– Pani poradzi sobie i bez tabletki – powiedziała, zbierając się do wyjścia.
Patrik zwrócił się do Lilian:
– Musimy porozmawiać z mamą koleżanki, do której miała pójść Sara. Który to dom?
– Ten niebieski, zaraz obok – odpowiedziała Lilian, nie patrząc mu w oczy.
Kiedy po kilku minutach do drzwi zapukał pastor, Patrik i Martin uznali, że nie mają tu już nic do roboty. Wyszli z domu, do którego wraz z przyniesioną przez nich wiadomością wtargnęła rozpacz. Wsiedli do samochodu, ale przez chwilę nie ruszali.
– Koszmar – powiedział Martin.
– Makabra – powiedział Patrik.
Kaj Wiberg wyjrzał przez wychodzące na podjazd Florinów kuchenne okno.
– Co ta baba znowu wymyśliła? – zastanawiał się z wyraźną irytacją.
– Co się dzieje? – zapytała z salonu Monika.
Odwrócił się w jej stronę, mówiąc głośniej:
– Przed domem Florinów stoi radiowóz. Założę się, że znowu będzie się z nami handryczyć. Ta baba to kara za wszystkie moje grzechy.
Monika zaniepokoiła się i weszła do kuchni.
– Naprawdę myślisz, że to ma związek z nami? Przecież nic jej nie zrobiliśmy. – Wyjrzała przez okno.
Ręka ze szczotką, którą czesała obcięte na pazia blond włosy, zawisła w powietrzu.
Kaj prychnął.
– Jej to powiedz. Poczekajmy tylko na wyrok sądu administracyjnego. Głupio jej będzie, kiedy wygram sprawę tego balkonu. Mam nadzieję, że rozbiórka będzie ją słono kosztować.
– Kaj, czy to warto? Przecież ten balkon wystaje tylko kilka centymetrów ponad granicę naszej działki i szczerze mówiąc, wcale nam nie przeszkadza. I jeszcze ten biedny, chory Stig.
– Pewnie, że chory. Też byłbym chory, gdybym musiał mieszkać z taką jędzą. Ale sprawiedliwość musi być. Skoro zbudowali balkon, który wystaje nad naszą działkę, to mają albo nam zapłacić, albo rozebrać to cholerstwo. Nas zmusili do ścięcia drzewa, może nie? Piękna stara brzoza został pocięta na drwa tylko dlatego, że według Lilian Florin zasłaniała jej widok na morze. Nie tak było? Może coś przekręciłem? – powiedział ze złością, przypominając sobie wszystkie krzywdy doznane w ciągu dziesięciu lat sąsiedztwa.
– Oczywiście, Kaj, masz rację. – Monika spuściła wzrok. Dobrze wiedziała, że jedyny sposób na humory męża to całkowity odwrót. Lilian Florin działała na niego jak czerwona płachta na byka. O niej nie dało się z nim rozsądnie rozmawiać. Monika musiała przyznać, że nie tylko Kaj ponosił winę za awantury. Lilian rzeczywiście nie była łatwa we współżyciu i nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby ich zostawiła w spokoju. Tymczasem stale ciągała ich po sądach. A to za źle wytyczone granice działki, a to za ścieżkę przechodzącą przez jej posesję na tyłach domu, a to za szopę, która według niej stała zbyt blisko jej działki, no i jeszcze za tę okazałą brzozę, którą kilka lat temu zmuszeni byli ściąć. Wszystko zaczęło się wraz z budową domu, w którym teraz mieszkali. Kaj sprzedał swoją firmę handlującą materiałami biurowymi za ileś milionów koron i postanowili przejść na wcześniejszą emeryturę, sprzedać dom w Göteborgu i osiąść we Fjällbace, gdzie zazwyczaj spędzali lato. Nie zaznali jednak spokoju. Lilian zgłaszała tysiące zastrzeżeń, składała skargi w urzędach i zbierała podpisy pod listami protestacyjnymi. Nie udało jej się jednak wstrzymać budowy – i wtedy zaczęła się awanturować o wszystko. W połączeniu z wybuchowym usposobieniem Kaja doprowadziło to do tego, że sąsiedzki spór przekroczył wszelkie granice rozsądku. Najnowszym orężem w tej wojnie stał się dobudowany przez Florinów balkon. Perspektywa wygranej w sądzie dawała Kajowi przewagę, którą miał zamiar wykorzystać.
