Czy można tak zatytułować coś dobrego?!
Coraz bardziej nerwowo grzebała w sakwie. Rulonu nie było.
Kroki na schodach – a może jej się tylko zdawało?
Rezygnując z konspiracji, wyciągnęła sakwę spod łóżka. Nawet jeśli Rek zobaczy jej kurtkę i spodnie, może nie domyślić się, że to żeńska odzież, i nie nabrać żadnych podejrzeń.
Papierów nie było. Choć Irena doskonale pamiętała, że...
Stukanie do drzwi. Drgnęła mimowolnie.
– Proszę otworzyć... łaskawa pani.
– Kto tam? – zapytała odruchowo.
– Otwierać w imieniu hercoga!
Rek podszedł do drzwi. Jego twarz była równie skupiona jak wówczas, na placu, przed pogromem bazaru. Nie to jednak najbardziej poruszyło Irenę. Znacznie bardziej wstrząsnął nią fakt, że ubrana w skórzaną rękawicę dłoń rycerza spoczęła na rękojeści miecza.
Uderzenia do drzwi zmieniły się w nieprzerwany łomot. Goście już nie pukali, zaczęli wyważać drzwi.
A co twierdził Semirol? Że w tym mieście nie ma strażników ani inkwizycji?!
Rzuciła się do okna. Drugie piętro. Jej dłonie odruchowo legły na lekko zaokrąglonym brzuchu. Nie, skakanie jest wykluczone.
– Rek... na Boga... niech mi pan wyjaśni, co się tu dzieje?!
Przyglądali się sobie przez kilka długich sekund. Jasne brwi rycerza wyginały się jak dwie tyldy, a mocno zaciśnięte usta przypominały myślnik.
– Rek – wyszeptała. – Niech mnie pan obroni...
Drzwi wyleciały z zawiasów. Do pokoju wpadło dwóch mężczyzn – Irena zdążyła dostrzec jedynie pióra na czapkach i ogromne ostrogi na butach, gdy Rek ruszył do przodu i zdzielił najbliższego gościa płazem miecza w głowę. Ten runął jak długi, nie zdążywszy się nawet przywitać.
Drugi odwrócił się, parując cios; miecze spotkały się, wydając dźwięk, jakby ktoś uderzył w kolejową szynę. Rycerz odskoczył i nadepnął na brzeg zasłony; zatrzeszczała pękająca tkanina, wywróciła się umywalka, zalewając dywan wodą i zasypując podłogę porcelanowymi odłamkami. Rozerwany gobelin zawisł na jednym gwoździu. Na korytarzu zaczęła piszczeć służąca; zaszła masa drobnych wydarzeń, których Irena nie była w stanie zarejestrować, gdyż działy się szybciej, niż przyswajały to jej zmysły.
Intruz stał teraz przyciśnięty plecami do ściany, ciężko dyszał i popielił rycerza wzrokiem.
– Jestem... na służbie... Objawienie... nie wybaczy.
– Jestem bezinteresowny – wycedził Rek przez zęby. – Jest mi wszystko jedno.
Wyciągnął odzianą w rękawicę dłoń i podchwycił osłabłą Irenę pod ramię.
– Chodźmy... Szybciej.
Udało im się bez przeszkód wyjechać z miasta, jednak tuż za bramą koń rycerza na prostej drodze trafił kopytem w dołek i Irena dowiedziała się, co robi się, jeśli „koń okulał". Dalej wędrowali pieszo, z dala od drogi, w chmurze nienasyconych komarów; milczała zarówno Irena, jak i rycerz.
Czy obrona kobiety, która wpadła w tarapaty, jest obowiązkiem rycerza? Jedynie tradycją, czy może jednak dobrowolną inicjatywą bezinteresownego Reka Dzikiej Róży?
– Dokąd idziemy, Rek?
W końcu rozluźnił zaciśnięte wargi.
– Do pewnej kryjówki...
Do „kryjówki" dotarli dopiero o zmroku; łuna pożaru była widoczna z daleka, jednak kiedy Irena i Rek, potykając się, dobiegli na miejsce, z budowli na skraju lasu pozostały już tylko zgliszcza.
Leniwie spadały przepalone belki. Spadały ze smutkiem i rezygnacją, jak jesienne liście. Wydawało się, że wylizane językami ognia deski nie są szare, lecz wręcz srebrne. Otwarta piwnica ziała czarną dziurą – najwyraźniej nieznani złodzieje znaleźli tę kryjówkę, ograbili z zapasów żywności i aby zatrzeć ślady, wypuścili czerwonego kura.
