– Myślisz? – Obserwował ją uważnie, jakby licząc, że znajdzie klucz otwierający wszystkie drzwi.
– Na razie pomyśl o pierwszym kroku. Kiedy go zrobisz, będziemy się martwić, co dalej. I tak krok po kroku.
Czekała w napięciu na jego decyzję, a on walczył, żeby zachować jasność umysłu, który znów pogrążał się w niebycie. Pierwszy krok… pierwszy krok…
– Moje notatki – powiedział w końcu. – Muszę je przerzucić… I taśmy… Muszę odświeżyć pamięć.
– Dobrze, gdzie one są?
– W moim mieszkaniu. Muszę się tam dostać.
– Załatwimy to jutro.
Zaledwie świtało, kiedy już dzwoniła po taksówkę. Ale kiedy szli do frontowych drzwi mieszkania Jake'a, Kelly się zawahała i przystanęła.
– Może powinnam poczekać na zewnątrz?
– Dlaczego? – zapytał zaskoczony.
– Nie pozwoliłeś mi zabrać stąd twoich rzeczy. Wysłałeś Olimpię.
– Olimpia nigdy tu nie była. Załatwił to dla mnie pracownik socjalny ze szpitala. Nie chciałem, byś zobaczyła to mieszkanie. Zrozumiała, kiedy otworzył drzwi. Nie było to mieszkanie, tylko bezosobowa klatka. Pokój wypoczynkowy, sypialnia wszystko pozbawione charakteru, nieodzwierciedlające upodobań właściciela. Trzymał Kelly z dala od tego miejsca, ponieważ wyrażało prawdę o tym, jak puste stało się bez niej jego życie.
Obserwował ją z uwagą, pytając spojrzeniem, czy rozumiała, uśmiechnęła się i ścisnęła jego dłoń. Kiedy zaczął wertować rzeczy, Kelly przeszła do sypialni.
Ta była jeszcze bardziej bezbarwna. Proste łóżko, szafa, biurko. Żadnych bibelotów, zdjęć, pamiątek.
Nie potrafiła tego znieść ani chwili dłużej. Zaczęła otwierać szuflady, szukając choćby jednego osobistego drobiazgu.
Wreszcie znalazła.
Wszystko było w dolnej szufladzie, poczynając od ich zdjęć ślubnych. Kelly zmarszczyła brwi na widok Jake'a na fotografii.
Gdzie się podział ten pewny siebie młody mężczyzna z jej wspomnień? A uczucie, z jakim patrzył na swoją narzeczoną? Dlaczego wtedy tego nie dostrzegła?
Często sam robił jej zdjęcia. Jedno było szczególnie udane – młoda dziewczyna śmiała się na nim promiennie, ponieważ mężczyzna, którego kochała, poświęcał jej całą swoją uwagę. Jake powiększył tę fotografię, oprawił w ramki i… trzymał ukrytą w szufladzie komody.
Teraz wiedziała wszystko. Szuflada kryła jeszcze dwie tajemnice Jake'a. Kelly znalazła w niej parę zrobionych na drutach dziecięcych bucików, z których jeden był większy od drugiego, oraz niebieskiego, futrzanego słonia z naderwaną trąbą – tego samego, którym kiedyś uderzyła Jake'a w głowę. Łzy przesłoniły jej oczy na myśl, że tak niewiele wiedziała o człowieku, z którym przeżyła osiem lat.
Przypomniała sobie tę noc w parku, kiedy powiedział: „To był na pewno słoń o imieniu Dolph".
A zatem po stracie dziecka Jake cierpiał równie mocno, jak ona. Schyliła głowę i na futerko Dolpha pociekły jej łzy.
Poczuła obecność Jake'a. Usiadł obok niej na łóżku i wziął ją w ramiona.
– Nie płacz – powiedział łagodnie. – Możesz go dać swojemu dziecku.
– Nie o to chodzi – łkała. – To wszystko… Mieliśmy tak dużo i wszystko straciliśmy.
Przytulił ją mocniej. Szlochała głośno w jego ramię. Teraz nadeszła jego kolej, żeby ją pocieszać.
– Nie wiem, co mogę ci powiedzieć – rzekł. – Nigdy nie byłem w tym dobry. Chyba obydwoje nie potrafiliśmy chronić i docenić tego, co ofiarował nam los. Byliśmy tacy młodzi… Ja byłem niedoświadczony i taki niezdarny… Ty miałaś swoje egzaminy do zaliczenia, natomiast mnie pochłaniała praca. Zrobiłem w końcu karierę, ale ona przestała mi wystarczać. Kiedy zaszłaś w ciążę, odczułem ulgę. Miałem szansę przywiązać cię do siebie tak mocno, żebyś nie mogła już ode mnie uciec. Niezbyt szlachetne zamiary, nieprawdaż? Spójrz na mnie – wziął zdjęcie ślubne – byłem głupim bufonem. A ty byłaś najlepszą rzeczą, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła.
