Выбрать главу

– Jeśli zapragnę towarzystwa, zadzwonię do Carla.

– Do Carla? – Jake zmrużył oczy.

– To dobry przyjaciel.

– Ale to nie z jego powodu chcesz się mnie pozbyć?

– Chcę się ciebie pozbyć, ponieważ trzęsiesz się nade mną jak kwoka nad pisklęciem! Bądź tak uprzejmy i zostaw mnie sam na sam z Tutenchamonem.

– Już dobrze. Nie denerwuj się, to szkodzi dziecku. Przez godzinę panował względny spokój. Jake prawie się nie odzywał. Obydwoje z ulgą przyjęli dzwonek telefonu. To była Olimpia.

– Usiłowałem się z tobą skontaktować – tłumaczył się Jake. – Mam nadzieję, że dostałaś wiadomość… Nie, nie jestem chory, to Kelly…

Kelly wyrwała mu słuchawkę.

– Olimpio – powiedziała łagodnie – przepraszam, że zepsułam wam wieczór. Ale może ty przyjedziesz do nas? Ja za chwilę wychodzę.

– Nie pozwolę ci wyjść! – ryknął Jake.

– Owszem, wyjdę – odpowiedziała stanowczo.

– Jeśli Carl chce się z tobą zobaczyć, może tutaj przyjechać.

– Cóż za wspaniały pomysł! Jake, jesteś genialny!

– Jesteś tam jeszcze? – Zimny głos Olimpii zabrzmiał w słuchawce.

– Oczywiście – odpowiedziała Kelly. – Powiem Jake'owi, że przyjdziesz. Już nie może się doczekać. – Odłożyła słuchawkę i natychmiast wybrała numer Carla.

W kilka minut później Carl był w drodze.

– W co ty grasz, Kelly? – wybuchnął Jake.

– Pomyślałam, że możesz spędzić miły wieczór ze swoją dziewczyną.

– Tutaj? Razem z tobą i Carlem?

– My wyjdziemy i zostawimy was samych. Nie martw się, nie będę ci przeszkadzać.

– A może ja wcale nie chcę spotkać się z Olimpią?

– Dlaczego? Czyżbyście się pokłócili?

– Nie, ale…

Od tego momentu wieczór szedł jak po grudzie. Olimpia przybyła pół godziny później. Wyglądała jak zwykle olśniewająco. Kelly powitała ją życzliwie, a potem powiedziała słodko:

– Nie masz nic przeciwko temu, że was opuszczę? Muszę popracować. – A do Jake'a mruknęła: – Zabierz ją stąd.

– Nie – burknął w odpowiedzi.

Kelly jęknęła i zniknęła w swoim pokoju. Olimpia objęła Jake'a za szyję.

– Musisz być święty – szepnęła prosto w jego usta. Uwolnił się od niej delikatnie, znacząco spoglądając w stronę drzwi do pokoju Kelly.

– Moje biedactwo – westchnęła Olimpia – to musi być dla ciebie ciężkie.

– Jednak nie tak jak dla Kelly – odparł Jake. – Wyobraź sobie, że musi znów na mnie patrzeć, kiedy już myślała, że pozbywa się mnie na dobre.

Mina Olimpii świadczyła o odmiennym zdaniu na ten temat. Jednak zamiast się z nim spierać, zaczęła wypytywać Jake'a o samopoczucie.

– Wszystko w porządku – zapewnił ją pospiesznie.

Miał nadzieję, że to ogólnikowe stwierdzenie ją zadowoli, jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Kiedy Kelly wynurzyła się ze swego pokoju, Olimpia zażądała dokładnych szczegółów na temat stanu zdrowia Jake'a i jego rekonwalescencji. Choć temat nie był łatwy, Kelly odpowiadała na wszystkie pytania pogodnie, zdobywając się nawet na uśmiech.

– Proszę, nie obawiaj się, Olimpio – zapewniła na koniec. – Obiecuję ci, że będę się nim dobrze opiekować. To miło, że tak się o niego troszczysz, zupełnie jakbyś była jego matką.

Olimpia była zbyt mądra, by dać się sprowokować, ale Jake posłał Kelly wymowne spojrzenie.

Dzwonek do drzwi przerwał niezręczną sytuację. Carl wszedł do środka i natychmiast wziął Kelly w ramiona, by ją uściskać. Śmiejąc się, odwzajemniła uścisk.

– Kto to jest? – mruknęła Olimpia.

– Profesor Carl Franton – powiedział Jake, kładąc nacisk na tytuł naukowy. – Z college'u Kelly.

– Czy to ojciec…?

– Możliwe.

– A więc, dlaczego…

– Nie teraz, Olimpio. Nie mieszam się do prywatnego życia Kelly.

