– Jeszcze się nie zakończyły.
Rek z wątpliwością pokręcił głową. „Nie wiem, kogo chcecie znaleźć; jednak jedno Objawienie wie, czy warto szukać dalej".
Prześladowcy zniknęli i już się nie pojawili. Co wcale nie oznaczało, że przy wyjściu z jaskini na uciekinierów nie oczekiwała zasadzka... Było raczej pewne, że na nich czekali.
– Nie ma tu drugiego wyjścia?
Semirol mruknął sceptycznie.
– Budowa tej jaskini to inna sprawa, Ireno... Żaden speleolog nie uwierzy w jej istnienie. To dekoracja, sztuczny wytwór, w rodzaju parkowej lub ogrodowej groty... Łatwo tu się bawić w policjantów i złodziei... co właśnie robimy.
Oderwał od najbliższej ściany biały półokrąg podziemnego grzyba. Ze smakiem odgryzł spory kęs; Irena poczuła mdłości.
Rek wydął wargi. Od chwili, gdy powrócił nasycony Semirol, nie wymówił ani słowa. Trzymał latarnię, lecz nie otwierał ust.
– Przecież nikogo tak naprawdę nie zabiłeś? – zapytała Irena po raz trzeci. Specjalnie dla Reka.
Semirol westchnął i przewrócił oczami. Rek milczał.
– Idiota – rzekł z uczuciem wampir. – Twój Andrzej jest kompletnym kretynem... Powinien potrenować na morskich świnkach, zanim...
– Objawienie nie ma władzy nad morskimi świnkami, Janie. One rządzą się innymi prawami.
Nieruchome powietrze drgnęło. Jego gęsta fala boleśnie uderzyła w bębenki – była to odległa eksplozja. Zatrzęsły się ściany, z sufitu poleciały kamienie i kawałki gliny, ogłuchli od huku.
Osłonięty szklanym kloszem płomień latarni zadygotał, jednak nie zgasł.
– Oho – rzekł Semirol.
Rek milczał.
Zapanowała jakby nowa jakość ciszy – gdzieś coś osiadało i osypywało się, jednak te dźwięki jedynie podkreślały zimne, jak w prosektorium, milczenie.
– Wysadzili wyjście – rzekł Semirol. – Najwyraźniej udało im się tu wymyślić coś w rodzaju prochu.
Rek wziął Irenę za rękę.
Odruchowo. Chcąc dodać jej otuchy. Semirol dostrzegł jego gest i uśmiechnął się blado.
– Szlachetny bezinteresowny rycerzu... Proszę wziąć latarnię i sprawdzić moje podejrzenie. Obawiam się, że przed wyjściem czeka na nas straszliwy zawał.
Rek nieprzyjemnie wykrzywił wargi.
– Rozumiem. – Semirol cierpliwie kiwnął głową. – Ani przez sekundę nie uważałem, że mam prawo wydawać panu rozkazy. Proszę jednak pomyśleć... Jestem okulawiony i poruszanie się sprawia mi wielką trudność. A przecież nie będziemy narażać Ireny na niebezpieczeństwo?
Najwyraźniej w tamtej chwili Irena wyglądała szczególnie niepewnie i żałośnie – w każdym razie Rek obrzucił ją długim spojrzeniem, cicho wstał, wziął w jedną rękę latarnię, w drugą swą broń i ruszył wzdłuż korytarza. Światło w jego dłoni oddalało się coraz bardziej. Zagłębiał się w tunelu niczym wagon metra.
Światełko zniknęło za rogiem. Irena pochyliła głowę – choć w ciemności było nawet lepiej.
– Ile czasu minęło... tam, skąd przybyliśmy? – zapytał Semirol cicho.
Irena wytężyła pamięć – jednak wciąż nie była w stanie tego obliczyć.
– Jeśli przyjąć, że ten model znajduje się w tamtym modelu ze stosunkiem upływu czasu jeden do dziesięciu... To znaczy w podobnej relacji jak poprzedni model względem... – chciała powiedzieć „rzeczywistości", ale ugryzła się w język.
– Prawie cztery doby – sucho dokończył Semirol. – A jeśli funkcjonuje on... w innym reżimie czasowym?
Nie odpowiedziała.
– Rozumiem. – Semirol westchnął. – A kiedy zorientowałaś się, czym jest Objawienie? Przecież dawno się tego domyśliłaś? A może nie mam racji?
Zaczęła opowiadać – początkowo miała wrażenie, że wykłada po raz trzeci z rzędu to samo zagadnienie. Wszystko to zostało już dawno opowiedziane, przemyślane i poukładane; ciągle łapała się na niezręcznych powtórzeniach, język stawał jej kołkiem w gardle...
