Oczy, pełne uniesienia jak u dyrygenta za pulpitem. Dziwnie znajomy wyraz twarzy.
– Kiedyś w naiwności sądziłam – uśmiechnęła się – że nasz świat jest nie najlepiej urządzony... Myliłam się. To bardzo smutny... i bardzo piękny świat.
– Prawda?
Irena podniosła królika z ziemi. Prawe, gumowe ucho było przegryzione na wylot – jak obcążkami.
Odruchowo otrzepała zabawkę z kurzu. Przytaknęła niepewnie.
– Tak... Na pewno jeszcze o tym napiszę... Południowiec uśmiechnął się szerzej.
– No cóż, powodzenia, autorko Chmiel.
Wciąż jeszcze stała z otwartymi ustami, a biały samochód oddalał się, merdając ogonem spalin.
Najpewniej znał ją z fotografii w gazecie. Po prostu obcy człowiek. Po prostu.