„Muszę się zastanowić".
Dzieci sąsiadów ganiały za piłką pośrodku opustoszałej drogi. Żona sąsiada próbowała od czasu do czasu zakończyć tę swawolę. Oto piłka przeleciała nad furtką Ireny – za nią lękliwie zajrzał obszarpany, szczupły wyrostek, Walka, starszy syn sąsiadów.
– Sensej, siad! – rzekła Irena do zjeżonego psa.
Walek nabrał śmiałości. Przeskoczył przez płot, przymilnie uśmiechnął się do Ireny i gdy już wydostał się na zewnątrz, pokazał Sensejowi długi, kpiący język.
– Eee...
Przejechał, rozpaczliwie trąbiąc na piłkarzy, czyjś samochód. Żona sąsiada wyskoczyła na ulicę i od gróźb przeszła do czynów. Chłopcy zaczęli się wydzierać.
Irena pogrzebała w żarze ogniska.
Gdyby zdecydowała się na dziecko z tym szaleńcem... Nie. To znaczy oczywiście, malec biegałby i przełaził przez płoty wraz z innymi urwisami – jednak wówczas byłaby związana z Kromarem czymś znacznie poważniejszym niż tylko wspomnienia.
Z których połowę dobrze by było na zawsze zapomnieć.
„Ireno... Nie mówię o nagrodzie, którą otrzyma pani od Komitetu. Apeluję jedynie do pani wielkoduszności. Jest pani przecież szlachetną osobą. Niepowodzenie eksperymentu doprowadzi do... ucierpią niestety niewinni ludzie. Mamy ostatnią szansę..."
„Muszę się zastanowić".
„I jaka inspiracja dla twórczości!... Podpisała pani zobowiązanie do zachowania tajemnicy... Ale po twórczych przeróbkach... mogłaby pani napisać powieść fantastycznonaukową. Ustalając fabułę z Radą... Mamy kanały umożliwiające szybkie wydanie, marketing i kolportaż... byłby to przełom w pani karierze pisarskiej... Nie wspominając już o niezapomnianych doświadczeniach... Proszę sobie wyobrazić, że proponujemy pani lot w kosmos. Czy odmówiłaby pani?!"
Wróciła do domu. Położyła się na kanapie i naciągnęła koc do samego podbródka.
Pod stołem chaotyczną stertą leżał wydruk jej niedokończonej, napisanej w sześćdziesięciu procentach powieści, która nagle stała się nieistotna, pozbawiona perspektyw.
A czego jej tak naprawdę potrzeba? By ją rozpoznawano na ulicy? Żeby jej nazwisko stało się hasłem? Żeby choć raz w życiu otrzymać Srebrny Wulkan w kategorii „noweli"?
Poszukała wzrokiem żółwia. Nie znalazła i ze znużeniem założyła ręce za głowę.
Chciała tylko mieć powód do dumy. I pragnęła, by przyznano jej do niej prawo.
Skrzywiła się.
Już od dwóch tygodni nie zabierała się do pracy. I nazywała to „odpoczynkiem".
W jakim celu Andrzej wysłał jej tę widokówkę? Zwłaszcza że już od pięciu lat byli dla siebie martwi?
Otwierając łapą niezamknięte drzwi, wszedł do środka milczący Sensej. Położył pysk na brzegu koca i wlepił w Irenę pytające spojrzenie.
– Zobaczymy – rzekła szeptem. – Muszę się jeszcze zastanowić.
Ekspertów było pięciu. Wymuskani specjaliści, roztaczający woń wody kolońskiej; po kolei przedstawiono ich Irenie – oczywiście nie zapamiętała ani jednego imienia.
– Zsynchronizujmy zegarki.
Peter Nikołan był zdenerwowany i starał się ukryć emocje. Irenie było go troszkę żal.
– Więc tak. Jest dwunasta trzydzieści cztery; znajdujemy się bezpośrednio przy wejściu do kanału... O dwunastej czterdzieści pięć pani Chmiel wejdzie w przestrzeń modelu. Niestety, nie możemy bezpośrednio monitorować jej poczynań... Jednakże pani Chmiel przeszła odpowiednie szkolenie i jest w stanie wypełnić misję całkowicie samodzielnie.
Peter mówił i mówił, a obserwatorzy w milczeniu przytakiwali.
