Kelly zdawała sobie sprawę, że pewnego dnia opuści ją i powróci do swojego życia wypełnionego pracą, pełnego blasków, sukcesów i… Olimpii.
Nie czuła goryczy, wdzięczna za te szczęśliwe chwile, które ofiarował jej los. To było o wiele więcej, niż kiedykolwiek spodziewała się otrzymać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Z każdym dniem Kelly lepiej się czuła w swojej nowej skórze zdecydowanej, dojrzałej, odpowiedzialnej kobiety. Nie była już tą naiwną dziewczyną, za którą inni podejmowali decyzje. Dokonywała własnych wyborów, a jeśli przynosiły ból, potrafiła się z nim uporać.
Jake szybko powracał do zdrowia, zapewne rozmyślał już o przeprowadzce. Kelly postanowiła, że to ona pierwsza wykona ruch w tym kierunku. Tak dyktowała jej ambicja, a raczej poczucie dumy.
– Nie uważasz, że nadszedł już czas, byś zrobił jakiś znaczący krok w stronę Olimpii? – powiedziała pewnego dnia.
– Co konkretnie masz na myśli?
– Och, daj spokój, Jake. Ona jest tą osobą, która „porusza niebo i ziemię", nieprawdaż? Zawsze mówiłeś, że niektórzy ludzie mają dość hartu ducha, by wpłynąć na losy świata. Nadszedł czas, żebyś „poruszył niebo i ziemię" razem z nią.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Czy byłabyś uprzejma dokładniej zdefiniować, co przez to rozumiesz?
Wzruszyła ramionami, udając beztroską obojętność.
– Daj się porwać prądowi. A ściślej, pozwól Olimpii, by cię za sobą pociągnęła.
– Co przez to rozumiesz?
– Po prostu nie pozwól, by sprawy zarosły mchem. Spojrzał na nią rozwścieczony.
– Czy myślisz, że należę do facetów, którzy idą do łóżka z kobietą, by ułatwić sobie karierę?
– Ależ Jake, sugerowałam jedynie, że powinieneś żyć z nią w zgodzie.
– Miałaś na myśli o wiele więcej.
– Nie obchodzi mnie, czy z nią sypiasz…
– A jeśli z nią sypiam? – zapytał groźnie.
Chciała krzyczeć. Ty głupi ośle, oczywiście, że mnie obchodzi. Kocham cię i jeśli odejdziesz, moje życie po raz drugi legnie w gruzach. Dlaczego tego nie widzisz?
– Omówiliśmy to już dawno temu – powiedziała beztrosko. – Nie warto do tego wracać. Jedyne, o co proszę, to byś nie robił tego tutaj, gdy będę pisała pracę semestralną.
– Niech mnie diabli! Wiesz, jak mi dokopać!
Pod wpływem złości zadzwonił do Olimpii i zaprosił ją na kolację przy świecach. I zanim Kelly zdążyła się zorientować, już byli umówieni na jutrzejszy wieczór. No cóż, mogła za to winić wyłącznie siebie.
Na żale było za późno. Zresztą nie zamierzała obnosić się z zazdrością. Jak przystało na prawdziwą Annę Kliwijską nazajutrz z podejrzaną gorliwością pomagała mu w przygotowaniach do randki.
– Musisz zrobić dobre wrażenie – protestowała, kiedy narzekał. – Nie, nie ten czerwony krawat. Jest obrzydliwy.
– Sama mi go kupiłaś.
– Naprawdę? Musiałam być wtedy na ciebie wściekła. Weź jest o wiele lepszy.
– Ten dostałem od Olimpii.
– Będzie więc zadowolona, gdy go założysz. – Kelly z aprobatą pociągnęła nosem. – Dobra woda po goleniu. To też prezent od Olimpii?
– Nie, sam kupiłem.
– Będzie oczarowana. – Otrzepała mu marynarkę, cofnęła się o krok i spytała: – Masz wszystko? Pieniądze? Kartę kredytową? Chusteczkę?
– Tak, mam.
– Długopis? Skarpety do pary? Czyste majtki? Wiesz co, powinieneś się jeszcze raz uczesać.
– Na litość boską, Kelly!
– Gdybyś uległ wypadkowi i wylądował w szpitalu – powiedziała niewinnie. – Tak mawiała moja matka.
– Moja również. Nigdy nie zdołałem jej wytłumaczyć, że gdybym znalazł się w szpitalu, majtki byłyby ostatnią rzeczą, którą bym się przejmował.
Wymienili uśmiechy.
– Idź już – powiedziała. – Bawcie się dobrze.
