Выбрать главу

Carl był dobrym gawędziarzem. Barwnie opowiadał o wyprawie do Włoch. Gdy Kelly spojrzała na zegarek, zdała sobie sprawę, że zrobiło się bardzo późno.

– Jake będzie się o mnie niepokoił – powiedziała, wyciągając telefon komórkowy i nerwowo wystukując numer swojego mieszkania. Znów odezwała się automatyczna sekretarka. – To dziwne – zadumała się. – Nie sądzę, by był tak długo poza domem.

– Dlaczego nie? Wyglądał już całkiem dobrze, kiedy przyszedłem do ciebie przed świętami. Teraz na pewno czuje się jeszcze lepiej.

– Prawdę mówiąc, nie. Wydaje się być nieco… wytrącony z równowagi… – Poczuła, jak przenika ją zimny dreszcz. – Carl, muszę natychmiast wrócić do domu.

Nie oponował, po prostu odwiózł Kelly. Kiedy wysiadała z samochodu, spojrzała w okna mieszkania i zobaczyła tylko blade światło. To powiększyło jej obawy.

– Spokojnie, nie ma się czym przejmować – przekonywał Carl, kiedy jechali windą. – Wrócił do domu i zapomniał wyłączyć automatyczną sekretarkę, a potem twardo zasnął.

– Pewnie tak – potwierdziła skwapliwie, ale niemal wbiegła do mieszkania.

W środku panowała cisza. Spod drzwi pokoju Jake'a sączyło się światło. Delikatnie nacisnęła klamkę i na chwilę odzyskała spokój, widząc Jake'a leżącego w łóżku. Podeszła i dotknęła jego ramienia.

– Dzwoń po pogotowie, szybko – powiedziała do Carla. Twarz Jake'a miała okropny zielonkawy kolor, taki sam jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyła go w szpitalu. Oczy błyszczały mu chorobliwie. Patrzył nieprzytomnie, jakby nie rozpoznawał Kelly.

– Jake, Jake! – załkała. – O Boże, dlaczego nie wróciłam do domu wcześniej?

Wzięła go za rękę. Jego skóra była sucha i gorąca.

– Kelly…? – wyszeptał.

– Co ci się stało? Ledwie poruszał wargami.

– Wszystko w porządku. Jak ci poszło w college'u?

– Do diabła ze studiami! – powiedziała gwałtownie. – I do diabła z tobą, ty uparty ośle! Nie czułeś się dobrze dziś rano, prawda?

– Średnio – przyznał ochryple. – Twój pierwszy dzień po powrocie… Nie chciałem ci zepsuć…

– Milcz! – krzyknęła. – Jak mogłeś być taki głupi?

– To chyba nic dziwnego, powinnaś się już przyzwyczaić. Przygniatało ją poczucie winy. Jeśli on był głupi, to ona tym bardziej, bo bez trudu dała się zwieść.

– Jak długo to trwa? – spytała ostro, przypominając sobie kilka niepokojących incydentów z ostatnich kilku tygodni. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

– Było nam razem tak dobrze… Czekałem na twoje wakacje… Tylko my dwoje… bez college'u. Nie chciałem tego zepsuć. Przepraszam.

– Powinnam coś zauważyć – powiedziała z goryczą. – Ale byłam tak zajęta sobą…

– To dobrze. – Delikatnie ścisnął jej nadgarstek. – Powinnaś zajmować się sobą. Teraz twoja kolej. Tak ustaliliśmy.

– Nie dbam o to, co ustaliliśmy – odpowiedziała z pasją. – Czy myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Jake, ja koch…

– Kelly – naglący głos Carla dobiegł zza drzwi. – Już są.

Do pokoju weszli sanitariusze. Położyli Jake'a na noszach i szybko wynieśli do czekającej karetki.

Kelly pojechała z nim do szpitala, próbując opanować rozedrgane nerwy. Mignął jej przed oczami doktor Ainsley, ale natychmiast zniknął za drzwiami pokoju, w który położono Jake'a. Carl, który jechał za karetką, dołączył do Kelly. Po chwili pojawił się doktor Ainsley, uśmiechnięty i rozpogodzony.

– Ma ciężką infekcję. Zaaplikowałem mu antybiotyk. Wyjdzie z tego. Dziwi mnie tylko, że nic nie powiedział, a przecież musiał czuć się kiepsko od dłuższego czasu.

– Czy zdradził motywy swego postępowania?

– Wymamrotał coś o Wielkanocy, ale niewiele z tego zrozumiałem. Jest teraz zbyt rozgorączkowany, żeby myśleć logicznie. Może opowie nam o tym później.

– Czy mogę go zobaczyć?

– Tylko przez chwilę.

