A jednak. Dlaczego nawet przywykli do wszystkiego reporterzy nie decydowali się usiąść obok Jana Semirola?
W drugim kącie sali siedziała jej katedra w pełnym składzie. Z Pacyfikatorką na czele. Irena wciąż słabo widziała twarze – czuła jednak spojrzenia.
Pod koniec przesłuchań jej koledzy zaczęli po kolei wstawać i wychodzić. I to wstrząsnęło nią bardziej niż pełne nienawiści twarze osieroconych krewnych. Niż obojętność adwokata. Niż zacietrzewienie młodego, agresywnego prokuratora.
Bardziej niż napięta pustka wokół Semirola.
Nie są prawdziwi, powtarzała sobie. Ci prawdziwi zostali w zewnętrznym świecie. A oni nigdy by nie uwierzyli, że ja...
Ostatni wyszedł profesor orientalistyki. Blady, zagubiony – zresztą Irena z trudem dostrzegała go za morzem głów.
Ogłoszono przerwę do następnego dnia.
Irenę przeprowadzono z jej klatki do ciasnego pokoiku z gołymi ścianami i pluszową kanapą, obok pojawił się spocony i wściekły adwokat, i Irena spytała go wprost:
– Dlaczego nikt nie siedzi obok Semirola?
Adwokat się zamyślił. I kwaśnym tonem odparł, że złoży protest.
Irenę to rozśmieszyło. I co, eleganckiemu panu o przydomku Wampir będą na mocy prawa podsadzać sąsiadów?
Przez całą noc gapiła się w sufit.
Następnego dnia adwokat rzeczywiście zaczął od złożenia protestu.
– Obrona żąda usunięcia z sali pana Semirola, ponieważ jest on tu obecny nie z zawodowych, lecz korzystnych dla siebie i antyhumanitarnych celów. Swą obecnością pan Semirol wywołuje psychiczny nacisk na sąd i deprymująco działa na oskarżoną!
– Niedługo podziała na nią znacznie skuteczniej – dość głośno rzekła kobieta w ciemnej chuście, przypuszczalnie matka jednego z zamordowanych chłopców. Na sali podniósł się szum.
– Oddałam protest – oznajmił sędzia nerwowo. – Proces jest jawny i nie ma prawa, w myśl którego pan Semirol nie mógłby być na nim obecny, jak każdy inny obywatel... W przeciwnym razie byłaby to dyskryminacja...
Sędzia zaciął się i zagryzł wargę, jakby żałując tego, co powiedział. Dokończył tonem niżej:
– Dyskryminacja o podłożu biologicznym.
W sali zapadła cisza.
– Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem – rozległ się w tej ciszy ironiczny głos. Wolna przestrzeń wokół pana Semirola powiększyła się o kilka kolejnych foteli; a on nawet okiem nie mrugnął.
„Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem".
Irena wciąż jeszcze przeżywała przeniewierstwo własnej katedry. Właśnie przeniewierstwo – gdyż w tym przypadku uwierzenie równało się zdradzie. „Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem". To zdanie coś jej przypominało. Jakąś dawno czytaną książkę.
– I w końcu przyznanie się do winy samej oskarżonej, które następnie odwołała...
Szum na sali.
– Odmawiając przyznania się do winy... obciążając tym samym...
Przestała słuchać.
Gdyż wszyscy byli zmęczeni i głodni. Gdyż niezależnie od całej sensacyjności sprawy, przesłuchania nie zostaną raczej przeniesione na jutro. Wszystko jest aż nazbyt oczywiste. Wszyscy niecierpliwie czekają już na zakończenie, na wynik.
No cóż. Teraz będzie mogła ze znajomością tematu pisać kryminały. Wydawca będzie zachwycony.
Uśmiechnęła się krzywo. Zapomniała zadzwonić do swego agenta. Być może wewnątrz modelu wydawcy mają inne wymagania?
Wątpliwe.
Spotkała się wzrokiem z panem Semirolem.
I drgnęła mimowolnie.
Już nie przypominał Andrzeja. On... Dlaczego tak na nią patrzy?!
Jakby wyczuwając jej nagły strach, Semirol odwrócił wzrok.
„Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem".
Słynny adwokat o przezwisku Wampir.
„...jest on tu obecny nie z zawodowych, lecz korzystnych dla siebie i antyhumanitarnych celów..."