– Dziękuję, taki mamy zamiar. – Rzucił okiem na jej okazały brzuszek. – Wszystko w porządku?
– W najlepszym. Wrócisz późno, prawda? – spytała z udawaną nadzieją w głosie.
– Mogę w ogóle nie wrócić na noc.
– Ach, to świetnie – wyraziła entuzjazm.
Oszukiwała go, wiedziona pragnieniem zemsty. W pewnym sensie triumfowała. Ale jakiż żałosny był ten triumf! Kiedy Jake wyszedł, usiadła nieruchomo, obejmując się ciasno ramionami. Po chwili zaczęła kiwać się w przód i w tył, niezdolna w inny sposób wyrazić żalu.
Wybrał najdroższą restaurację. Zamówił najprzedniejsze wino i najbardziej wyszukane dania. Zadbał o detale z największą starannością, ponieważ tej nocy miał nadzieję odzyskać utraconą wolność. Nie wiedział dokładnie od czego, ani tym bardziej od kogo mierzą się uwolnić. Nie mogła to być Kelly, ponieważ ona stale zaprzeczała, że ich jeszcze cokolwiek łączy. A zatem chodzi o uwolnienie się od więzów przeszłości, co Kelly najwidoczniej miała już za sobą.
Drażniło go jej zachowanie. Nie miała prawa tak ostentacyjne popychać go w ramiona Olimpii. Wiedział, że po dzisiejszej nocy nic już nie będzie takie jak dawniej. Nie będzie powrotu. Być może właśnie o to chodziło Kelly. Jeśli tak, to trzeba przyznać, że po raz kolejny zdobyła przewagę.
Zatrzymał te przemyślenia dla siebie i zgodnie z wolą Kelly opuścił mieszkanie. Gdyby się opierał, protestował, zdobyłaby punkt w tej podstępnej grze, którą rozgrywali. Nie chciał dać jej takiej satysfakcji.
Siedząc przy stoliku naprzeciw Olimpii, przeczuwał, że spędzi dziś noc w jej łóżku. W przeciwnym razie, jak by wyglądał w oczach Kelly?
– Zawsze wiedziałam, że to się tak skończy – powiedziała Olimpia, uśmiechając się do niego. W jej oczach odbijało się światło świec. Sięgnęła przez stół i ujęła dłoń Jake'a. Musiał przyznać, że prezentowała się wspaniale. Czarna jedwabna suknia miała głęboki dekolt, śmiało odsłaniający wydatne piersi. Włosy, ułożone w małe, puszyste loczki tańczyły wokół twarzy Olimpii, ilekroć się zaśmiała.
Wyglądała tak samo jak tamtej nocy w Paryżu, kiedy myślał tylko o tym, jak ją uwieść… Pamiętał tę palącą pokusę. Gdyby wtedy nie zaprosiła go do swojego pokoju, pewnie rzuciłby się na nią przy wszystkich.
Ale potem, kiedy zamknęły się za nimi drzwi i nadszedł ten oczekiwany wielki moment… nagle czar prysł. Miał dziwne wrażenie, że Kelly stanęła pomiędzy nimi. W rzeczywistości Kelly była oddalona o setki kilometrów, ale Jake naprawdę czuł jej obecność. Widział jej ufne, pełne miłości oczy. I wtedy opuściła go odwaga.
Ale dziś w nocy Kelly nie mogła im popsuć zabawy. Obserwował loczki tańczące wokół twarzy Olimpii, czuł ciepło jej delikatnych palców na swojej dłoni i przechodził go rozkoszny dreszcz na myśl o rysujących się przed nim oszałamiających perspektywach.
– Los spiętrzył przed nami liczne przeszkody – mówiła półgłosem Olimpia – ale naszym przeznaczeniem było je pokonać. Nie uważasz?
– Myślę, że masz rację. Brakowało mi tylko dystansu, jasności spojrzenia…
– Mój drogi, doskonale cię rozumiem. To musiał być dla ciebie okropny szok. Ale ten koszmar już minął.
– Jaki koszmar?
– Mieszkanie z tą dokuczliwą kobietką, niedającą ci chwili spokoju.
– Ta kobietka jest zbyt zajęta swoimi studiami, żeby droczyć się ze mną – odrzekł kwaśno.
– Chyba domyślasz się, co jej chodzi po głowie? Chce cię odzyskać.
– Ależ skądże! To ja nalegałem, że z nią zamieszkam.
– Mój drogi, nie oszukuj sam siebie. To tylko takie kobiece gierki, uwierz mi.
– W takim razie nie rozumiem reguł tej gry. Kelly, o ile wiem, interesuje przede wszystkim college i dziecko. Ja jestem na dalszym planie.