Serce biło pewnie i miarowo – lecz Irenę nagle zmroziła myśl, że za kilka sekund może się ono zatrzymać. Niewidoczni pracownicy Petera zaczną miotać się i krzyczeć, a on sam wyleje sobie kawę na jasne spodnie i tylko ona, Irena, wciąż będzie siedzieć bez ruchu i nie drgnie nawet filiżanka w jej dłoni.
– Tak więc, pani Ireno, nie możemy zamknąć modelu z zewnątrz... nie możemy też pozwolić, by wciąż funkcjonował. Gdyż każda minuta jego istnienia rodzi problemy... także, proszę wybaczyć, natury etycznej. Gdyż to coś, stworzone przez pana Andrzeja, z każdą chwilą staje się... jak by to ująć... bardziej samodzielne. Natomiast gdy będzie w pełni autonomiczne... Widzi pani... To jak rak na prawdopodobnej strukturze rzeczywistości.
Coś jeszcze mówił – kwieciście i naukowo. Irena piła kawę i słuchała, jak Andrzej oddycha. Zdaje się, że oddech i puls nieco przyspieszyły – być może czymś się emocjonuje, a może biega...
Przy słowie „model" wyobraziła sobie powiększoną kopię zapałczanego miasteczka zapakowaną do hermetycznej kapsuły. Przecież nie mógłby tam nawet pobiegać.
Uśmiechnęła się zjadliwie. Peter zauważył jej uśmiech i umilkł.
– Rozumiem, że wszystko to brzmi dość fantastycznie, czy może nie w pełni przekonująco... lecz naszą jedyną szansą jest znalezienie modelatora wewnątrz modelu i, proszę wybaczyć, skłonienie go... zmuszenie do zakończenia eksperymentu.
Zamilkł. Co dziwne, na jego twarzy malowała się ulga – jakby w końcu przezwyciężył swe wahania i otworzył duszę. Wyznał całą prawdę.
Kawa się skończyła. Irena z żalem zajrzała do pustej filiżanki. A może poprosić o dolewkę?
– Dlaczego do tej misji potrzebujecie właśnie mnie, a nie kogoś innego? Sądzicie, że będę w stanie przekonać Andrzeja? Mylicie się – nawet w lepszych czasach nikt nie miał na niego wpływu.
Peter z rozdrażnieniem postukał w klawisze – w pokoju zrobiło się cicho, ekran monitora zgasł, zabierając ze sobą tajemnicę ciśnienia krwi Andrzeja Kromara, temperatury jego ciała i wielu innych wskaźników, z których Irena, nie będąc lekarzem, niczego nie rozumiała.
– Wyślijcie lepiej oddział komandosów – poradziła Irena z powagą.
Peter sapnął. Wstał, przeszedł się po wąskim korytarzyku między urządzeniami, w charakterystyczny sposób zacierając dłonie.
– Widzi pani... Po pierwsze, wychodzimy z założenia, że Andrzej Kromar jest, delikatnie mówiąc, niepoczytalny wskutek przeżytego wstrząsu... I kobieca delikatność będzie tu znacznie bardziej skuteczna od każdej siły. Po drugie, a właściwie po pierwsze i jedyne... Do modelu prowadzi tylko jeden kanał. Czy była to ironia losu, czy też dziwaczny pomysł Andrzeja... a może przyczyna była jeszcze inna – ale jest to pani kanał, Ireno. Model nie wpuści do środka nikogo oprócz pani.
– Można jeszcze kawy?
– Oczywiście...
Zawirowały kawowe ziarna, zmieniając się w pył. Zasyczał automat do kawy, dusząc się własną parą.
A sławetne zapałczane miasteczko wybudował jej stary przyjaciel.
Zawsze osiągał swój cel. Zawsze. Nie dało się przewidzieć żadnego z jego ekstrawaganckich pomysłów. Na miejscu Petera nigdy nie wiązałaby się z...
Łatwo jest dawać rady innym. A ona sama?! Być może tysiące kobiet od czasu do czasu powtarzają sobie: na miejscu tej Chmiel nigdy bym nie...
– Gdzie znajduje się ten model?
– Słucham? – Peter nie wiedzieć czemu drgnął.
– Gdzie jest ten jego model? – Widzi pani...
Cieniutki, ciemny strumyczek wlewał się w porcelanową otchłań filiżanki.
– Widzi pani, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. My kontrolujemy tylko wejście do modelu, właśnie ten kanał.
Irena milczała.
