Выбрать главу

On także. Gdyby sprawy znów przybrały zły obrót, Kelly mogłaby się załamać. Wtedy znów by go potrzebowała, a on z pewnością nie stanąłby na wysokości zadania. Do tej pory zawsze ją zawodził…

– Połóż się – zachęcił ją łagodnie.

Rzuciła mu pełen wdzięczności uśmiech i położyła się na kozetce, opuszczając dżinsy do bioder. Pielęgniarka rozprowadziła chłodny żel na jej gołym brzuchu i zaczęła badanie. Po chwili na monitorze ukazał się obraz.

Z początku dało się zauważyć jedynie gmatwaninę cieni o różnych odcieniach szarości; trochę światła, trochę czerni. Kiedy pielęgniarka wskazała główkę dziecka, Jake, choć intensywnie wpatrywał się w monitor, tylko bezradnie wzruszył ramionami. Spojrzał na Kelly. Nie odrywała wzroku od ekranu i uśmiechała się promiennie. Jake odniósł wrażenie, że zapomniała o jego obecności. Potem poczuł lekki dotyk i po chwili palce Kelly splotły się z jego palcami. Wciąż na niego nie patrząc, coraz mocniej ściskała jego dłoń, aż zaczął odczuwać ból, ale za nic w świecie by się do tego nie przyznał.

– Czy widzisz główkę? – wyszeptał.

– Oczywiście, tutaj.

I nagle on także ją dostrzegł. To co przedtem wydawało się kłębowiskiem cieni, przybrało kształt głowy, tułowia i kończyn.

– Serce rozwija się prawidłowo – powiedziała pielęgniarka. – Wydaje mi się, że pani ostatnia ciąża zakończyła się poronieniem, panno Harmon?

– To prawda. Ale jestem pewna, że teraz wszystko będzie w porządku.

– Oczywiście, nosi pani silne, zdrowe dziecko. Proszę spojrzeć, tu widać serce.

Wpatrywali się w nabożnej czci ciszy w mały pulsujący punkt przekazujący życie i nadzieję.

– Czy chcecie znać płeć dziecka? – spytała pielęgniarka.

– Nie, dziękuję – powiedziała Kelly i dokładnie w tym samym momencie odezwał się Jake.

– Tak.

– A więc chłopiec czy dziewczynka? – spytała Kelly.

– Przepraszam, nie powinienem się wtrącać – pospiesznie wycofał się Jake. – Dla mnie to nie ma znaczenia.

Od razu zrozumiał, że powinien wyrazić to lepiej, ale było już za późno.

– Chłopiec czy dziewczynka? – spokojnie powtórzyła Kelly.

– Chłopiec.

Starała się dojrzeć twarz Jake'a. Zauważyła na niej wyraz smutku, ale może to tylko jej wybujała fantazja?

– Cały czas się kręci – stwierdził z zachwytem. – Uderza i kopie. Czy to boli? – spytał z niepokojem.

– Nic nie czuję – odpowiedziała, spoglądając na swój brzuch. Uśmiechnęła się.

Gdy Kelly się ubierała, pielęgniarka wręczyła Jake'owi zdjęcie. Nawet na nie nie spojrzał, tylko schował je do wewnętrznej kieszeni marynarki.

Opuszczali szpital w całkowitym milczeniu. Kiedy powoli schodzili ze schodów, Kelly wzięła Jake'a pod rękę, żeby się uspokoić, a on niespodziewanie pociągnął ją w stronę centrum handlowego.

– Dokąd idziemy? – zdumiała się.

– Trzeba to uczcić.

– Ależ to sklep z włóczką – stwierdziła, kiedy popchnął ją leciutko w stronę drzwi.

Jake skierował się od razu do sprzedawcy.

– Poproszę tonę białej włóczki… – powiedział. – Och, i trochę niebieskiej… I chcemy obejrzeć katalog ze wzorami. – Jake był w swoim żywiole.

– Podobają mi się te dziecięce buciki – powiedziała Kelly.

– Nie, te są lepsze.

– Zgoda.

– Spójrz na ten kombinezon i czapeczki.

– Jak myślisz, czy zdążę to wszystko wydziergać?

– Pomogę ci. To nie może być zbyt trudne, skoro nawet ty jakoś sobie radzisz.

Śmiejąc się, uderzyła go lekko w ramię i przeraziła się, kiedy skulił się i krzyknął.

– Coś ci zrobiłam? – zapytała cicho.

– Nic. Jestem zupełnym słabeuszem. – Próbował nadrabiać miną, ale bardzo pobladł. Wyszli ze sklepu obładowani włóczką. Jake uparł się, że będzie nieść sprawunki. Odzyskał już siły i szedł tak zamaszystym krokiem, że Kelly ledwo mogła za nim nadążyć.

