie, gdzie bandyci wysyłali listy, a żeby nie można było rozpoznać pisma, wycinali litery z gazet i przyklejali na kartkach papieru, i do końca filmu nikt ich nie mógł odkryć.
Uznaliśmy, że to dobry pomysł, bo Ananiasz tak się przestraszy naszej zemsty, że może w ogóle przestanie chodzić do szkoły, i będzie miał za swoje.
— A co napiszemy w tym liście? — zapytał Alcest.
— No — powiedział Rufus — napiszemy: „Nie można drwić sobie bezkarnie z Bandy Mścicieli!"
Zawołaliśmy wszyscy ,,Hip, hip, hura!", Kleofas zapytał, co to znaczy „bezkarnie", i postanowiliśmy, że Rufus przygotuje list na jutro.
A dzisiaj rano, po przyjściu do szkoły, zebraliśmy się wszyscy dookoła Rufusa i zapytaliśmy, czy ma list.
— Tak — powiedział Rufus. — Chociaż w domu była straszna draka, bo pociąłem ojcu gazetę, której on jeszcze nie przeczytał do końca, no i dostałem klapsa i nie dano mi deseru, a właśnie było moje ulubione ciasto.
I Rufus pokazał nam list, który składał się z mnóstwa przeróżnych liter i bardzo się wszystkim podobał, oprócz Joachima, który powiedział, że to nic nadzwyczajnego i trudno przeczytać.
— To ja nie dostałem ciasta — krzyknął Rufus — męczyłem się jak kto głupi, zużyłem kupę kleju i o mało nie popsułem mamie nożyczek, a ten idiota uważa, że to nic nadzwyczajnego! Następnym razem sam będziesz pisał list!
— Taaak? — krzyknął Joachim. — To kto jest idiotą, ty idioto?
No i się pobili, a Rosół, który jest naszym opiekunem, ale to nie jest jego prawdziwe nazwisko, przyleciał biegiem, powiedział, że zachowują się jak dzikusy, że on ma tego dosyć, i za karę kazał im w czwartek przyjść do szkoły. Na szczęście nie zabrał listu, bo Rufus dał go Kleofasowi, zanim się zaczął bić. Na lekcji czekałem, aż Kleofas poda do mnie list: to ja siedzę najbliżej Ananiasza i miałem położyć list na jego ławce, tak żeby nie zobaczył. A potem Ananiasz by się odwrócił, przeczytał nasz anonim i dopiero by miał głupią minę.
Ale Kleofas oglądał list pod ławką i pytał o coś Maksencjusza, który siedzi razem z nim. I nagle pani zawołała:
— Kleofas! Powtórz, co powiedziałam przed chwilą! A ponieważ Kleofas wstał i nic nie mówił, pani powiedziała:
— Doskonale. Zobaczymy teraz, czy twój sąsiad jest uważniejszy... No, proszę, Maksencjuszu, może powtórzysz, co powiedziałam?
Wtedy Maksencjusz wstał i zaczął płakać, a pani kazała Kleo-fasowi i Maksencjuszowi odmienić czasownik: „Powinienem u-ważać na lekcji, zamiast zajmować się głupstwami, ponieważ chodzę do szkoły po to, żeby się uczyć, a nie po to, żeby się bawić czy błaznować".
Potem Euzebiusz, który siedzi za nami, podał list do Alcesta, Alcest podał go mnie, a pani zawołała:
— Co za diabeł w was dzisiaj wstąpił! Euzebiusz, Alcest, Mikołaj! Proszę pokazać mi tę kartkę! Ale szybko! Nie próbujcie jej chować, widziałam was! No proszę! Czekam!
Alcest zrobił się cały czerwony, ja się rozpłakałem, a Euzebiusz powiedział, że to nie jego wina. Pani przyszła po kartkę, przeczytała ją, otwarła szeroko oczy, spojrzała na nas i powiedziała:
— „Nie można drwić sobie bezkarnie z Bandy Mścicieli"? Co to znowu za brednie?...
A zresztą nie chcę nic o tym wiedzieć, wcale mnie to nie obchodzi! Lepiej byście uczyli się na lekcji,