Выбрать главу

– Na razie nie potrzebuję podpórki – zaśmiała się pewnego wieczoru, siadając na parkowej ławce.

– Potrzebujesz opieki.

– Niby dlaczego, czuję się bardzo dobrze. I wcale się nie martwię, naprawdę.

– Kłamiesz. Boisz się przeraźliwie.

– Skąd wiesz?

– Ponieważ nie robisz ubranek na drutach. Poprzednim razem zaczęłaś dziergać już pierwszego dnia.

Uśmiechnęła się.

– Mówiłeś, że nasze mieszkanie przypomina gigantyczną pajęczynę.

– Tak, ale lubiłem to. I te wszystkie pluszowe zabawki, które kupiłaś. Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy skończyłaś pierwszą parę bucików. Byłaś taka dumna.

– Dopóki nie odkryłam, że pomyliłam oczka i wyszły dwa buciki w różnych rozmiarach.

– Wybuchłaś wtedy płaczem. Nie wiedziałem, co robić.

– Byłeś bardzo praktyczny – przypomniała mu. – Powiedziałeś, że powinnam wydziergać jeszcze jeden mniejszy i jeden większy i połączyć je w pary. To była rozsądna rada. Nie wiem, co mnie napadło, by walnąć cię pluszową żyrafą.

– Nie uderzyłaś mnie żyrafą – powiedział Jake stanowczo. – To był słoń o imieniu Dolph, skrót od Dolphina. Wiem to, z całą pewnością, ponieważ jego trąba po tym wypadku trochę się przekrzywiła.

– Dlaczego nazwaliśmy go Dolphin?

– Bo był słoniem – wyjaśnił Jake spokojnie.

– Ciekawe, choć nie do końca zrozumiałe. Nadal jestem pewna, że ta żyrafa też uczestniczyła w jakiejś awanturze.

Obydwoje wybuchnęli śmiechem, ale po chwili Kelly spoważniała.

– Tym razem wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Carl mówi, że jedna z jego sióstr za pierwszym razem poroniła, a potem urodziła trójkę zdrowych dzieci.

– Rozmawiasz o tym z Carlem? – Uśmiech zamarł na jego ustach.

Zaintrygowało ją napięcie, które wyraźnie pobrzmiewało w jego głosie.

– Masz coś przeciwko temu? Ja nie widzę w rozmowach nic nagannego.

– To trochę dziwne, zważywszy, że Carl jest twoim wykładowcą. – Nie dał jej czasu na wyjaśnienia i dodał szybko: – Chyba powinniśmy wracać do domu.

Pewnego dnia, gdy Kelly wróciła do domu wcześniej niż zwykle, Jake zaniepokojony wyszedł na jej powitanie.

– Dobrze się czujesz? – spytał.

– W porządku.

– Jesteś pewna?

– Oczywiście. A dlaczego pytasz?

– Zazwyczaj wracasz do domu o wiele później.

– Odwołano ostatnie wykłady.

– I to wszystko?

Rozczulił ją niepokój malujący się na jego twarzy.

– Jake. naprawdę wszystko w porządku. Nic się nie dzieje.

– Ale za pierwszym razem to wydarzyło się właśnie w tej fazie ciąży, prawda? – Jake ściszył głos. Nie potrafił zdobyć się na pytanie, od kiedy Kelly jest w ciąży. Jeśli dziecko zostałoby poczęte w noc po przyjęciu, ciąża zbliżałaby się do krytycznego momentu. W pokrętny nieco sposób zdołał przekonać siebie samego, że to jest jego dziecko, choć Kelly nigdy tego nie potwierdziła.

Jednak jeśli podczas przyjęcia Kelly już była w ciąży, to najbardziej niebezpieczny moment miałaby już za sobą. Ale czy poszłaby z nim do łóżka, gdyby żyła z innym mężczyzną? Zauważył, że się zmieniła, ale czy aż tak bardzo? Na tę myśl poczuł ostry, kłujący ból w sercu.

– Nie chciałbym, żebyś znów cierpiała – rzekł szorstko. – To wszystko. Nie róbmy zamieszania.

– Czuję się świetnie – potwierdziła. – Może przygotować ci coś do jedzenia?

– Sam sobie zrobię. Połóż się, odpocznij.

– W porządku, dziękuję.

Naprawdę przyjemne było wyciągnąć się na sofie. Kelly przymknęła oczy i wsłuchiwała się w ciche dźwięki kuchennej krzątaniny Jake'a. Zdrzemnęła się i ledwie zarejestrowała jego słowa: „Do licha, nie ma mleka!", a potem dźwięk otwieranych i zamykanych frontowych drzwi. Zapadłaby pewnie w głęboki sen, gdyby nie ostry dźwięk telefonu komórkowego Jake'a. Ziewając, odebrała połączenie. To była Olimpia.