– To za tamten cios – rzekł Rek głucho. – Uderzyłem Sługę Wysokiego Dachu... W dodatku płazem miecza po głowie... Tak przypuszczałem.
I niespodziewanie się uśmiechnął.
– Za to teraz nie będę musiał... tratować dzbanów. I tak zawiniłem wobec Objawienia. I bardzo dobrze.
„Miałaś rację, Ireno... z tym tak zwanym modelem coś jest nie w porządku".
Gdzie jest teraz Semirol?! W jaką wpadł pułapkę? A jeśli zechce odszukać Irenę, gdzie i jak ją znajdzie?!
– Naprawdę pani nie wiedziała? Już miesiąc temu ogłoszono nakaz...
Irena milczała. Trawa, drzewa, a nawet strumień przesiąkły zapachem dymu. Zgliszcza „kryjówki" stygły leniwie.
– A ja nie spytałem nawet, kim pani jest – rzekł strapiony rycerz.
– A gdyby pan wiedział? Nie pomógłby pan? – Irena uśmiechnęła się z przymusem.
Z powagą pokręcił głową.
Nad ich głowami lśniły gwiazdy. Przynajmniej w ich przypadku Irena była pewna, że to dekoracja. Białe lampeczki przytwierdzone do aksamitnego tła. Wszak Andrzej Kromar nie brałby się na poważnie za modelowanie tych wszystkich milionów lat świetlnych, mgławic rozgrzanego gazu i całej reszty kosmicznej maszynerii?!
– Jaki nakaz, Reku?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Jaki nakaz? – powtórzyła z naciskiem.
Zamknął oczy.
„Irena Chmiel; bajarka i autorka... oskarżona o rozpowszechnianie szkodliwych przypowieści... ma zostać ujęta i przesłuchana pod Wysokim Dachem w celu ustalenia stopnia jej winy... Z podpisem hercoga i akceptacją najwyższego Interpretatora – pieczęć..."
Cicho i subtelnie ćwierkały cykady.
Co takiego było na tych kartkach?!
Trzeba było je przeczytać. Odrzucić strach, wstyd i kompleksy... Jeśli sama napisała te opowiadania, to dlaczego ich, u diabła, od razu nie przeczytała?!
– Zostały wykradzione z pokoju w gospodzie – poskarżyła się w mrok.
Rycerz chrząknął.
– Niech mi pan wyjaśni, Rek... co jest w nich takiego karygodnego? Jakie znowu szkodliwe przypowieści?
– Najwyższy Interpretator wie lepiej... – A więc to Najwyższy Interpretator chce mnie przesłuchać... aby ustalić stopień mojej winy?
– Jestem tylko rycerzem, Ireno. – Rek ze znużeniem opuścił powieki.
– Pan to wie – rzekła z uporem. – Wszak pan... czytał... te przypowieści. To znaczy opowiadania?
Otworzył oczy. Usiadł prosto.
– Jak się pani... domyśliła?
Jego twarz znów była po sztubacku skupiona. Wygięte, jasne brwi, płaskie i białe jak papier policzki...
Odwróciła się. I rzekła, bojąc się popełnić błąd; bojąc, że się zdziwi albo ją wyśmieje.
– Gdyby pan ich nie czytał... nie zadzierałby pan dla mnie... ze sługami Wysokiego Dachu. Choćby był pan po trzykroć rycerzem.
Nie pomyliła się. Rek milczał.
– A tak, przy okazji – jej głos nagle ochrypł. – Czy to się... panu podobało?
Przez dłuższą chwilę słychać było tylko ćwierkanie cykad.
– Zostałem tym, kim jestem... gdyż przeczytałem „Historię o rycerzu".
Irena się zasępiła. Znów jakiś bałagan z upływem czasu. Ile Rek może mieć lat i jak dawno napisała... Poczuła pustkę w głowie.
– Zapewne zbytnio się pan... rozgorączkował, Rek. Widzi pan... wpływ książek na ludzi jest silnie przesadzony. Tak nie bywa, Rek...
Rzucił jej szybkie, pełne wyrzutu spojrzenie. Z nieba spadała gwiazda. Irena odruchowo uniosła wzrok; no proszę, jaka wierna imitacja.
– Dobrze – westchnęła. – Dlaczego więc nakaz wydano dopiero przed miesiącem?!
Rek również wydał krótkie westchnienie.
– Nakaz został wydany... przecież sama pani wie. Głównie z powodu „Tego, który okazał skruchę".