Zamknął oczy, próbując ukryć myśli przed zaciekawionym spojrzeniem Olimpii. Tylko jednej osobie mógł zaufać. Jednej osobie pozwoliłby zajrzeć do swej duszy. Ale jej tu nie było. Obiecała, że przyjedzie… Gdzie się podziewała? Potwór rósł i potężniał, walił o kraty klatki, budząc trwogę. Jeśli Kelly nie zjawi się na czas…
Dzwonek do drzwi przerwał tę mękę. Na czole Jake'a perlił się pot. Już dobrze. Będzie dobrze.
Ale zamiast Kelly w drzwiach stanęło dwóch mężczyzn w szarych uniformach.
– Czy pani dzwoniła po karetkę? – zapytał jeden z nich Olimpię.
– Tak, ja.
– Kto kazał ci gdziekolwiek dzwonić? – Jake'owi udało się podnieść głos.
– Kochanie, potrzebujesz pomocy.
– Dostanę ją, gdy pojawi się Kelly.
– Mam na myśli prawdziwą, profesjonalną pomoc.
– Kim jesteście? – spytał Jake.
– Forest Glades – powiedział mężczyzna. – Najlepszy zakład w branży.
– Do cholery z waszym zakładem!
– Wszystko w porządku – łagodziła Olimpia. – Firma za to zapłaci.
Z niesamowitym wysiłkiem wziął się w garść. Następne słowa, które wypowiedział, zabrzmiały obco nawet w jego uszach, ale miały sens.
– Wracam do domu ze swoją żoną. Zaraz tu będzie. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Olimpia wykrzywiła usta.
– Kochanie, ty nie masz żony – przemówiła. – Jesteś rozwiedziony. – Fałszywa troska zabarwiła jej głos. – Powinieneś o tym pamiętać.
– Nie zapominam o ważnych rzeczach. Bez względu na rozwód Kelly jest wciąż moją żoną. Zawsze nią będzie.
– Jake, doprawdy…
– A jeśli chcesz dowodu, to jest ze mną w ciąży. Sanitariusze popatrzyli na niego, a następnie na Olimpię.
Jake był świadom, że wprawił wszystkich w zakłopotanie, ale nie dbał o to. Koncentrował się tylko na tym, by jakoś przetrwać do czasu przybycia Kelly. Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Gdyby mógł wytrzymać trochę dłużej… Ona o niego zadba… Była silna… Zawsze była silna…
– Przepraszam – dobiegł glos od drzwi. To była Kelly, uśmiechnięta i dziwnie zadowolona.
– Jake, kochanie! – Podeszła do niego. – Czy chcesz teraz wrócić do domu?
Nie zdawał sobie sprawy, jak długo tam stała. Czyżby wszystko słyszała?
Dźwięki dochodziły do niego z pewnej odległości, ale zauważył, że Kelly panowała nad sytuacją.
Sanitariusze szybko wycofali się za drzwi.
– Jeszcze się nie poddałaś, Olimpio? – spytała Kelly wesoło.
– Wygląda na to, że znów ci się nie udało, prawda? Nic nie szkodzi, może następnym razem będziesz miała trochę więcej szczęścia.
– Chyba powinniście już wyjść – powiedziała Olimpia przez zaciśnięte zęby.
– Z przyjemnością. – Kelly wzięła Jake'a pod ramię. – Jesteś gotów, kochanie?
– Poczekajcie – powiedziała Olimpia kwaśno i zniknęła w łazience. Po chwili wróciła ze spinkami od koszuli Jake'a.
– Nie zapomnij tego.
– Dziękuję – odpowiedziała Kelly, wyciągając rękę po spinki. Spojrzenia obu kobiet skrzyżowały się. – Współczuję ci, Olimpio – powiedziała Kelly łagodnie.
Widząc morderczy błysk w spojrzeniu Olimpii, przeżyła chwilę życiowego triumfu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jake nie pamiętał, w jaki sposób opuścił mieszkanie Olimpii. Pamiętał tylko, że siedział obok Kelly na tylnym siedzeniu taksówki i szukał schronienia w jej ramionach. Kołysała go łagodnie i szeptała słowa pociechy. Kiedy dojechali do domu, wzięła Jake'a za rękę i poprowadziła do budynku. A kiedy już dotarli bezpiecznie na górę, objęła go czule ramieniem.
– Cały drżysz – powiedziała.
– Nie mogę przestać – odpowiedział, szczękając zębami.
– Włączę ogrzewanie. Powiedz mi, co się stało?
