Выбрать главу

Kelly znała ten szpital. Znajdował się zaledwie kilka kilometrów od jej mieszkania. A więc Jake był tak blisko, a ona nic o tym nie wiedziała!

Powiedziała sobie stanowczo, że to nie jej sprawa. Powtarzała to sobie bez końca, lecz pewnego popołudnia wyruszyła do szpitala.

Młoda kobieta w dyżurce rozpromieniła się na jej widok.

– Proszę nic nie mówić! Niech zgadnę! -powiedziała. – Jest pani żoną Jake'a Lindleya. Widziałam was kiedyś razem w telewizji. To pani, prawda?

– Tak, to ja – odparła Kelly. – Ale już się rozwiedliśmy.

– Wiem. Czytałam o tym w gazetach. Nie podoba mi się ta druga… Szarogęsi się tutaj, jakby szpital był jej własnością. – Zniżyła głos. – Trzecie piętro, pokój.

– Dziękuję bardzo – szepnęła Kelly i pospiesznie ruszyła ku windom.

Jednak gdy dotarła na trzecie piętro, opuściła ją cała odwaga. Przecież mogła natknąć się na pewną siebie, piękną, olśniewającą Olimpię! Buntowniczo uniosła brodę. Jeśli jej obecność wprawi Jake'a w zakłopotanie, trzeba będzie się wycofać. To najgorsze, co mogło ją spotkać. Dotarła pod właściwe drzwi, wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę.

Na pierwszy rzut oka pokój robił wesołe wrażenie. Na wszystkich stolikach stały wazony z kwiatami, wśród których królował okazały bukiet róż. Nietrudno zgadnąć, kto go przysłał, pomyślała Kelly.

Jednak to pierwsze pozytywne wrażenie szybko ustąpiło miejsca zaniepokojeniu, ponieważ w pokoju panował nienaturalny spokój. Nigdzie nie było widać książek, nie grało radio czy telewizor. Chory sprawiał wrażenie wyczerpanego i znużonego. Z całą pewnością w niczym nie przypominał dawnego Jake'a.

Wolno odwrócił głowę. Kelly wstrzymała oddech. To jednak był Jake, ale jakiś inny. Jego twarz była szara jak popiół, miał zapadnięte policzki, a z jego oczu wyzierała rozpacz.

Jak mógł się tak bardzo zmienić w tak krótkim czasie? – pomyślała z trwogą, nerwowo przygryzając wargę.

Czekała na uśmiech, na jakiś znak rozpoznania, na najmniejszy gest. Jednak jej widok nie wywarł na chorym żadnego wrażenia. Na chwilę poraził ją strach, że Jake już nigdy nie wróci do pełni sił fizycznych i umysłowych.

– Czy to ty? – odezwał się w końcu znużonym głosem. Pochyliła się nad łóżkiem.

– Tak, to ja. Jake, poznajesz mnie?

– Nie martw się. – Uśmiechnął się blado. – Dostałem w żołądek, nie w głowę. Byłem pewien, że przyjdziesz. To miło z twojej strony.

Przysunęła krzesło i usiadła przy łóżku. Potem ujęła dłoń Jake'a.

– Przy szłabym wcześniej, ale ciężko cię było znaleźć. Czy Olimpia nie wpadnie tu zaraz z tabunem fotografów?

– Czytałaś ten wywiad? Zabawny, nieprawdaż? – Uśmiechnął się słabo. – Ale nie winię jej. Potrzebuje trochę reklamy. Pnie się na szczyt.

Jake podziwiał ludzi, którzy robili karierę. Kelly o tym pamiętała i miała świadomość, że nigdy nie zaimponuje Jake'owi.

– Dziś nie przyjdzie – uspokoił ją pospiesznie. – Jest na kursie menadżerskim.

– Pewnie marzysz o powrocie do pracy? – powiedziała Kelly.

– Skąd to przypuszczenie?

– Zawsze byłeś nieznośnym pacjentem, trudno było namówić cię do pozostania w łóżku.

– Teraz zachęcają mnie, bym wstawał choć na kilka minut dziennie, ale mam kłopoty z chodzeniem. Dostałem balkonik, jednak odmówiłem posługiwania się tym sprzętem. Zatoczyłem się, na szczęście pielęgniarka zdążyła mnie podtrzymać. Doktor Ainsley to wybitny chirurg, ale ma paskudny charakter. „Mówiłem ci, byś przestał robić z siebie pijanego wariata!" – powtarza mi w kółko. A więc przestałem.

– Chcesz powiedzieć, że znalazł się wreszcie ktoś, kto przemówił ci do rozumu? – spytała z łagodnym uśmiechem.

