Równy puls Andrzeja w głośnikach.
– Wypadek samochodowy?!
Nie, trzeba się zastanowić.
Pochyliła się nad stołem. Zgarbiła, ukrywając przed śledczym twarz.
– Przykro mi, pani Chmiel, jeśli pani rzeczywiście nie wiedziała... Być może dopuściłem się nietaktu... Lecz może jest jeszcze ktoś inny, kto mógłby potwierdzić pani alibi?
Milczała.
Na kancelaryjny stół wbrew jej woli kapały ciężkie, bezsilne łzy.
Wieczorem wyprowadzono ją z celi, jednak nie na przesłuchanie. W maleńkim pokoiku czekał na nią tyczkowaty profesor orientalistyki.
– Irena, w końcu! Źle pani wygląda... Nie, proszę się nie załamywać. To straszliwe nieporozumienie zostanie wyjaśnione w ciągu kilku dni... Tak, tak. Proszę to potraktować jak zbieranie materiałów do nowego opowiadania.
Uśmiechnęła się krzywo.
– Cała katedra... co tam, cały instytut... jest pewien pani niewinności. Rozwiązujemy problem adwokata...
Nagle przerwał swe optymistyczne trajkotanie. Kaszlnął, obejrzał się na milczącego śledczego, pochylił do przodu.
– Widzi pani, Ireno... Jako że sprawa jest jednak poważna... Może spróbujemy zaangażować Wampira? To kosztowne... lecz jeśli weźmie się za to on.... sprawę można uznać za wygraną. Doskonale rozumiem, zmiana nastawienia, być może nawet przesądy... jednak obecnie nie ma lepszego adwokata. Byłoby to... rozumie pani?
– Dziękuję – rzekła Irena, wzdychając ciężko. – Proszę zaangażować, kogo pan uważa.
Profesor był najwyraźniej zdziwiony, ukrył jednak zaskoczenie za radosnym uśmiechem.
– No i wspaniale... Proszę się nie martwić o psa. Wzięła go Pacyfikatorka. Razem z żółwiem.
Irena milczała przez chwilę. Podrapała się po czubku nosa.
– Więc nie jestem już w stanie pomóc temu psu.
– Ależ nie! – profesor się uśmiechnął. – W obliczu niesprawiedliwości katedra zjednoczyła się jak nigdy. A Pacyfikatorka... okazało się, że kocha zwierzęta. Już umyła Senseja szamponem przeciw pchłom.
Profesor się zasępił. Najwyraźniej przypomniał sobie, że podczas dziesięciomiesięcznego przypuszczalnego wojażu Ireny pies żył praktycznie na łasce sąsiadów.
Wstyd...
Irena opuściła głowę.
– Proszę jej przekazać wyrazy wdzięczności. Chętnie by popatrzyła na Pacyfikatorkę skrobiącą szczotką tego prawdziwego Senseja. Bardzo chciałaby to zobaczyć.
Czy modelator może zginąć wewnątrz modelu, niczym robak w jabłku? Najwyraźniej tak. Lecz czy w takim przypadku model może kontynuować swe istnienie, jakby nic się nie stało?
Irena leżała na pryczy przykryta do podbródka szarym kocem. Przed snem przyszło jej do głowy przeczytanie tych kilku marnych linijek w swym notesie i z żalem kręcąc głową, przekonała się, że nowego opowiadania nie będzie.
Według jej obliczeń od momentu wejścia do modelu minęło sześćdziesiąt godzin. Co oznacza, że eksperci są już zmęczeni i jedzą kolację. Co oznacza, że Peter obmyśla warianty awaryjne.
Niech pan to zwija, panie Nikołan, myślała, przewracając się na pryczy. Niech pan zwija w diabły ten kretyński model. Gdyż jeśli Andrzej faktycznie... jeśli go nie ma, to moja misja także nie ma sensu. A jeśli...
Zagryzła wargi. Jaki był sens okłamywania jej? Żaden. Po co Andrzej miałby udawać nieboszczyka?
A dlaczego?...
Czyżby można było przewidzieć, co strzeli Andrzejowi do głowy?
Pewnego razu – na plażowym pikniku – zanurkował pod wodą w zarośla trzcin i stamtąd obserwował, jak cała kompania z Ireną na czele szuka go, powoli trzeźwiejąc i wpadając w histerię, jak wołają i miotają się, przeszukując kijami dno.
