Выбрать главу

Irena pogłaskała się po brzuchu. – Jak można...

Jej talia wyraźnie się poszerzyła. Ostatnimi czasy nie budziło to żadnych wątpliwości.

Semirol nie odpowiedział.

* * *

Obiad jedli na dole, w karczmie. Flaków Irena nie ruszyła, za to do czysta ogryzła kurze udko. Semirol zamówił wino i sam wypił prawie cały dzban.

– Co, upijamy się, Janie?

– Musimy porozmawiać, Ireno.

W milczeniu wrócili do pokoju; Irena dostrzegła ciekawskie spojrzenia karczmarza i gości. Semirol zamknął zasuwę, otworzył okno, wpuszczając do pokoju gwar z ulicy, i usiadł na kozetce z dwoma wymyślnymi podłokietnikami.

– Miałaś rację, Ireno. Z tym tak zwanym modelem jest coś ewidentnie nie tak.

Położyła się na łóżku. Rozciągnęła obolałe plecy. Niezły początek...

– Schodziłem całe miasto... i moje pierwsze wrażenie jest... hm. Po pierwsze, wygląda na to, że nie ma tu stróżów prawa ani wymiaru sprawiedliwości.

Irena westchnęła z ulgą. Bijące prosto w twarz promienie latarek, oślepiające, zbijające z tropu... Tu policja, proszę podnieść ręce i nie stawiać oporu...

Więzienne udręki nie minęły bez śladu. Od samego początku nie opuszczało jej podświadome poczucie niebezpieczeństwa: wpadną tu z halabardami, oskarżą o jakieś absurdalne przewinienia i oddadzą w ręce kata.

– To wspaniale, Janie. Nie ma sądów, nie ma więc też niesprawiedliwych wyroków... Chyba że zamierzasz zrobić tu karierę jako adwokat.

Semirol rzucił jej dziwne spojrzenie. Odwrócił wzrok.

– Mam nadzieję – rzekła z niepokojem – że nie ma tu też niczego... w rodzaju inkwizycji? I nie zostaniemy oskarżeni o herezję, czary czy... coś w tym rodzaju?

– Dlaczego wszystkiego się boisz? – zapytał Semirol ze znużeniem w głosie. – O nic nas nie oskarżą... Wydaje się, że panują tu dość liberalne obyczaje. Ludzie nie są agresywni. Miastem rządzi hercog, tak zwany „Wysoki Dach". Wiele mówi się o jakichś Interpretatorach.

– Interpretatorach snów? Wizji? Czy to jacyś przepowiadacze przyszłości? Religia? Sekta?

Semirol wzruszył ramionami.

– Interpretatorach Objawienia... Najwyraźniej jest to rzeczywiście jakaś religia. Tylko dlaczego przejawia się w tak dziwnej formie... Hm. Tylko ty możesz wiedzieć, po co Andrzej Kromar stworzył tego rodzaju... model.

– Nie mam pojęcia – przyznała otwarcie.

– Masz. Możesz się domyślić. Tylko się dobrze zastanów. Na przykład ta... rzeczywistość, w której się spotkaliśmy. Czym różni się od twojej rodzimej... od wyjściowej rzeczywistości?

Semirol robił częste pauzy, dobierając neutralne określenia. Irena przypomniała sobie, jak w podobnej sytuacji jąkał się Peter.

– Twój model charakteryzuje się obłąkanym prawodawstwem – odparła bez zastanowienia. – To od razu rzuca się w oczy i jest jasne jak słońce... Chorobliwie rozrośnięty wymiar sprawiedliwości i aparat śledczy. Nadzwyczaj okrutne wyroki... I przy tym dzika przestępczość. Irracjonalna, maniakalna...

Semirol przyglądał się jej z niedowierzaniem. Jakby Irena wyciągnęła na jego oczach królika z gorsetu.

– A może się mylę? Może te wszystkie zabójczynie... Semirol zamrugał oczami.

– A gdzie widziałaś te... nadzwyczaj okrutne wyroki, Ireno?

Zakrztusiła się.

– W przypadku tylu wyroków śmierci? Może uważasz także, że oddawanie skazańców w ręce wampira jest bardzo... humanitarne?

Semirol nie odpowiedział. Z ulicy dobiegał ogłuszający łoskot drewnianych kół.