A potem ją to wciągnęło. Znów zobaczyła las prowadzących do Interpretatorów, spiralnych schodów, „przytułek dla ubogich" i zniszczony przez wodę rulon papieru...
– Zachowała się jedynie pierwsza litera. Duże „P". Pozostały tekst całkowicie się rozmył. Proszę bardzo – uśmiechnęła się wymuszenie. – A ty wspominałeś coś o wątpliwych zdolnościach artystycznych...
– Wśród utworów, które znaleźliśmy w twoim domu, nie było opowiadania „O tym, który okazał skruchę" – zauważył Semirol.
– To prawda.
Cisza. Piasek przestał się osypywać; nie było słychać wiatru, kroków ani szelestu wijących się pod ziemią korzeni.
– Myślałem o Nicku, Sicie i Elzie... Jeśli nie wrócę... będzie po nich.
Irena sceptyczne wzruszyła ramionami. Jej z kolei wydawało się, że uwalniając się od wampira, byli skazańcy zaczną żyć pełną parą.
– Zdajesz sobie przecież sprawę, że nie mogą żyć w społeczeństwie. Zostaną złapani... Prędzej czy później wpadną... ja zostanę uznany za niegodziwca, a egzekucja i tak się odbędzie. Niestety, tak to wygląda.
– A co z prawem zerwanej szubienicy?
– O czym mówisz?
– Jeśli lina przypadkowo się zerwie i skazaniec pozostanie przy życiu – zostaje ułaskawiony.
– Nie istnieje takie prawo – odparł Semirol po chwili milczenia.
– To u was go nie ma – Irena ze znużeniem oparła się o omszałą ścianę. – Gdyż Andrzej zbyt się postarał... w swoim dążeniu do nieprzekupności.
– Dlaczego jeszcze nie zwariowałem? – rzekł Semirol sam do siebie.
Cisza. Czarna cisza przestronnej mogiły.
– Boję się, Janie.
– Myśl o dziecku. Nie potrzebujesz negatywnych emocji.
– A jeśli jesteśmy zasypani i...
Na ściany jaskini padł oddalony blask latarni. Wracał Rek.
– Zawaliło się jakieś dziesięć metrów korytarza. Nie mam pojęcia, co mogli tam podłożyć...
– Damy radę się przekopać? – zapytał rzeczowo Semirol.
Rycerz uśmiechnął się krzywo.
– W kilka miesięcy na pewno się wyrobimy... Mając oczywiście szufle zamiast dłoni.
Latarnię postawił na ziemi – jednak broni nie wypuścił, co Irena zauważyła z nieprzyjemnym przeczuciem.
– A dokąd mamy się spieszyć? – zapytał Semirol wesołym tonem. – Wodę mamy, strumyk jest co prawda wyjątkowo błotnisty, ale za to ekologicznie czysty... Grzyby są jadalne. Inna sprawa, że pani Chmiel potrzebuje w swym stanie witamin, mięsa, warzyw, mleka, światła słonecznego, higienicznych zabiegów, pozytywnych emocji...
– Odsuń się od niej – rzekł Rek głuchym głosem.
– Co? – Semirol udał, że nie dosłyszał.
– Odsuń się od niej, wampirze... – Palce rycerza kurczowo zacisnęły się na cepie. – Odsuń się od tej kobiety!
– Co mówisz? – Semirol błazeńsko przystawił dłoń do ucha.
– Pewnie sądzisz, że umrzesz jako ostatni, wampirze. – W świetle latarni błysnęły wyszczerzone zęby Reka. – Nie dam ci takiej szansy. Zginiesz jako pierwszy, krwiopijco!
Cep zaczął się obracać i nagle zniknął. Przemienił w rozmazany w ciemności krąg. Pozostał tylko świst przecinanego powietrza i lodowate spojrzenie bezinteresownego rycerza.
– Reku! – krzyknęła Irena bezsilnie.
Semirol się uśmiechał.
– Do licha, Ireno, skąd go... nieważne. Będzie się pan musiał schylić, młodzieńcze, gdyż w tej chwili nie jestem w stanie wstać, nawet podpierając się kosturem... Niech pan wali, rycerzu. Nie będę się bronił.
Irena domyślała się, że Semirol blefuje; choć bardzo przy tym ryzykuje. Nie miał pojęcia, czym bezinteresowny rycerz różni się od swych schematycznych, książkowych współbraci. Bezinteresowni bywają niekiedy naprawdę podli i czynią prawdziwe zło – po prostu dla zasady. Czy Rek zdobędzie się na szlachetny czyn względem okulałego wampira?!