Weszła cicho do pokoju. Usiadła na ostrożnie na łóżku, żeby nie obudzić Jake'a. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać nad jego słowami: „ Było nam razem tak dobrze… Tylko my dwoje".

Jeśli przyznałby się do złego samopoczucia wcześniej, spędziłby jej wielkanocne ferie w szpitalu. Nie dane by im było przeżyć tych wspaniałych, pięknych dni naznaczonych prawdziwą przyjaźnią.

Jake poruszył się i otworzył oczy.

– Czujesz się lepiej? – zapytała Kelly z troską.

– O wiele. Czy wciąż jesteś na mnie nie zła?

– Nie. Potraktujmy to jako nauczkę na przyszłość. Przepraszam za dzisiejszy, a raczej wczorajszy ranek. Nie powinnam na ciebie krzyczeć. Nie byłeś zbyt miły, ponieważ źle się czułeś. Szkoda, że to przede mną zataiłeś.

– Nie chciałem cię tym obarczać w dzień powrotu na uczelnię. Pomyślałem, że zadzwonię do szpitala, kiedy wyjdziesz, ale usnąłem. Potem całkiem opadłem z sił. Włączyłem automatyczną sekretarkę i poszedłem do łóżka. Kiedy się obudziłem, odsłuchałem twoją wiadomość…

– Przez cały czas na mnie czekałeś? Gdybym tylko wiedziała, że źle się czujesz!

– Nie chciałem, żebyś wiedziała. A przy okazji, czy Carl był u nas, czy miałem halucynacje?

– Był. Poszliśmy na pizzę i odwiózł mnie do domu. – Wstała i pochyliła się, by pocałować go w czoło, ale on już zamknął oczy i odwrócił głowę.

Carl czekał na korytarzu. W drodze do domu wszystko mu wyjaśniła.

– Chorował przez całe tygodnie i utrzymywał to w tajemnicy? – zdumiał się. – Dlaczego był taki głupi?

– Nie jest głupi – odpowiedziała z werwą. – Chciał być ze mną podczas ferii wielkanocnych. Myślę, że to wspaniale o nim świadczy.

– Też tak myślę. Jest głupi, ale wspaniały.

Tej nocy nie mogła zasnąć. Męczyło ją wspomnienie wyrazu twarzy Jake'a, kiedy ją żegnał, mówiąc: „Nie wracaj późno do domu". To była prośba. Dlaczego tego nie zrozumiała? Zamiast tego naskoczyła na niego urażona, a on podniósł ręce w geście poddania, zbyt chory, żeby się z nią kłócić.

Miałam o niego dbać, pomyślała smętnie. Ale ze mnie pielęgniarka!

Następnego dnia nie mogła usiedzieć na żadnym wykładzie. Szybko wyszła z uczelni, ściskając w ręku książki i skierowała kroki prosto do szpitala.

Jake wyglądał dzisiaj o niebo lepiej.

– Czuję się zupełnie dobrze – odpowiedział na jej pytanie. – Znasz mnie, ze wszystkiego potrafię się wykaraskać.

– Doktor wyraźnie powiedział, że trafiłeś do szpitala w ostatniej chwili.

– W porządku, zgrywałem twardziela, a teraz za to pokutuję. Przepraszam, jeśli byłem przykry.

Radosny ton w jego głosie obudził czujność Kelly. Uważnie przyjrzała się Jake'owi i tylko utwierdziła się w swych obawach. Jake znów przybrał pozę wesołka, by ukryć swój prawdziwy stan. To ją przestraszyło.

Zanim opuściła szpital, doktor Ainsley powiedział jej:

– Infekcja utrudniła prawidłowe trawienie, dlatego jest taki szczupły. Zatrzymamy go tu przez kilka tygodni. A jak sobie pani z nim radziła przez ten czas?

– Och, Jake był uroczy – odparła. – Zwłaszcza przez ostatnie tygodnie.

– Kiedy wróci do domu, będzie jeszcze lepiej.

Miała co do tego wątpliwości, ale wolała zatrzymać je dla siebie.

Jake wyszedł ze szpitala jeszcze szczuplejszy niż wtedy, kiedy został ranny. Najważniejsze jednak, że szybko odzyskiwał siły. Z czasem przybrał na wadze, jego głos stał się mocniejszy i pogodniejszy.

Skończyły się ich intymne pogawędki, do których Kelly już zdążyła się przyzwyczaić. Uwaga Jake'a znów zaczęła zwracać się na zewnątrz. Kelly odbierała to jako dobry znak. Był przyjacielski, uprzejmy i chętny do współpracy, ale w jakimś sensie obojętny. Jakby nigdy nic ich nie łączyło.