– Niestety nie miałem wyjścia, musiałem zaakceptować oczywiste fakty.

– Czujesz się odstawiony na boczny tor? – spytała współczująco.

– Trochę tak, choć Olimpia informuje mnie o wszystkim na bieżąco.

– Jake, nie musisz się przede mną tłumaczyć – wtrąciła pospiesznie. – Twoje prywatne życie to nie moja sprawa.

– Och, oczywiście – powiedział po chwili i wyswobodził dłoń z jej uścisku.

– Nie możesz narzekać na brak popularności – skomentowała, wskazując pocztówki z życzeniami.

– Chłopaki ze studia bez przerwy przysyłają mi sprośne kartki. Problem w tym, że niektóre są naprawdę śmieszne, a ja nie mogę się śmiać. Dostaję również życzenia od telewidzów. Próbuję odpisywać, ale… – Wzruszył ramionami.

Zauważyła stos nieotwartych kopert przy łóżku. Jeden z listów był do połowy wysunięty z koperty, jakby Jake zaczął go czytać i nagle stracił zainteresowanie.

Nagle zdecydowanym ruchem odrzucił pościel.

– Wyjdźmy stąd. Postawię ci herbatę i ciastko w bufecie.

– Czy to nie jest dla ciebie zbyt duży wysiłek?

– Skądże, zalecono mi lekką aktywność, cokolwiek to oznacza. Wstawałem już dzisiaj, ale zmęczyłem się i szybko wróciłem do łóżka.

Jej niepokój się nasilił. Często kłócili się, ponieważ Jake zawsze lekceważył wszystkie dolegliwości. Im bardziej się nad nim użalała, tym bardziej był rozdrażniony. Dziś jednak usiadł i potulnie pozwolił, by Kelly włożyła mu szlafrok, a nawet poprosił ją, by wsunęła mu kapcie.

Rozejrzała się w poszukiwaniu balkonika, ale zauważyła tylko wózek.

– To?

– Wypchaj się! – powiedział ze złością. – Mogę chodzić. Oparł się na jej ramieniu i powoli ruszyli. Jake nigdy nie należał do atletów, ale teraz wprost wyczuwała kości jego ramienia. Był taki słaby i kruchy…

Opowiadał wesołe anegdoty o doktorze Ainsleyu, ale Kelly dobrze wiedziała, że każdy krok kosztuje go mnóstwo wysiłku. Gdy wreszcie dotarli do celu, usiadł ciężko i westchnął.

– Co wolno ci jeść? – spytała Kelly.

– Niewiele. Długo byłem na kroplówce. Teraz traktują mnie jak niemowlaka. Możesz mi przynieść koktajl bananowy, a potem może truskawkowy.

– Tylko koktajle?

– Jeśli mam ochotę zaszaleć, pozwalam sobie na koktajl czekoladowy, a nawet na lody. To się nazywa rozpusta. – Uśmiechnął się figlarnie i przez moment znów przypominał dawnego Jake'a.

Po chwili oboje sączyli przez słomki mleczne koktajle.

– Wyglądamy jak para licealistów – mruknął Jake.

– Z zamierzchłej epoki. Dzisiejsi licealiści nie piją koktajli.

– To prawda, ale my byliśmy inni. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, miałaś siedemnaście lat, ale wyglądałaś jeszcze młodziej, tak więc pozostawał nam tylko bar mleczny.

– No tak – westchnęła.

Nagle coś przykuło uwagę Jake'a. Kelly odwróciła się i w drzwiach zobaczyła wysokiego mężczyznę. Gdy dostrzegł Jake'a, ruszył w ich stronę.

– Zajrzałem do pokoju, ale nikogo tam nie zastałem – powiedział. – Postanowiłem cię poszukać.

– Kelly, to jest doktor Ainsley – powiedział Jake, a ona wyciągnęła rękę.

– Słyszałem o pani wiele dobrego – powiedział doktor, wesoło się uśmiechając.

– Pozwól, że postawię ci kawę – zaproponował Jake.

– Ja przyniosę – powiedziała Kelly, ale doktor Ainsley położył jej dłoń na ramieniu.

– Proszę mu pozwolić – przekonywał. – Trochę ruchu dobrze mu zrobi.

Kiedy Jake się oddalił, doktor rzekł pospiesznie:

– Chciałbym porozmawiać z panią na osobności.

– W jakim on jest stanie?

– Dochodzi do siebie, ale wolniej, niż przewidywałem.

– Przecież on zawsze był taki silny i pewny siebie…

– Tacy mężczyźni są najgorszymi pacjentami, bo uważają, że wszystko powinno iść po ich myśli.