– Widzisz, Ireno... Istnieją prace wybitnych kryminologów... Szkoda, że nie mamy do nich dostępu. Uzyskałabyś odpowiedzi... komentarze na temat irracjonalnych przestępstw, surowych wyroków, sposobów ich wykonania... Przecież wyroki za wyjątkowo okrutne przestępstwa powinny być zróżnicowane. Aby każda kanalia, proszę mi wybaczyć, Ireno, aby przestępca skazany na karę śmierci miał mimo wszystko coś do stracenia... i aby kara była rzeczywiście nieodwracalna.

Irena westchnęła.

– A żeby zbrodniarz się nie wymknął, można dla towarzystwa skazać też kilka niewinnych osób?

– Rozumiem twoją ironię... Lecz jest to już inny aspekt tego... zagadnienia.

Spuściła wzrok.

– Niezbyt mnie to już interesuje, Janie. Z jakiegoś powodu Andrzej Kromar wymodelował świat z wampirami w roli głównej. Jednak to tutaj...

Zamilkła ze zmieszaniem. Semirol patrzył w okno.

– Jeśli cię uraziłam...

– Nie, to nic. Proszę, kontynuuj.

Milczała przybita. Semirol westchnął.

– Zastanawia mnie jedno, Ireno... Jeśli moja... rzeczywistość istnieje, jak twierdzisz, niecały rok... To dlaczego doskonale pamiętam dzieciństwo, fakty sprzed blisko czterdziestu lat? Dlaczego wszyscy ludzie posiadają normalną przeszłość, a kraje historię?

– Wciąż mi nie wierzysz?

– Nie w tym rzecz. Chcę się po prostu dowiedzieć...

Irena zagryzła wargę, starannie ważąc słowa.

– Być może twoje wspomnienia narosły... jak świeży naskórek pokrywający ranę. Być może twoja wiedza na temat przeszłości jest jedynie olbrzymim, wielowarstwowym złudzeniem.

– Brzmi to jak kiepski wykład z pseudofilozofii.

– To nie moja wina. Przecież nie wykładałam filozofii. To jedynie domysły, przypuszczenia...

* * *

Już drzemała, kiedy Semirol zaczął zbierać się do wyjścia.

– Dokąd idziesz, Janie? Już późno...

– Proszę się nie martwić. Zaraz wrócę.

Zamknęły się za nim drzwi, a Irena dopiero po kilku minutach zorientowała się, dokąd i po co wyszedł.

Oczywiście nie było już mowy o żadnym śnie.

Przez szpary w okiennicach prześwitywał księżyc w pełni. Jakiś nieszczęśnik będzie miał dzisiaj pecha.

Plotka o wampirze rozejdzie się w mgnieniu oka.

Jeśli oczywiście ofiara pozostanie przy życiu. Albo Semirolowi nie uda się ukryć trupa z charakterystyczną raną na szyi.

Chciałaby się obudzić. W domu, a nawet na farmie, gdzie za oknami widać sylwetki gór.

Leżała przykryta kocem do samego podbródka. Łóżko skrzypiało przy każdym ruchu. W pokoju unosił się zapach wosku.

Rankiem Semirol się nie pojawił.

Czekała do obiadu, po czym, przemagając lęk, zeszła na dół, by porozmawiać z pokojówką.

Nie, nie było żadnych nowych plotek. Żadnych mrożących krew w żyłach nowości... Może tylko... słyszała pani? W mieście pojawił się „bezinteresowny", a po nich wszystkiego się można spodziewać... Niech pani na siebie uważa... Bo przecież się jeszcze pani nie wyprowadza? Prawda?

Na szczęście Semirol zostawił większość pieniędzy. Irena mogła więc jeszcze przez jakiś czas opłacać pokój.

Służąca zniżyła głos.

– A pan wyjechał? Na dobre? Może czego pani potrzeba?

Irena z wysiłkiem pokręciła głową.

* * *

Semirol nie pojawił się wieczorem ani następnego ranka. W końcu Irena zebrała się na odwagę i wyszła do miasta.

Wszędzie osiadał kurz. Z nadejściem wieczoru ochrypli już obwoływacze i obnośni sprzedawcy; matowo błyszczały w słońcu kurki na dachach. Irena bała się zabłądzić – więc raz za razem zawracała w stronę gospody, noszącej dumną nazwę „Trzy kozy".

Semirol potrafił nawiązać rozmowę z każdym. Irena nie miała nawet odwagi, by spytać o drogę. Na skrzyżowaniu, wprost na ulicy, znajdowało się małe targowisko; handlarki, obok których Irena przechodziła już piąty raz, przyglądały się jej z nieukrywaną ciekawością.