Выбрать главу

– Ogromnie się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że pomagasz Jake'owi. Ma szczęście, bo wszyscy starzy przyjaciele o nim pamiętają.

– No tak, nawet ci rzeczywiście starzy – zauważyła Kelly z lekką złośliwością, gdyż była o kilka lat młodsza od Olimpii.

Najchętniej wyrzuciłaby tę uśmiechniętą babę za drzwi, ale już było za późno. Olimpia pewnym krokiem weszła do środka i rozglądała się po mieszkaniu, jakby zamierzała je wynająć. Wreszcie otworzyła drzwi do pokoju Jake'a.

– Ładny – powiedziała lakonicznie. – Chociaż muszę przyznać, że jestem nieco zdziwiona… Zresztą, mniejsza z tym.

– Jesteś zdziwiona, że Jake chciał zamieszkać ze mną? -spytała Kelly chłodnym tonem.

– Można to ująć w ten sposób. Nie sądzę, by było to najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Ale dajmy temu spokój. Wiemy, jak Jake nienawidzi ranić ludzkich uczuć.

– On to robi mimowolnie – zauważyła Kelly z delikatną ironią. – Jake ma wrażliwe serce i chce dobrze, ale brak mu intuicji. Czasami zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, a potem przeprasza, choć tak naprawdę nie rozumie, czym zawinił. Kiedyś sama się o tym przekonasz.

Olimpia uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Być może zachowuje się tak w stosunku do niektórych ludzi, ale ja… Och, na pewno nie chcesz o tym słuchać.

– Nie, nie chcę – przyznała Kelly z werwą. – Ale powinnaś brać Jake'a takim, jakim jest. On się nie zmieni.

Olimpia uśmiechnęła się z przymusem.

– Mężczyźni zmieniają się, kiedy są zakochani.

– Daj spokój, Olimpio – powiedziała Kelly z irytacją. – Nie występujesz teraz przed kamerą. – Mówiła ostrym tonem, by ukryć ból, który sprawiły jej te słowa.

– Nie ma sensu wracać do przeszłości. – Olimpia niespodziewanie złagodniała. – Przepraszam cię, Kelly. Ale prawda jest prawdą, nawet jeśli boli.

– Zapominasz chyba, że się z nim rozwiodłam – powiedziała Kelly cierpko.

– Jak mogłabym zapomnieć? Zachowałaś się z godnością. Gdy mąż pokocha inną, najlepiej pozwolić mu odejść.

– Zawsze zaprzeczałaś, że coś was łączy.

– Oczywiście, że zaprzeczyłam. Ani Jake, ani ja nie chcieliśmy zobaczyć swoich zdjęć na pierwszych stronach gazet. Jednak prawda pozostaje prawdą bez względu na wybiegi, jakie Jake stosował, by mnie chronić. Pozwól mu odejść na dobre, Kelly. Obydwie wiemy, że wasze małżeństwo skończyło się katastrofą.

Kelly gwałtownie wciągnęła powietrze. Spośród natłoku bolesnych emocji wyłoniła się jedna jasna myśl. Jakie to szczęście, że nie wyjawiła Jake'owi prawdy o dziecku…

– Nie będziesz mieć nic przeciwko temu, jeśli go odwiedzę? – spytała słodko Olimpia. – A może, gdy już go tu ściągniesz – mówiła, nie kryjąc złośliwości – zabarykadujesz drzwi i postawisz na straży psa?

– Jedyny pies w budynku to pudel mojego sąsiada, ma piętnaście lat i przez większość dnia śpi – odpowiedziała Kelly, nie dając się sprowokować. – Przychodź, kiedy chcesz i na jak długo chcesz. Postaraj się tylko nie przeszkadzać mi w nauce.

– Och, zapomniałam, że wróciłaś do szkoły…

– Do college'u – wyjaśniła Kelly. – Podjęłam studia.

– Tak, Jake wspomniał mi o tym. Oferują dziś tyle rozmaitych kursów, nieprawdaż? Podejrzewam, że można zdobyć magisterium nawet z opery mydlanej.

– Studiuję archeologię. – Kelly zignorowała kolejną zaczepkę. – Właśnie czytam niezwykle interesującą pracę o starożytnych pochówkach. Był taki król, który pozbywał się nadmiaru konkubin, upijając je winem. Budziły się potem obwiązane specjalnymi bandażami w sarkofagach. Ich krzyki przez tydzień odbijały się echem od marmurowych ścian, zanim ostatecznie zapadała martwa cisza. To wspaniały sposób na pozbywanie się niewygodnych ludzi, nie sądzisz? A może napijesz się wina, Olimpio?

Olimpia odmówiła, przeprosiła za najście i wyszła.