Trzeba się nad tym zastanowić. Trzeba się nad tym dokładnie zastanowić.
– Oskarżona Chmiel. Ma pani prawo do ostatniego słowa!
Wstała wcześniej, niż zorientowała się, czego od niej chcą.
I przez minutę stała jak słup w napiętej ciszy.
Co właściwie miałaby powiedzieć?
„Wasz świat jest modelem"?
„Wszyscy jesteście wytworem fantazji mego obłąkanego męża"?
„Jestem człowiekiem z innego świata. Jak możecie mnie sądzić?"
Westchnęła głęboko i spojrzała w kąt sali, gdzie siedzieli krewni ofiar.
Wstrząsnął nią dreszcz, znalazła jednak w sobie siłę, by się odezwać.
– Jestem...
Znieruchomiałe twarze. Pełne nienawiści oczy. I zupełnie nie w porę przypomniały jej się fotografie, które pokazywał jej śledczy; te potworne fotografie.
– Jestem niewinna... To nie ja! Słowo honoru!
Jej głos utonął we wzburzonym pomruku tłumu.
Jedynie krewni milczeli i patrzyli.
Uwierzą?
Nie.
Została skazana na śmierć. W świecie wymodelowanym przez miłującego praworządność Andrzeja okazało się to być na porządku dziennym. Kobieta? I co z tego? Zabójczyni, seryjna zabójczyni, uznana za poczytalną.
Przenieśli ją do specjalnej celi i wydali specjalną odzież. Nie bała się. Męczyła ją tępa, pełna zaskoczenia odraza.
Ciekawe, jak daleko to może zajść?
Nigdy w życiu, za żadne skarby, nie zgodziłaby się na pisanie sądowo-więziennych dzienników. Choćby jej agent stawał na głowie.
Zaproponowano jej, by poprosiła o ułaskawienie.
– A kogo miałabym prosić? – spytała ze zdziwieniem.
– Przecież was nie ma... jesteście cieniami... modelem, nie pojmujecie tego?
Pozostawiono ją w spokoju. Kilka dni przebywała w pełnym otępieniu, po czym ocknęła się i zażądała prawdy o swoim losie: kiedy?!
Udzielono jej wymijającej odpowiedzi.
Poprosiła, by przyniesiono jej gazety z ostatniego tygodnia i gdy dostała cały plik różnorakiej prasy, doznała kolejnego szoku.
Wszystkie gazety – od „Wieczornego Miasta" do najmarniejszych brukowców – poświęciły jej sprawie przynajmniej linijkę, przynajmniej notatkę. Poznawała się na fotografiach – na jednych od razu, na innych z trudem. Albo była to kwestia profesjonalizmu fotografa, albo chwili, w której było robione zdjęcie – odnosiło się jednak wrażenie, że w tej samej klatce siedziało kolejno kilka różnych kobiet: jedna była demonicznie urodziwa z maleńkimi, wyszczerzonymi ząbkami, druga miała opuchniętą twarz maniaczki, trzecia była senna, czwarta zapłakana...
Irena dostała wątły, plastykowy grzebień. Wszystkie przedmioty posiadające twarde albo ostre brzegi – także lusterko – zostały jej odebrane jeszcze w trakcie psychiatrycznej ekspertyzy.
Uczesała się, patrząc na własny cień. Rozmasowała policzki. Dokładnie wygładziła brwi. Koniec końców jeśli Andrzej ją obserwuje...
Co za brednie. Andrzej nie jest bezcielesnym duchem, nie potrafi wcielać się w innych ludzi, a poza tym jest martwy. Chodzi tu o model realnego świata, a nie o powieść fantastycznonaukową, której wspaniałymi perspektywami skusił ją Peter Nikołan.
Najodważniejsze gazety zamieściły obok jej zdjęcia wykradzione ze śledztwa fotografie z miejsc przestępstw. Najmądrzejsze – fotografie chłopców, kiedy jeszcze żyli. W obydwu przypadkach efekt był wstrząsający.
Irena chwyciła się za włosy, niszcząc świeżo zrobioną fryzurę. Idioci! Przecież morderczyni jest na wolności! Jak stwierdził pan Wampir: „Byłoby pani na rękę, gdyby morderstwa nie ustały".
A zabójczyni, jeśli ma choć trochę oleju w głowie, poczeka, aż Irena zostanie stracona. I dopiero potem...