Выбрать главу

– To najlepsze wyjście dla nas obojga – powiedziała.

– Tak, może masz rację, że najlepsze dla nas obojga – powtórzył. – Tylko że ja…

Zastygła, czekając na jego dalsze słowa. Wydawał się walczyć z myślami, ale nagle jego twarz stężała, jakby zobaczył coś strasznego ponad ramieniem Kelly.

– Och, Boże! – jęknął, wpatrując się w zegar. – Zobacz, która godzina!

– Minęła dziesiąta. O co chodzi?

– Powinienem już dziesięć minut temu być w taksówce. Muszę złapać południowy lot…

Gdy Kelly zamawiała taksówkę, Jake ubierał się w szalonym tempie. Skończył w samą porę, równo z dzwonkiem do drzwi.

– Cześć! – powiedział, całując ją pospiesznie w policzek. – Na łóżku znajdziesz prezent. Na Gwiazdkę i na nowe mieszkanie.

To był platynowy zegarek wysadzany maleńkimi brylancikami. Jedna z tych rzeczy, które można kupić w sklepie bezcłowym na każdym lotnisku. Jake zawsze jej coś takiego kupował, gdy wracał do domu z drugiego końca świata. Właściwie z tego powodu nigdy nie zdołała mu powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniła. To tak, jakby zamykał jej usta kosztownym podarunkiem. A poza tym… Poza tym czuła się tak samo samotna, gdy on był z nią.

Jednak teraz nie miał właściwie powodu, by kupować jej prezent. Ten gest bardzo ją ujął. Z uśmiechem rozejrzała się wokół siebie.

Jednak jej uśmiech szybko zgasł, gdyż nagle pokój wydał jej się przeraźliwie smutny i pusty. Taka sama zimna pustka wkradła się również do jej serca, przygniatając je nieznośnym wręcz ciężarem. A miało być inaczej…

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gdy tylko Kelly zaczęła chodzić na zajęcia, natychmiast zorientowała się, że jej umysł niemal całkowicie odwykł od wysiłku. Na początek wybrała więc łatwy, lecz bardzo ciekawy kurs z podstaw archeologii. Wykładowcy doceniali jej pracowitość, cieszyła się popularnością wśród pozostałych studentów. Będzie wiodła spokojne życie, o jakim zawsze marzyła.

Jedynym szkopułem była konieczność podjęcia pracy zarobkowej. Inaczej nie dałaby rady związać końca z końcem, musiała przecież spłacać kredyt zaciągnięty na pokrycie kosztów nauki.

Zatrudniła się jako kelnerka w małej restauracji. Zajęcie okazało się bardziej wyczerpujące, niż sądziła, choć pracowała tylko trzy wieczory w tygodniu. Pod koniec dnia dosłownie padała z nóg.

Chyba powinna przyjąć finansową ofertę Jake'a. Mogłaby wówczas porzucić pracę, przestałaby wreszcie wdychać kuchenne zapachy, od których dostawała mdłości.

O Jake'u, odkąd wypadł jak burza z jej mieszkania owego pamiętnego poranka, słuch zaginął. I bardzo dobrze. W ten sposób łatwiej będzie o nim zapomnieć.

Jednak i tak wciąż wracała myślami do ich ostatniego spotkania. To absurd kochać się tak namiętnie na pożegnanie.

Absurd. Głupota. Idiotyzm. Ale czy te słowa mogły znieczulić ból rozdzierający jej piersi?

Wiedziała, że Jake wrócił do swego świata. Gdy otworzyła gazetę, zobaczyła jego zdjęcie na wystawnym przyjęciu, z Olimpią w ramionach. Zresztą, wystarczyło włączyć telewizor w porze wiadomości, by zobaczyć i usłyszeć Jake'a, jak miało to miejsce pewnego wieczoru, gdy kładła się już do łóżka. Patrzył na nią z ekranu, a spiker w tle mówił: „Oto relacja Jake'a Lindleya z pola walki".

Kelly ziewnęła, nie słysząc reszty. Jake zawsze pchał się w rejony ogarnięte konfliktem. Tam był najszczęśliwszy, podczas gdy ona siedziała w domu, umierając z niepokoju.

– To wszystko propaganda, kochanie – mawiał po powrocie. – Nigdy nawet nie wróciłem posiniaczony, prawda?

Trzeba przyznać, że dobrze prezentował się przed kamerą. Był opalony, miał zmierzwione włosy, wysławiał się z lekkością i swadą.

Nie słuchała go zbyt uważnie, całą uwagę skupiając na jego twarzy. Kiedy pojawiła się u niego ta mała zmarszczka pomiędzy brwiami?