– Ale czy on powinien…

– Powiedziałem, nie teraz.

– W porządku. Porozmawiajmy o nas. Mam tyle planów na przyszłość.

Jake usiłował się koncentrować na tym, co mówiła, ale jednocześnie wytężał słuch, by słyszeć tamtych dwoje. Carl przyniósł książkę o pielęgnowaniu niemowląt i razem z Kelly przeglądali ją, raz po raz wybuchając śmiechem. Ale kiedy Carl mówił poważnie, ściszał głos, co doprowadzało Jake'a do pasji.

– Jake. – Olimpia dotknęła jego ramienia. – Pytałam, czy myślałeś o nowych projektach?

– Nie pracowałem nad żadnymi projektami – oparł słabo. Kątem oka zobaczył Kelly idącą do kuchni, więc przeprosił Olimpię.

– O co chodzi? – spytała Kelly, gdy pojawił się w kuchni. – Wyglądasz jak zbity pies. Nie możesz traktować Olimpii w ten sposób. Pamiętaj o swojej karierze.

– Może moja kariera nie zależy od niej?

– Rozchmurz się, Jake. Nie ma sensu zamieniać tego wieczoru w koszmar.

– Chyba powinienem ci przypomnieć, że ten zlot towarzyski był twoim pomysłem.

– Nie unoś się, to ci szkodzi.

– A ty przestań mi mówić, co mam robić.

– To należy do moich obowiązków. – Nie mogła powstrzymać się, by nie dodać: – Jestem pewna, że Anna Kliwijska nigdy nie miała takich trudności z Henrykiem VIII.

– Jeśli była choć trochę podobna do ciebie, dziwię się, że jej nie ściął tak jak pozostałych żon – powiedział kąśliwie.

– To nie był najlepszy pomysł – przyznała. – Ale dlaczego nie zaproponujesz wyjścia na drinka?

– Dobry pomysł. – Zatrzymał Carla, który pojawił się w drzwiach. – Wszyscy wychodzimy na drinka – zakomunikował. – Zbyt długo tu siedzę. Dobrze mi zrobi, jak się trochę przewietrzę.

Olimpia przyjęła tę propozycję z westchnieniem ulgi. Jake pomógł jej włożyć płaszcz i poszedł do garderoby po żakiet Kelly.

Jednak ona wróciła do kuchni, gdzie namiętnie dyskutowała z Carlem.

– Nie, to nie tak – mówił Carl. – Mówiłem o tym podczas wykładu, ale widać nie zrozumiałaś. Piramidy…

Jake zakaszlał głośno.

– Idziecie z nami? – spytał zimno.

– Pewnie. – Carl uśmiechnął się pogodnie. – Wiesz, ta twoja żona ma bzika…

– Ona nie jest moją żoną – oświadczył Jake beznamiętnym głosem.

Carl rozpromienił się.

– To prawda, nie jesteś – powiedział, nachylając się do Kelly, na co Jake zareagował gniewnym sapnięciem.

– Przepraszam – wtrąciła Kelly. – Kiedy się kłócimy, zapominamy o bożym świecie.

– Jak cudownie! – powiedziała Olimpia, pojawiając się u boku Jake'a. – Pewnie lubicie te wasze dyskusje. Dlaczego wciąż tu tkwimy? Dołączycie do nas, kiedy już dojdziecie do porozumienia w kwestii piramid.

– Świetna myśl! – zawołała Kelly.

– Lepiej chodźmy razem – naciskał Jake.

– Ale ja nie jestem gotowa, a Carl chce się jeszcze napić herbaty. Idźcie. Dołączymy do was później.

– Będziemy w „Czerwonym Lwie" – mruknął Jake.

Otworzył drzwi Olimpii i stał, by ją przepuścić. Zerknął na Kelly i Carla, którzy już siedzieli na sofie, pochyleni nad książką. Nic nie było bardziej niewinne i nic nie irytowało go bardziej.

„Czerwony Lew" był małym pubem, położonym dwie ulice dalej. Ten nieco zaniedbany lokal nie przypadł Olimpii do gustu. Z głośników płynęła ogłuszająca muzyka, która właściwie uniemożliwiała konwersację.

– Czy zdajesz sobie sprawę, jak dawno razem nie wychodziliśmy? – spytała Olimpia z emfazą.

– Co takiego? – Jake nadstawił ucha. Musiała prawie krzyczeć, by ją dosłyszał.

– Co za urocze miejsce – spróbowała znów. – Niezbyt wyszukane, ale… pełne charakteru.

– Ja też nigdy nie byłem zbyt wyrafinowany – ryknął Jake. – Jadałem w gorszych miejscach. To wydaje mi się wręcz luksusowe.