– Pani Chmiel. Nie wiem, jak to sobie pani wyobraża... Rzecz w tym, że w trakcie eksperymentu Andrzejowi Kromarowi udało się stworzyć samowystarczalną, samorozwijającą się... rzeczywistość. Proszę tylko pamiętać, że jest pani zobowiązana do zachowania tajemnicy!!!
Automat wypluł ostatnią kroplę świeżej kawy.
Irena milczała.
Była wtedy na trzecim roku. I była jedyną mężatką wśród wszystkich dziewcząt.
O samobójstwie koleżanki z grupy, Władki, dowiedziała się w południe. Nie do wiary, szczególnie że jeszcze wczoraj przyszedł od Władki kolejny list – całkowicie spokojny, wesoły i beztroski.
Samolot odlatywał punkt dwunasta, co dwa dni, i był to akurat dzień rejsu. Irena rzuciła się do kasy – biletów na dzisiaj nie było. Żadnych; nie pomógł telegram, który wsuwała w okienko – bileterzy wzdychali współczująco i rozkładali ręce. Wszystkie miejsca są zajęte. Absolutnie wszystkie. Można zarezerwować bilet na pojutrze.
Wtedy zadzwoniła do Andrzeja do pracy. Postępowała tak tylko w sytuacjach, kiedy nie miała innego wyjścia.
„Oddzwoń za pół godziny".
Oddzwoniła.
„Mam. Przywiozę ci bilet prosto na lotnisko. Czekaj tam o szóstej".
Podziw dla niego przyćmił nawet na chwilę szok po tragicznej wiadomości. Popędziła do domu, wrzuciła do torby niezbędne rzeczy i pojechała na lotnisko.
O szóstej odprawa była w szczytowym punkcie.
Irena stała z torbą w jednej ręce, telegramem w drugiej i rozglądała się z niepewnością, szukając w tłumie znajomej, beznamiętnej twarzy.
O wpół do siódmej ogłoszono, że odprawa została zakończona.
O siódmej samolot odleciał.
Stała jeszcze przez jakiś czas, jakby z nadzieją, że samolot zorientuje się i zawróci. Potem powlokła się na przystanek autobusu.
Andrzej był w domu. Siedział przed komputerem i nawet nie zauważył jej powrotu. W oknie monitora pływała złożona, trójwymiarowa konstrukcja – Andrzej w ekstazie obracał ją raz w jedną, raz w drugą stronę; w przedpokoju, pod lustrem samotnie leżał bilet lotniczy na dzisiejszy rejs.
Po jakimś czasie Irena dowiedziała się, że Władka skończyła ze sobą z powodu ciągłych nieporozumień z mężem.
„Nic specjalnego. Po prostu kolejny modelik".
Wyciągnęła żółwia spod kanapy i położyła go na poduszce pod lampą. Żółw nie wyraził zadowolenia ani dezaprobaty – zakuty w pancerz rycerski pysk pozostawał bezmyślny i beznamiętny.
Na podwórku Sensej kruszył zębami kurze kości; słabo dymiło się ognisko z resztek chrustu.
„Podejmiemy wszelkie środki, by pani... podróż była maksymalnie bezpieczna. Niemal tak bezpieczna jak zjazd z góry na nartach... to znaczy zawsze występuje prawdopodobieństwo jakiegoś niepowodzenia... Uczynimy jednak wszystko, aby wyeliminować taką ewentualność..."
„Zastanowię się" – odpowiadała jak w transie. Chciała wrócić do domu. Potrzebowała samotności.
„Pani zadanie jest niezwykle proste – wejdzie pani w świat... przypuszczalnie dokładnie odpowiada on naszemu, mogą występować jedynie pewne przesunięcia czasowe... Punkt, przez który pani wejdzie, odpowiada miejscu pobytu modelatora. Nawiąże z nim pani kontakt. Jeśli to przedsięwzięcie zakończy się sukcesem... rozumie pani, że wszyscy właśnie na to liczymy... A więc w takim przypadku eksperyment zostanie natychmiast zakończony i powróci pani automatycznie – wraz z modelatorem. Natomiast w przypadku... mamy obowiązek to przewidzieć... jeśli nie znajdzie pani modelatora albo jego stan okaże się nieodwracalny... Wówczas powtórnie skorzysta pani ze swego indywidualnego kanału. Miejsce wejścia wykorzysta pani jako wyjście. Pani zdrowiu nic nie zagraża... Spędzi pani wewnątrz modelu najwyżej kilka godzin, a w czasie realnym krócej niż pół godziny..."