Głos Jake'a nagle umilkł. Kelly wróciła myślami do rzeczywistości. Zdała sobie sprawę, że zniknął z ekranu. Kamera zakołysała się, ktoś krzyknął rozdzierająco, a Jake… leżał na ziemi, przyciskając ręce do brzucha. Spomiędzy jego palców przeciekała krew. Został postrzelony!

Nadal mówił do kamery i, nie do wiary, zdobył się nawet na bolesny uśmiech. W końcu podbiegli do niego jacyś ludzie, wzięli go pod ręce i odciągnęli z linii ognia.

Kelly chwyciła słuchawkę, ale po chwili rozmyśliła się. Nie była już żoną Jake'a, zapewne nikt nie udzieli jej informacji o jego losie. Gapiła się więc bezmyślnie w ekran telewizora, ale nie mogła skupić się na słowach redaktora prowadzącego wiadomości.

Mniej więcej po godzinie, gdy już trochę doszła do siebie, zadzwoniła do studia i poprosiła o połączenie z Dave'em Hadwayem, którego dość dobrze znała. Okazało się jednak, że Dave odszedł ze stacji i Kelly połączono z Olimpią Statton.

– Tu Kelly – powiedziała, zmuszając się do zachowania spokoju. – Czy są jakieś wieści o Jake'u?

– Został przewieziony do frontowego szpitala – wyjaśniła Olimpia.

– W jakim jest stanie?

– Przykro mi, ale nie udzielamy tego typu informacji.

– Co to ma znaczyć? – Kelly podniosła głos. – Byłam jego żoną, o czym pani doskonale wie.

– Owszem, ale wiem również, że jesteście po rozwodzie – odparła Olimpia, nie kryjąc satysfakcji. – Przykro mi, panno Harmon, ale mogę rozmawiać na temat stanu zdrowia Jake'a wyłącznie z jego rodziną.

– On nie ma rodziny! – krzyknęła Kelly zniecierpliwiona.

– Za to ma przyjaciół, którzy się o niego troszczą. – Połączenie zostało przerwane.

Kelly z hukiem odłożyła słuchawkę. Potem zrobiła coś, o co nigdy by się nie posądzała. Chwyciła wazon i z całej siły rzuciła nim w przeciwległą ścianę. Widok skorup trochę ją uspokoił.

Aż do świtu siedziała przed telewizorem, przeskakując z kanału na kanał. Incydent pokazywały wszystkie stacje, a Kelly oglądała tę scenę z obsesyjną zachłannością.

Dopiero nad ranem dowiedziała się, że stan Jake'a jest stabilny, lecz nadal krytyczny. Usnęła wyczerpana na krześle i obudziła się dopiero koło jedenastej.

Ogrzewanie wyłączyło się automatycznie, toteż Kelly zdrętwiała z zimna. Zakręciło jej się w głowie, gdy wstawała z krzesła. Podniosła się i podkręciła ogrzewanie, a potem powlokła się do kuchni, by zaparzyć herbatę. Po tak wyczerpującej nocy potrzebowała pożywnego posiłku. Jednak jajka na bekonie natychmiast po usmażeniu wylądowały w koszu na śmieci. Nie mogła patrzeć na tłuszcz.

Opadła z powrotem na fotel, wyrzucając sobie słabą wolę. Co się stało z jej poczuciem niezależności? Czyżby wszystkie jej postanowienia i zaklęcia okazały się nieskuteczne tylko dlatego, że Jake został ranny?

Coś jeszcze ją niepokoiło. Olimpia nazwała ją „panną Harmon". Nie tylko wiedziała, że Kelly powróciła do panieńskiego nazwiska, ale w dodatku je znała! Tylko jedna osoba mogła udzielić jej tego typu informacji…

Następnego dnia samolotem sanitarnym przetransportowano Jake'a do szpitala na południu Włoch. Został poddany operacji, podczas której usunięto kulę. Potem przestano o tym mówić. Kelly doszła do wniosku, że w tego typu sytuacjach brak wiadomości to dobra wiadomość.

Żyła jednak w wielkim napięciu. Wydzwaniała do wspólnych przyjaciół, ale oni wiedzieli jeszcze mniej od niej. Jedyne informacje pochodziły od Olimpii, która udzieliła wywiadu popularnemu magazynowi, sugerując, że Jake jest jej bardzo bliskim znajomym.

Dopiero jakiś czas później Kelly spotkała zaprzyjaźnionego dziennikarza, który powiedział jej, że Jake dzwonił do niego z londyńskiego szpitala i prosił o przyniesienie kilku książek.