– Przykro mi, ale Jake'a nie ma – powiedziała Kelly uprzejmie. – Czy ma oddzwonić?

– Przypomnij mu tylko, że czekam na niego dziś wieczór o wpół do dziewiątej w moim apartamencie. Nie zapomnisz?

– Postaram się – odpowiedziała Kelly pokornie. Olimpia odłożyła słuchawkę.

Kiedy Jake wrócił kilka minut później, Kelly stała przy stole i rozpakowywała książki.

– Nie zapomnij, że masz dziś randkę z Olimpią – powiedziała ze ściśniętym gardłem.

– Czyżby?

– Dzwoniła, by ci przypomnieć, że o wpół do dziewiątej czeka na ciebie w swoim apartamencie.

Jake gapił się na nią zdumiony.

– Ale ja się z nią wcale nie umawiałem.

– Wygląda na to, że teraz jesteś już umówiony.

– Nie masz prawa podejmować takich decyzji w moim imieniu – powiedział urażony.

– Wywnioskowałam z jej słów, że jesteście w tej sprawie dogadani. – Coś ją podkusiło i dodała: – Była bardzo zainteresowana twoim stanem. Pytała mnie, czy odzyskałeś już siły. Powiedziałam jej, że moim zdaniem tak, chociaż mam ograniczoną wiedzę w tym zakresie.

– Kelly, ukręcę ci kiedyś głowę.

– Dlaczego się irytujesz? To już mnie nie dotyczy, teraz oboje jesteśmy wolnymi ludźmi.

Ostatkiem sił powstrzymał się przed wybuchem. A tak bardzo chciał krzyknąć: Nosisz moje dziecko! Powinnaś mnie poprosić o pomoc, a nie umawiać na randki!

– Nigdzie nie wyjdę – powiedział gniewnie. – Coś mogłoby ci się stać.

– Mało prawdopodobne. Czuję się świetnie.

– Nie powinnaś zostawać sama.

– To absurd, wiesz o tym.

– Nie wychodzę! – podniósł głos.

– W porządku, w porządku. Nie musisz krzyczeć.

– Muszę, ponieważ to jedyny sposób, by coś do ciebie dotarło. Zadzwonię do Olimpii i odwołam spotkanie.

Nie była pewna, dlaczego wpadła w gniew. Być może starała się zagłuszyć przyjemność, którą sprawiała jej jego troska. Dość tego! Gniew był o wiele bezpieczniejszy.

– Wyłączyła komórkę – mruknął zirytowany Jake. – Ale powinna być w studiu. – Zadzwonił do studia i poprosił Olimpię. Minęła dłuższa chwila, nim zapytał: – Nie wiesz, gdzie się podziewa? W porządku, jeśli zadzwoni, poproś ją, by skontaktowała się ze mną. To pilne, chodzi o dzisiejszy wieczór.

– Byłoby lepiej, gdybyś wyszedł z domu – powiedziała Kelly, idąc za nim do kuchni. – Muszę napisać referat o starożytnym Egipcie i będziesz mi tylko przeszkadzał.

– Będę siedział cicho jak mysz pod miotłą. Poza tym odwołałem spotkanie.

– Nie odwołałeś. Nawet nie rozmawiałeś z Olimpią.

– Zrozumie, gdy tylko dostanie wiadomość.

– Nie sądzę, by ją dostała.

– Nonsens. Dlaczego?

Ponieważ nie chce jej otrzymać, pomyślała Kelly rozdrażniona. Czy wszyscy mężczyźni są tacy tępi? A niby dlaczego Olimpia wyłączyła telefon komórkowy?

Kelly postanowiła jednak milczeć, bo przecież mogła się mylić. Nie miała pewności, że Olimpia jest pozbawioną uczuć manipulantką.

Mijały minuty, Jake niecierpliwie zerkał na zegarek, jednak telefon milczał jak zaklęty.

– Idź już! – ponagliła go Kelly. – Muszę napisać pracę, a ty doprowadzasz mnie do szału.

– Przecież nic takiego nie robię.

– Kręcisz się, jakby cię użądliła pszczoła.

– Och, przepraszam, że oddycham.

– To akurat wcale mi nie przeszkadza, ale nie mogę znieść tego dreptania w miejscu! Na litość boską, ubierz się i wyjdź! Może przynajmniej uszczęśliwisz Olimpię.

– To na wskroś niemoralna propozycja!

– Sugerowałam, że zaprosisz ją na kolację – wyjaśniła niewinnym tonem.

– Nie zostawię cię samej.