Kelly aż podskakiwała z radości. W pewnym momencie potknęła się i zapewne upadłaby, gdyby Jake jej nie podtrzymał.

– Spokojnie – powiedział. – Jesteś w ciąży.

– Dopiero teraz zauważyłeś?

– Dopiero teraz to do mnie dotarto.

– Tak, oczywiście. Jake, urodzę dziecko!

Zarzuciła mu ręce na szyję, a on upuścił sprawunki, żeby ją objąć i przytulić.

– No dobrze – powiedział pospiesznie – ostatnim razem straciłaś dziecko, ale tym razem będzie inaczej. Wszystko pójdzie dobrze.

– Naprawdę?

– Naprawdę. – Uśmiechnął się, podchwytując jej nastrój. W tej samej chwili zaczęli razem śmiać się głośno, niemal histerycznie, dając upust szczęściu i poczuciu ulgi. Przechodnie patrzyli na nich z niepokojem. Kelly przytuliła się do Jake'a i przycisnęła głowę do jego piersi tak mocno, że czuła ciche bicie jego serca.

Pomyślała wtedy o innym bijącym sercu, tym, które razem oglądali. Sercu ich synka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Tygodnie, które nastały później, należały do najszczęśliwszych w życiu Kelly. College zamknięto na czas ferii wielkanocnych, toteż miała mnóstwo wolnego czasu. Czytała, dziergała dziecięce ubranka i cieszyła się towarzystwem Jake'a.

Na szczęście nie zrealizował swojej groźby i nie zaczął robić na drutach. Kupił natomiast złotego pluszowego misia, który, zdaniem Kelly, był tak duży, że mógł przygnieść każde dziecko.

Czasami zastanawiała się, dlaczego właściwie nie powiedziała Jake'owi całej prawdy. Dlaczego zataiła, że on jest ojcem jej dziecka. Z pewnością i tak się domyślał, czekał jedynie na potwierdzenie.

Ale nigdy nie zapytał o to wprost. Zastanawiała się nawet, czy zależało mu na odpowiedzi. Starał się być doskonałym bratem, uczynnym i troskliwym, ale zachowywał dystans. Choć bardzo się starała, nie potrafiła wyczuć, czy była to poza, czy naprawdę odpowiadał mu taki stan rzeczy.

Nie potrafiła przeniknąć jego myśli, bała się zatem przekraczać uzgodnione wspólnie granice. Jake i tak okazywał jej wiele ciepła, nie miała prawa żądać więcej.

Jego rekonwalescencja postępowała powoli. Nie przybrał dostatecznie na wadze, nadal był bardzo blady i często opadał z sił. Tylko humor mu dopisywał, nigdy też na nic się nie skarżył. Kiedy raz wspomniała o konsultacji lekarskiej, odpowiedział zdecydowanie – tonem Jake'a, którego znała dawniej – żeby przestała mu suszyć głowę.

Pewnego dnia, gdy wróciła z zakupów, zauważyła na stole dość oryginalną kolację.

– Sardynki i płatki kukurydziane? – zapytała, szeroko otwierając oczy.

– Ostatnio się nimi zajadałaś.

– Ale nigdy równocześnie. Dziś mam ochotę na banany.

– Masz ochotę na banany? – spytał z niedowierzaniem. – To dość banalne.

– Nudne, chciałeś powiedzieć? Ja niestety w ogóle jestem nudna.

– Starałem się tylko pomóc – odrzekł, wydymając wargi. Wyglądał na lekko obrażonego.

– Wiem i doceniam to. Ale jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, to może…

– Zrobię wszystko, o co poprosisz.

– Nie bądź taki nadgorliwy. Nie wiesz, o co chodzi.

– To bez znaczenia.

– A więc chodź ze mną do szkoły rodzenia.

– Wymusiłaś na mnie tę obietnicę podstępem.

Jednak dotrzymał słowa, karnie stawił się na pierwszych zajęciach. Chłonął informacje jak gąbka, a potem, gdy wrócili do domu, zapragnął dowieść, jakim jest pojętnym uczniem. Pomógł Kelly wyciągnąć się wygodnie na sofie i przyniósł talerz mleka z bananami.

– Prośba o rozejm – powiedział.

– Dziękuję, przepyszne! Właśnie na to miałam ochotę przed snem. Zdrowy i lekkostrawny posiłek. Jestem zadowolona, że pilnie słuchałeś wykładu, choć wydawałeś się nieobecny duchem. – Gdy zjadła, Jake zaczął jej masować stopy. – Och, jak dobrze… – wzdychała. – Nie przerywaj.