Nazajutrz Carl zgodził się, by Kelly opuściła ostatni wykład. Chciała zdążyć do domu na powitanie Jake'a.

– Dam ci notatki, zawsze też chętnie wszystko ci wytłumaczę – zaproponował z uśmiechem. Jednak po chwili na jego twarzy odmalowała się troska. – Kelly, czy jesteś absolutnie pewna, że… w twoim stanie dasz radę zajmować się rekonwalescentem?

– Czyżby już cały świat wiedział? – spytała zdumiona. – Nikomu nic nie mówiłam.

– Inni nie zauważyli, ale ja mam szósty zmysł. Właściwie siódmy, bo mam sześcioro rodzeństwa. Matka albo była w ciąży, albo niańczyła kolejne maleństwo. Ledwo zdążyłem dorosnąć, gdy moje dwie siostry wyszły za mąż i zaczęły rodzić dzieci. Naprawdę mam spore doświadczenie w opiece nad maluchami, bo często się tym zajmowałem. W ten sposób zarabiałem pieniądze, które potem wydawałem na randkach.

– Na zbyt wielu randkach, zdaniem Mariannę – wtrąciła Kelly z uśmiechem.

On również się uśmiechnął i ujął jej rękę.

– Jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania na temat ciąży lub macierzyństwa, zadzwoń do wujka Carla. A poważnie, zawsze cię zwolnię, gdy będziesz potrzebowała wyjść.

– Dzięki, ale dzisiaj to wyjątkowa sytuacja, bo chcę przywitać Jake'a. Nie zamierzam nagminnie zwalniać się z zajęć. Ciąża nie zmieni zbytnio mojego dotychczasowego trybu życia… Z czego się śmiejesz?

– Nie zmieni? Och, dziewczyno, musisz się jeszcze sporo dowiedzieć! A teraz zmykaj do domu i siedź tam, jak długo chcesz.

W dniu przyjazdu Jake'a Kelly wróciła do domu około południa. Była lekko zdyszana od wchodzenia po schodach, ponieważ wszystkie windy w budynku poddawano konserwacji. Telefon zadzwonił, gdy tylko przekroczyła próg. To był doktor Ainsley.

– Karetka już wyjechała – zakomunikował. – Jake będzie w domu łada chwila.

– Trochę się niepokoję – zauważyła. – Windy nie działają i musiałam pokonać trzy piętra.

– Nie ma się czym martwić. Pielęgniarze wniosą Jake'a na górę razem z wózkiem. Dzwonię właściwie po to, by coś zasygnalizować. Nie byłbym specjalnie zdziwiony, gdyby Jake niebawem wpadł w depresję.

– Myślałam, że ma to już za sobą.

– Do tej pory był w lekkim szoku, to normalne po takim wypadku. W warunkach domowych na pewno odzyska dobry humor, ale potem nadejdą trudne chwile. Nadal nie odzyskał pełni sił, a nie należy do najcierpliwszych pacjentów. Jake będzie potrzebować życzliwej duszy jak nigdy dotąd.

– On nigdy mnie nie potrzebował, ani nikogo innego – odpowiedziała z przekąsem. – Myli się pan co do Jake'a. On jest bardzo mocny psychicznie.

– Tacy sprawiają najwięcej kłopotów – odparł doktor i odłożył słuchawkę.

Zrobiła sobie herbatę i starała się zebrać myśli. Za kilka minut znów będzie dzielić mieszkanie z byłym mężem, jak gdyby nigdy nic. Jakby rozwód nigdy nie miał miejsca…

Musiała spojrzeć na sprawę inaczej. Była rozwódką, wolną i niezależną kobietą, wkrótce zostanie matką. I nie kocha już Jake'a. Przyspieszone bicie serca świadczyło jednak, że nękają lęk, a butna pewność siebie jest jedynie pozorem.

Zastanawiała się, jak powitać Jake'a. To mogło rzutować na ich przyszłe stosunki. „Cześć, kochanie" – nie wchodziło w grę. „Miło cię widzieć" – też nie brzmiało dobrze…

Wyjrzała przez okno i zobaczyła parkującą karetkę. Jeszcze raz sprawdziła pokój przygotowany dla Jake'a, a potem w napięciu czekała na dzwonek do drzwi.

Jednak w mieszkaniu panowała cisza.

Kelly ponownie wyjrzała przez okno. Ambulans nadal stał przed domem, ale nikogo przy nim nie było. Zdumiona, otworzyła drzwi i zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Jake bierze zakręt na podeście i zaczyna o własnych siłach wspinać się powoli na ostatnie stopnie schodów. Za nim, mrucząc gniewnie, szli sanitariusze.