– Mnie też. Czy zdarzyło się wcześniej, żeby Kaj użył przemocy?
– Nie i wierz mi, że gdyby tak było, dowiedzielibyśmy się o tym natychmiast. Z drugiej strony nikt dotąd nie rzucił mu w twarz oskarżenia o morderstwo, nawet w zawoalowany sposób.
– Na pewno masz rację – odparł Patrik. – Nie wygląda mi na faceta, który używa przemocy, jeśli wiesz, co mam na myśli. Raczej na takiego, który przy pierwszej okazji podstawi nogę.
– W zasadzie zgadzam się. Zobaczymy, co powie.
– Zobaczymy – odparł Patrik, pukając do drzwi.
12
Strömstad 1924
Kiedy ojciec wszedł do pokoju, Agnes poczuła zimny ucisk wokół serca. Musiało się stać coś bardzo poważnego, bo nagle postarzał się o dwadzieścia lat. Widząc głębokie bruzdy na jego twarzy, pomyślała, że musi być śmiertelnie chora.
Chwyciła się za serce i postanowiła, że odważnie wysłucha, co ma jej do powiedzenia. Coś się jednak nie zgadzało. Oczy pociemniały mu z gniewu, nie ze współczucia. Dziwne. Gniewa się na nią, że jest śmiertelnie chora?
Stając przy jej łóżku, mimo niewielkiego wzrostu wyglądał naprawdę groźnie. Agnes instynktownie zapragnęła wzbudzić jego litość. Zazwyczaj jej się to udawało w tych rzadkich przypadkach, gdy był na nią zły. Teraz jednak te wysiłki nie zdały się na nic. Zaniepokoiła się jeszcze bardziej i wtedy przemknęła jej przez głowę myśl tak nieprawdopodobna i okropna, że natychmiast ją odrzuciła.
Myśl jednak powróciła. Agnes widziała, że ojciec chce coś powiedzieć, ale jest tak rozgniewany, że nie może wykrztusić słowa. I wtedy z przerażeniem pomyślała, że jest to nie tylko możliwe, ale nawet wielce prawdopodobne.
Skuliła się, i wtedy ojciec z całej siły uderzył ją w twarz. Niespodziewany ból – i obawy przerodziły się w pewność.
– Ty, ty… – jąkał się, potykając o słowa, które cisnęły mu się na usta. – Ty dziwko! Kto… to? – desperacko próbował mówić. Agnes patrzyła na niego z przerażeniem. Przełykał ślinę i wreszcie wydusił z siebie te słowa. Jeszcze nigdy nie widziała swego dobrodusznego, jowialnego ojca w takim stanie.
Była przerażona i zaskoczona. Jak to się mogło stać? Stosowali jedyną dostępną metodę, czyli stosunek przerywany, i Agnes nie dopuszczała myśli, że może jej się przytrafić coś takiego. Słyszała o dziewczynach, którym się to przydarzyło, ale myślała o nich z pogardą: pewnie nie uważały i pozwalały swemu mężczyźnie kończyć.
Stało się. Gorączkowo zastanawiała się, co robić. Dotychczas wszystko jej się udawało. Teraz też tak będzie. Musi tylko, jak zawsze, gdy nawarzyła piwa, wytłumaczyć ojcu, a on na pewno zrozumie. Wprawdzie nie dało się tego wszystkiego porównać z tym, co stało się teraz, ale przecież zawsze ją ratował, prostował jej ścieżki. Teraz też tak będzie. Uspokoiła się. Wszystko da się załatwić. Przez jakiś czas ojciec będzie się gniewać. Musi to wytrzymać. W końcu pomoże jej się wykaraskać. Są miejsca, gdzie można się pozbyć kłopotu, to tylko kwestia pieniędzy, a o nie nie musi się martwić.
Uspokoiła się, że udało jej się ułożyć plan, i już otwierała usta, by zacząć przekonywać ojca, gdy jego ręka znów klasnęła o jej policzek. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nigdy nie przypuszczała, że mógłby ją uderzyć, a zrobił to już dwa razy. Rozzłościła ją taka niesprawiedliwość. Usiadła na łóżku i znów chciała coś powiedzieć. Prask! Trzecie uderzenie w to samo bolące miejsce. Z wściekłości łzy napłynęły jej do oczu. Co on sobie wyobraża, żeby ją tak traktować! Zrezygnowana opadła na poduszki. Wpatrywała się w ojca ze złością i jednocześnie zdumieniem. Dotychczas była przekonana, że zna go na wylot. Tymczasem okazało się, że nie zna go w ogóle.
Zaczęło do niej docierać, że w jej życiu nastąpią paskudne zmiany.