– Byłam najlepszą rzeczą? Kochałeś mnie?
– Nigdy w życiu nie kochałem nikogo tak bardzo jak ciebie. Pragnąłem jedynie wzajemności. Ale nigdy właściwie nie uwierzyłem, że ty też mnie pokochałaś.
– Ależ Jake, ja cię uwielbiałam – odpowiedziała zaskoczona. – Musiałeś o tym wiedzieć. Czciłam cię jak bohatera.
– O, tak – odpowiedział. – Wiem, że czciłaś mnie jak bohatera, ale to nie jest miłość. Byłem przerażony. Czekałem, kiedy odkryjesz, że jestem normalnym, przeciętnym facetem. Liczyłem się z tym, że wtedy mnie rzucisz. W końcu to zrobiłaś. Cóż, powinien się cieszyć, że przeżyliśmy razem osiem lat, to więcej, iż mogłem oczekiwać. Z początku była zbyt zaszokowana, by się odezwać.
– Ale… to nieprawda – wyjąkała w końcu. – To ja dreptałam zawsze w twoim cieniu. Bałam się, że jestem dla ciebie zbyt nudna, zbyt pospolita… Tyle osiągnąłeś…
– Tylko dlatego, że podtrzymywałaś moją wiarę w siebie. Byłem wygadany i dzięki temu łatwo znajdowałem pracę, ale równie łatwo z niej rezygnowałem, bo drażniłem ludzi swoją przemądrzałością i tupetem. A potem spotkałem ciebie. Ty mnie naprawdę uwielbiałaś, jak nikt inny. To ty spowodowałaś, że zacząłem widzieć siebie twoimi oczami. I uwierzyłem, że naprawdę mogę zostać kimś. A potem, kiedy się rozstaliśmy, znów spojrzałem na siebie własnymi oczami. Zobaczyłem człowieka, który wziął wszystko, niczego w zamian nie dając. To dlatego zgodziłem się na rozwód. Uważałem, że masz święte prawo uwolnić się ode mnie. – Zaśmiał się szyderczo. – Wmawiałem sobie, że pewnie się rozmyślisz. A już spekulacje na temat twojego ewentualnego nowego partnera doprowadzały mnie do szaleństwa.
– Nie związałam się z nikim, Jake, naprawdę tego nie zrobiłam.
– A co z Carlem?
– Carl nie jest ojcem mojego dziecka.
– Naprawdę? – Patrzył na nią nieruchomo.
– Jake, sam wiesz, kto jest ojcem dziecka. Zawsze to wiedziałeś.
– Nie jestem już pewien niczego. – Pokręcił bezradnie głową. – Nie sądzę, by kiedykolwiek udało mi się poukładać swoje sprawy. Straciłem wszystko.
– To nieprawda. Wciąż masz mnie, wciąż masz nasze dziecko i wciąż masz talent.
Wydawało się, że ledwo ją słyszy. Położył rękę na jej zaokrąglonym brzuchu.
– Nasz dziecko? – szepnął. – Nasze?
– Twoje – odpowiedziała miękko.
Pragnęła zobaczyć jego twarz, ale miał nisko pochyloną głowę. Powoli opadł na kolana, oparł głowę na jej brzuchu pomiędzy jej dłońmi. Mogła wyczuć gwałtowne, konwulsyjne drżenie ramion Jake'a. Próbowała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Żadne słowa nie były odpowiednie. Żadne nie były potrzebne. Objęła jego głowę rękami, gdy głośno zaszlochał.
Domyśliła się, że nie płakał z żalu nad straconym życiem. Płakał z radości. Desperacko czepiał się wszystkiego, co mogłoby utrzymać go przy zdrowych zmysłach wśród wszechogarniającego chaosu. Teraz ujrzał nową nadzieję.
– Powiedz to jeszcze raz… Powiedz, że to moje dziecko.
– Kochanie, oczywiście, że twoje. A czyje miałoby być?
– Ale ja myślałem…
– Nigdy nie było nikogo poza tobą. Jak mogło być inaczej? Rozwiodłam się z tobą, bo myślałam, że już cię straciłam. Kiedy pojawiłeś się na przyjęciu, chciałam, żebyś mnie zobaczył w nowym świetle, żebyś był o mnie zazdrosny, ponieważ nadal cię kochałam, choć nie przyznałabym się do tego. A później, jak mogłam ci powiedzieć, co znaczyła dla mnie tamta noc?
– Możesz powiedzieć mi to teraz?
– Kocham cię, Jake. Kochałam i zawsze będę kochać. Dziecko jest twoje. Chcę, żebyś był z nami na zawsze. Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść. Zabierz stad wszystko, czego możesz potrzebować, ponieważ już tu nie wrócisz. Zabieram cię do domu na stałe.