Wyglądał zza firanki, szepcząc w podnieceniu:
– Z domu wyszło dwóch facetów. Wsiedli do samochodu. Zobaczysz, zaraz do nas zapukają. No to zaraz się dowiedzą, jak się sprawy mają. Nie ona jedna może składać doniesienia na policji. A jeszcze parę dni temu mnie obrażała. Wykrzykiwała przez żywopłot, że postara się, żebym dostał za swoje. To się chyba nazywa groźba karalna. Za to można iść do więzienia… – Kaj oblizał wargi, podniecony zbliżającą się walką.
Monika z westchnieniem wycofała się do salonu, usiadła w fotelu i pogrążyła się w lekturze kolorowego czasopisma. Już nie miała siły się tym wszystkim przejmować.
– Może byśmy podjechali porozmawiać z tą koleżanką i jej mamą, skoro już tu jesteśmy?
– Oczywiście – odpowiedział Patrik, wrzucając wsteczny. Właściwie nie musieli jechać. Dom stał zaledwie kawałek dalej w prawo. Nie chciał jednak blokować wjazdu do garażu Florinów. Ojciec Sary mógł w każdej chwili wrócić do domu.
Zaparkowali trzy domy dalej. Otworzyła dziewczynka, na oko w tym samym wieku co Sara.
– Cześć, ty jesteś Frida? – zapytał przyjaźnie Martin. Bez słowa kiwnęła głową i odsunęła się, wpuszczając ich do środka. Przystanęli w przedpokoju. Frida przyglądała im się spod grzywki. W końcu zakłopotany Patrik zapytał:
– Jest mama?
Dziewczynka znów nic nie odpowiedziała. Pobiegła w głąb przedpokoju, a potem w lewo, zapewne, domyślał się Patrik, do kuchni. Usłyszeli cichą rozmowę, po chwili wyszła do nich ciemnowłosa kobieta w wieku trzydziestu paru lat. Niespokojnie, pytająco spojrzała na mężczyzn stojących w przedpokoju. Patrik domyślił się, że nie wie, kim są.
– Jesteśmy z policji – odezwał się Martin. Widocznie pomyślał o tym samym. – Moglibyśmy wejść na chwilę? Chcielibyśmy porozmawiać. – Wskazał wzrokiem na Fridę.
Matka pobladła. O czym mogą chcieć rozmawiać? Czego nie powinna słuchać jej córka?
– Frido, idź, pobaw się w swoim pokoju.
– Mamo, nie… – odparła dziewczynka.
– Bardzo proszę, nie upieraj się. Zostań w swoim pokoju, dopóki nie zawołam.
Dziewczynka wyraźnie miała ochotę protestować, ale słysząc stalowy ton w głosie matki, domyśliła się, że tej bitwy nie wygra. Z markotną miną zaczęła wchodzić po schodach, raz po raz spoglądając na dorosłych z nadzieją, że zmienią zdanie. Nikt się nie poruszył, dopóki nie dotarła do ostatniego stopnia i nie zamknęła za sobą drzwi.
– Przejdźmy do kuchni.
Kobieta poszła przodem, prowadząc ich do przestronnej i przyjemnej kuchni. Zaczęła już przygotowywać obiad.
Podali sobie ręce na powitanie, przedstawili się i usiedli przy stole. Mama Fridy wyjęła z szafki filiżanki, nalała kawy i położyła na talerzykach ciasteczka. Widząc, jak jej drżą ręce, Patrik domyślił się, że próbuje odwlec moment, gdy dowie się, z czym przyszli. W końcu, gdy nie dało się tego dłużej odwlekać, ciężko usiadła po drugiej stronie stołu.
– Coś się stało Sarze, prawda? Domyślam się, bo Lilian najpierw zadzwoniła, a potem bez słowa odwiesiła słuchawkę.
Patrik i Martin milczeli odrobinę za długo. Każdy z nich liczył, że zacznie mówić ten drugi. Veronice łzy zakręciły się w oczach.
Patrik chrząknął.
– Niestety. Muszę poinformować, że Sara utonęła. Przed południem znaleziono jej ciało.
Veronika nic nie powiedziała. Wzięła głęboki wdech.
– Wygląda to na wypadek – mówił dalej Patrik. – Ale musimy sprawdzić kilka rzeczy, żeby uzyskać jasność, jak do tego doszło. – Spojrzał na Martina, który wyciągnął notes i pióro.
– Według Lilian Florin Sara poszła się bawić z Fridą. Dziewczynki były umówione, tak? Ale przecież dziś poniedziałek, dlaczego nie były w szkole?
Veronika wpatrywała się w stół.