– Nie wiem – odpowiedział ochryple. – Naprawdę nie wiem. Nagle ogarnęła mnie ciemność i wszystko znikło. Wszystko poza strachem, rozpaczą i tą wirującą ciemnością. Wtedy przypomniałem sobie o tobie i zrozumiałem, że tylko przy tobie będę bezpieczny. Pomóż mi!
– Tak, kochanie, tak… – Słowa wyrwały się jej bezwiednie. – Jestem tutaj. Nie zostawię cię.
Ona też przeżywała szok, oszołomiona nagłością, z jaką jej świat wywrócił się do góry nogami. Wepchnęła go w ramiona Olimpii, wmawiając sobie, że tak będzie najlepiej dla nich obojga. A potem wyobrażała sobie minuta po minucie przebieg tego wieczoru: romantyczna kolacja przy świecach, podróż do mieszkania Olimpii… Niemal słyszała łagodną muzykę, kiedy zaczęli się rozbierać…
Próbowała położyć kres natrętnym myślom, ale bezskutecznie. A kiedy była bliska szaleństwa, zadzwonił Jake, prosząc o pomoc.
Siedziała teraz przy nim na kanapie, czując drżenie jego ramion i zastanawiała się, jakie koszmary go prześladują i dlaczego opadły go tak nagle. Nie nakłaniała go do zwierzeń, nie był jeszcze to tego zdolny. Kołysała go tylko w ramionach, wiedząc, że potrzebuje jej teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Powiedział, że jest jego żoną, tak jakby ich małżeństwo nie zostało rozwiązane. I przyznał się do dziecka… A przecież nie miał pewności. Nie mógł mieć. Nie powiedział jej tego w oczy, wyznał to innym. A jeśli po prostu majaczył?
Teraz wiedziała, że nadal go kocha. Na próżno walczyła z tym uczuciem. Byłoby jej łatwiej, gdyby Jake zachowywał się jak dawniej, z właściwą sobie impertynencją. Jednak teraz jego bezbronność złamała jej serce.
– Masz dreszcze – powiedziała. – Połóż się do łóżka. Potulnie dał się zaprowadzić do łazienki. Była wstrząśnięta jego kiepskim wyglądem. Miał poszarzałą twarz i wielkie sińce pod oczami.
– Zostań ze mną – szepnął. – Nie chcę być sam, Kelly.
– Oczywiście, że zostanę.
Wyszła tylko na parę minut, aby się przebrać w piżamę. Jake stał przy drzwiach, wyczekując z niepokojem jej powrotu.
– Już idę – powiedziała i szybko wzięła go za rękę. Położyli się razem do łóżka, a wtedy Jake opowiedział jej wszystko, niczego nie kryjąc.
– Miałem zamiar iść z nią do łóżka – przyznał otwarcie – ale nie mogłem. Nic do niej nie czułem. Nic. Tak jak poprzednio.
– Poprzednio?
– W Paryżu. Nigdy cię nie okłamałem. Upiłem się i chciałem uwieść Olimpię, ale nagle doznałem wrażenia, że ty na mnie patrzysz ze smutkiem. Do niczego wtedy nie doszło. Nie chciałaś mi uwierzyć, a to była szczera prawda.
– Wierzę ci. Nie znałam cię wtedy tak dobrze jak teraz.
– Miałem wrażenie, że staczam się na dno piekielnej czeluści – powiedział po chwili. – Jakby złe moce, uwięzione za kratami mojego umysłu, nagle wydostały się na wolność. Nie wiem, co robić… – Próbował zachować jasność myśli. – Teraz czuję się już lepiej.
Ale głos mu drżał. Kelly przytuliła go mocniej.
– Wszystko będzie dobrze – obiecała. – Jutro zadzwonię do lekarza…
– Nie potrzebuję lekarza… – Wzdrygnął się na to słowo.
– Potrzebujesz – oświadczyła zdecydowanie. – Koniec dyskusji. Tak postanowiłam.
– Dobrze, kochanie.
Uśmiechnęli się do siebie w ciemnościach, ale Kelly czuła ciężar w sercu, ponieważ wiedziała, że znaleźli się na groźnym zakręcie, przed którym przestrzegł ją doktor Ainsley.
Następnego dnia rano zadzwoniła do lekarza. Jake był tak udręczony swoimi koszmarami, że nawet nie protestował.
Rejonowy lekarz miał dobre intencje, ale myślał bardzo schematycznie. Kliniczna depresja była dla niego chorobą, którą należało leczyć farmakologicznie, resztę miał załatwić czas. Przepisał silne lekarstwa, które powinny poskutkować. Kelly obawiała się, że to nie wystarczy. Jake potrzebował czegoś więcej. Pozostało jej obserwować Jake'a i czekać, co przyniesie przyszłość.