– Czy zostało przewidziane jakieś wyjście awaryjne? – niedbale zapytał najbardziej wypachniony z nich, reprezentujący, zdaje się, jakiś tajny wydział prezydenckiej administracji. – Jeśli na przykład nasz „kontakt" nie wróci w ustalonym czasie?
Peter zatarł dłonie.
– Panowie... Naszym obowiązkiem jest branie pod uwagę wszelkich ewentualności. A więc przewidzieliśmy wszystko... co mogliśmy. Niestety, specyfika pracy z modelem... Najważniejszy jest czas! Pani Chmiel...
Irena spojrzała na okrągły cyferblat umieszczony nad stalowymi drzwiami o ponurym wyglądzie. Dwunasta czterdzieści pięć.
Peter był coraz bardziej zdenerwowany. Ponury, młody człowiek w uniformie technika – lecz o twarzy doświadczonego ochroniarza – zręcznie otwarł wszystkie zamki, w które zaopatrzone były drzwi.
Eksperci wymieniali spojrzenia. Za drzwiami zaczynał się wąski, brudny korytarz, a z jego wnętrza wyraźnie cuchnęło kocim moczem.
– Powodzenia, pani Chmiel... pani nowa książka osiągnie fenomenalną popularność!
Irena przestąpiła przez wysoki próg. Miała wrażenie, że piętro wyżej zaraz zacznie złorzeczyć jazgotliwa sąsiadka, a spod nóg z miauknięciem wyskoczy...
Absolutna ciemność. I cisza.
Rozdział 2
Po szerokim zakręcie szosy pełzły naprzeciw siebie dwa samochody – żółty i biały. Z tej odległości oba wyglądały jak niegroźne zabawki; i oto wyminęły się i rozjechały w przeciwne strony, nie zwracając na siebie uwagi.
Irena wciągnęła głowę w ramiona. Wiatr był wilgotny i zimny.
Opodal, pod wzgórzem, obojętnie pasło się dwadzieścia krów o obwisłych brzuchach. Irena przeniosła spojrzenie; zagajnik był niemal całkowicie żółty, pośrodku ulicy ganiały za piłką rozwrzeszczane dzieciaki, a z komina domu Ireny unosił się wątły dymek.
Drgnęła. Potrząsnęła głową.
Modelator powinien znajdować się w bezpośredniej bliskości – taka jest konstrukcyjna specyfika tunelu... Proszę natychmiast rozpocząć poszukiwania. Niech pani wykorzysta całą swoją wiedzę o modelatorze – najprawdopodobniej model w dużym stopniu jest nasycony cechami jego osobowości...
Z prawej i lewej strony sterczały z ziemi dwa grube pręty z przywiązanymi do nich czerwonymi skrawkami materiału. W podobny sposób prowizorycznie odgradza się dziurę na poboczu lub otwarty luk kanalizacyjny.
Irena ruszyła przed siebie. Pod nogami zaskrzypiały kamyki.
Obejrzała się.
Teraz pręty przypominały jej bramkę własnej roboty na podwórkowym boisku. Było jednak wątpliwe, aby dzieci sąsiadów gramoliły się na pagórek, by rozegrać tu mecz. Tym bardziej że piłka toczyła się tu tylko w jednym kierunku – w dół.
Przestąpiła z nogi na nogę, kolejny raz wpatrując się w znajomy do bólu pejzaż.
No cóż. Część pracy została wykonana, teraz trzeba się zastanowić.
Dym nad kominem jej domu powoli tajał.
Stara topola rosła nie po prawej, lecz po lewej stronie bramy. Gdy Irena to zauważyła, przez chwilę stała bez ruchu, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
Przebywanie w tkance modelu jest całkowicie bezpieczne dla zdrowia...
Wiatr pachniał jesienią. Furtka skrzypiała swojsko i znajomo; Irena powoli przeciągnęła dłonią po deskach, upewniając się, że nie są hologramem ani iluzją. Tkanka modelu?
Nie, potem się nad tym zastanowi. Gdy siądzie przy komputerze i napisze: „Rozdział pierwszy".
– Sensej?
Poruszenie w budzie. Wynurzyła się jedna łapa, potem druga.
Przespał jej powrót?!
Radosny pisk. Pies skoczył na jej powitanie – zaspany, dziwnie mały, z obwisłą sierścią, niezgrabny.
– Sensej, to ty?!
Pisk. Porządne psy po osiągnięciu pełnoletności zwykle nie pozwalają sobie na wydawanie podobnych dźwięków.