Irena pamiętała, jak biały piasek przed jej oczami robił się czarny. Cóż to takiego – czarny piasek?
Najwidoczniej chciał zażartować. Chciał schować się najwyżej na minutę – lecz tam, w trzcinach, nawiedził go kolejny genialny pomysł i po prostu zapomniał o upływie czasu, o przyjaciołach, o żonie...
Czego można więc oczekiwać od takiego człowieka?!
Irena westchnęła przez zęby i naciągnęła na głowę przysługujący jej koc.
Śledczy pokazał jej fotografie z miejsc przestępstw. Zerknęła na nie i z przerażeniem odwróciła wzrok.
– Nie... nie mogę na to patrzeć.
Śledczy sceptycznie podwinął wargę.
– Naprawdę jest pani aż tak wrażliwa?
– Nie zmusi mnie pan, bym to oglądała – powtórzyła, czując, jak drętwieją jej policzki, z których odpłynęła krew. – To jest...
Zamilkła.
Coś ty narobił, potworze?! Nie usprawiedliwia cię fakt, że w naszym „zewnętrznym", prawdziwym świecie dzieją się nie takie rzeczy... Stworzyłeś model – i jesteś za to odpowiedzialny... także za te fotografie...
Irena uniosła wzrok ku białemu sufitowi. Jakby oczekiwała, że napotka ironiczne spojrzenie byłego męża.
– Jestem niewinna – rzekła z wysiłkiem. Chyba już setny raz.
Śledczy przyglądał jej się z uwagą i po raz pierwszy od czasu ich znajomości jego wzrok nie był świdrujący. Ciężki – owszem, choć na dnie oczu pojawiło się coś w rodzaju... wątpliwości. Jakby nagle dopuścił do świadomości niewiarygodną myśclass="underline" a jeśli ona nie kłamie?
Wprowadzono ją do niewielkiego pokoju, w którym dzień wcześniej czekał na nią profesor orientalistyki; już ucieszyła się z kolejnego spotkania – okazało się jednak, że tym razem w skórzanym fotelu siedzi zupełnie inny człowiek.
Ochroniarz wprowadził ją i wyszedł. Irena obejrzała się ze zdumieniem; przez ostatnie kilka dni przywykła do tego, że samą zostawiają ją jedynie ze śledczym.
– Dzień dobry, pani Chmiel... Proszę usiąść.
Usiadła w fotelu naprzeciw. Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu, nie starając się udawać, że jego badawczy wzrok jest odpowiednikiem uprzejmej pogawędki.
Miał około czterdziestki. Niezwykle gładka skóra, bardzo twarde, lśniące włosy, dokładnie wygolone policzki. Odświeżony, wypoczęty jegomość. Jak po powrocie z zimowego kurortu.
I jednocześnie było w nim coś z Andrzeja. Ciekawość badacza. Bezinteresowne zainteresowanie, urok pracownika prosektorium. Szczera sympatia dla preparowanej istoty.
Milczeli przez pięć minut.
– Nazywam się Jan Semirol. Być może słyszała pani mój profesjonalny przydomek: Wampir. Jestem adwokatem... Pani koledzy, wśród których znajdują się znani i szanowani ludzie, poprosili, bym podjął się pani obrony.
Irena milczała. Ułożony i nienaganny pan Semirol budził w niej instynktowny niepokój. Który powoli zamieniał się w strach.
– Moje usługi są dość kosztowne. – Adwokat się uśmiechnął. – Poza tym zanim wezmę się za sprawę, muszę zapoznać się z materiałami i oskarżeniami... Materiały widziałem. Teraz chcę z panią porozmawiać.
Irena pochyliła głowę.
– Jestem niewinna.
– Muszę panią zmartwić. Bardzo wielu oskarżonych twierdzi dokładnie to samo. A zatem była pani nieobecna przez dziesięć miesięcy. Dlaczego nie chce pani powiedzieć, gdzie pani wtedy była?
Irena przez chwilę milczała.
Podczas długich godzin spędzonych w celi zdążyła wymyślić kilka wersji odpowiedzi na to pytanie. Najprostszym wyjściem było udawanie amnezji, utraty pamięci; wszak jeśli wierzyć telewizyjnym serialom, około połowy dorosłej populacji dowolnego kraju przynajmniej raz w życiu traci pamięć.