Słysząc pukanie, podniósł głowę. Nie spodziewał się już pacjentów. Zbierał papiery. Sporo się ich nazbierało, więc z rozdrażnieniem zmarszczył brwi.
– Proszę – powiedział niechętnie. Osoba stojąca za drzwiami odczekała chwilę, jakby się zawahała, ale w końcu nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi.
– Nie przeszkadzam?
Mówiła cicho, jak dawniej. Zmarszczka na jego czole zniknęła.
– Mama? – Niclas zerwał się z krzesła i zaskoczony patrzył na nieśmiało stojącą w drzwiach niewysoką kobietę. Jak zawsze budziła w nim instynkt opiekuńczy. Zapragnął podbiec i objąć ją. Wiedział jednak, że to by ją speszyło. Odzwyczaiła się od okazywania uczuć. Powstrzymał się więc i czekał na jej ruch.
– Można? Nie przeszkadzam? – Zerknęła na piętrzące się przed nim papiery i zrobiła ruch, jakby miała zawrócić.
– Ależ skąd, wejdź, proszę! – Niclas poczuł się jak uczniak. Zerwał się, by jej przysunąć krzesło stojące przed biurkiem. Ostrożnie usiadła na brzegu i rozejrzała się nerwowo. Nigdy dotąd nie widziała go w roli lekarza. Domyślił się, że wydaje jej się obcy. Zresztą bardzo długo, od kiedy skończył siedemnaście lat aż do czasu, kiedy dorósł, w ogóle go nie widywała i choćby z tego powodu musiała czuć się dziwnie. Niclas był zły. Tyle oboje stracili przez tego złego, wstrętnego starucha.
Niclas na szczęście uwolnił się od niego, ale widział, że dla matki czas nie był łaskawy. Na jej twarzy jak dawniej malowało się zmęczenie i uległość, wyostrzone przez nowe zmarszczki.
Niclas przysunął krzesło i usiadł obok matki, nie za blisko. Czekał, aż zacznie mówić. Chyba nie wiedziała, co powiedzieć, bo przez chwilę milczała.
– Niclas, bardzo mi przykro z powodu twojej córeczki. – Umilkła. Zdołał tylko kiwnąć głową. – Nigdy jej nie poznałam, szkoda… bardzo chciałam. – Głos jej drżał. Domyślał się, co czuje. Decyzja, żeby tu przyjść, musiała ją sporo kosztować. O ile wiedział, nigdy dotąd nie sprzeciwiła się woli męża.
– Sara była cudowna – powiedział. W jego słowach słychać było żal, ale oczy pozostały suche. W ostatnich dniach wypłakał tyle łez, że nie została mu chyba ani jedna. – Wiesz, miała twoje oczy, ale pojęcia nie mam po kim miała te rude włosy.
– Moja babcia miała przepiękne rude włosy. To pewnie po niej. – Zawahała się, ale w końcu jej wargi wymówiły to imię: – Sara była ruda.
Patrzyła na swoje złożone na kolanach ręce.
– Widywałam ich czasem. Ją i twojego synka. Z twoją żoną, gdy chodziła z nimi na spacer. Ale nie podchodziłam. Tylko przyglądałyśmy się sobie. Szkoda, że nigdy nie porozmawiałam z Sarą. Czy ona wiedziała, że mieszka tu jej babcia?
Niclas kiwnął głową.
– Opowiadałem jej o tobie. Wiedziała, jak masz na imię, pokazywaliśmy jej twoje zdjęcia. Tych parę zdjęć, które zabrałem, kiedy… – Słowa zamarły mu na ustach.
Żadne z nich nie odważyło się poruszyć tego tematu. Był jak pole minowe.
– Czy to prawda, co mówią? – Asta podniosła wzrok i po raz pierwszy spojrzała synowi w oczy. – Ktoś zrobił jej krzywdę?
Niclas chciał odpowiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Tyle chciałby jej powiedzieć, wyrzucić z siebie ciążące mu tajemnice, pozbyć się tego garbu. Ale nie potrafił. Zbyt wiele lat minęło.
Po jego policzkach popłynęły łzy, których miało już nie być. Nie odważył się spojrzeć na matkę, ale instynkt przeważył i po chwili objęła go za szyję. Była taka krucha, a on taki postawny, silny, ale w tej chwili role się odwróciły.
– Już dobrze, dobrze. – Głaskała go po plecach, jakby zdejmowała z nich minione lata. Niclas wrócił do dzieciństwa, w bezpieczne ramiona matki. Ciepły oddech i pełen miłości głos zapewniający, że wszystko będzie dobrze. Smok pod łóżkiem jest tylko wytworem jego wyobraźni, zniknie natychmiast, gdy mu rozkaże. Tym razem smok zjawił się i nie chciał odejść.