– Nie widziała pani nikogo w pobliżu wózka?
Mia potrząsnęła głową. Liam uznał, że to zabawne, i również zaczął energicznie kręcić głową. Utrudniło to karmienie.
– Nie widziałam. Ani przed wejściem do sklepu, ani kiedy wyszłam.
– Postawiła pani wózek za sklepem, tak?
– Tak, miejsce jest zaciszne, wydawało mi się, że będzie tam spokojniej. Nie chciałam zabierać małego ze sobą. Po pierwsze, dlatego że spał, a po drugie, nie chciało mi się ciągnąć wózka do sklepu. Potrzebowałam tylko kilka minut.
– I kiedy pani wyszła, zobaczyła pani, że wózek i dziecko są wysmarowane jakąś ciemną substancją.
– Mały strasznie krzyczał. Musiał mieć pełną buzię tego czegoś, bo chociaż udało mu się sporo wypluć, usta miał całe czarne.
– Była pani z nim u lekarza?
Potrząsnęła głową. Patrik trafił w czuły punkt.
– Nie. Wiem, że powinnam pójść, ale spieszyło mi się do domu. Wydawało mi się, że mały tylko się przestraszył i rozzłościł, a poza tym nic mu się nie stało, więc…
Umilkła. Patrik wtrącił:
– Dobrze pani zrobiła. Widać po nim, że wszystko w porządku.
Liam jakby na potwierdzenie zamachał rękami i otworzył buzię, niecierpliwie czekając na następną łyżkę kaszki. Apetyt miał świetny, wystarczyło spojrzeć na jego podwójny podbródek.
– A sweterek, o który wczoraj prosiłem przez telefon…
Wstała.
– Tak jak pan prosił, nie uprałam. Pełno na nim tego czarnego proszku. Wygląda jak popiół.
Mia poszła po sweterek, a Liam popatrzył tęsknie na leżącą obok talerza łyżeczkę. Patrik chwilę się zastanawiał, a potem przysiadł się bliżej i zaczął go karmić. Dwie łyżeczki weszły gładko. Potem Liam postanowił pokazać, jak warczy samochód, i opryskał Patrikowi twarz i włosy. W tym momencie weszła Mia ze sweterkiem. Nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Ależ pan wygląda! Powinnam pana ostrzec albo dać pelerynę i coś na głowę. Naprawdę bardzo przepraszam.
– Nie szkodzi – z uśmiechem odparł Patrik, ścierając kaszkę z rzęs. – Moja ma dopiero dwa miesiące, powinienem się przyzwyczajać.
– No to proszę bardzo – powiedziała Mia. Usiadła na jego krześle i pozwoliła Patrikowi dokończyć. – To ten sweterek – dodała, kładąc go na stole.
Patrik spojrzał. Cały przód był brudny.
– Mógłbym go zabrać?
– Bardzo proszę. Pewnie i tak bym go wyrzuciła. Zapakuję do plastikowej torebki.
Patrik wziął torebkę i wstał.
– Gdyby się pani przypomniało jeszcze coś, proszę zadzwonić – powiedział, podając jej wizytówkę.
– Dobrze. Nie rozumiem, dlaczego ten ktoś to zrobił. Ani do czego wam się przyda ten sweterek.
Patrik tylko potrząsnął głową. Nie chciał się wdawać w wyjaśnienia. Do mediów nie przedostała się dotąd informacja o tym, że w płucach Sary znaleziono popiół. Zerknął na Liama. W tym przypadku na szczęście do tego nie doszło. Pytanie tylko, czy sprawca chciał zrobić coś więcej, czy coś mu przeszkodziło. Dopóki nie ma wyników analizy popiołu, nie da się stwierdzić, czy ta sprawa ma związek ze śmiercią Sary. Ale gotów był się założyć, że ma. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.
Patrik wsiadł do samochodu i sięgnął po komórkę.
O dziwo, technicy, którzy wczoraj przeszukali dom Kaja, jeszcze się nie odezwali. Tyle miał wczoraj spraw na głowie, że nie pomyślał o tym. Teraz zdziwił się, że nie złożyli raportu. Zaklął, gdy zdał sobie sprawę, że wczoraj po przesłuchaniu Kaja zapomniał włączyć komórkę. Na ekranie mrugała ikonka: ktoś nagrał wiadomość. Wysłuchał jej w napięciu. Z triumfującą miną zamknął klapkę telefonu i wsunął go do kieszeni.
Znów zwołał zebranie w kuchni. Była największym pomieszczeniem w komisariacie, a poza tym świeża kawa działała na uczestników bardzo korzystnie. Annika przyniosła z pobliskiej piekarni sporą torebkę ciasteczek orzechowych i czekoladowych. Nie musiała szczególnie zachęcać do jedzenia. Kiedy Patrik stanął przed tablicą, wszyscy byli zajęci jedzeniem.
Odchrząknął.
– Wiecie już, że wczoraj dużo się działo.
Gösta kiwnął głową i sięgnął po następne ciasteczko orzechowe. Daleko mu było do Mellberga, który pochłaniał już trzecie i miał wyraźną ochotę na czwarte. Ernst usiadł nieco z boku. Wszyscy starali się na niego nie patrzeć. Od chwili kiedy wszyscy się dowiedzieli, żył w cieniu zbliżającego się dnia sądu. Czekał, kiedy topór spadnie mu na głowę. I na razie musiał czekać. Śledztwo weszło w szczególnie intensywną fazę, ale wszyscy wiedzieli, że to tylko kwestia czasu. Ernst również.
Wszyscy wpatrywali się w Patrika. Mówił dalej:
– Chciałbym zrobić małe podsumowanie. O większości spraw wiecie, ale dobrze będzie przedstawić wam sytuację w całości.
Znów odchrząknął. Chwycił pisak i zaczął pisać.
– Po pierwsze przesłuchaliśmy ojca Sary. Chodziło o jego alibi. Nadal nie wiemy, gdzie był w tamto poniedziałkowe przedpołudnie, więc nie wiemy też, dlaczego próbował przedstawić fałszywe alibi. Ponadto przejrzeliśmy dokumentację szpitalną młodszego dziecka. Mowa w niej o wielu urazach, więc ojciec jest podejrzany o znęcanie się nad nim. Pytanie, czy znęcał się również nad Sarą i czy została zamordowana wskutek eskalacji przemocy. – Zaznaczył punkt, obok napisał „Niclas” i narysował strzałki w kierunku słów „alibi” i „podejrzany o przemoc”. – Wczoraj przyszła z mamą koleżanka Sary, Frida. Powiedziała, że na dzień przed śmiercią Sarę bardzo nastraszył jakiś „zły pan”. Groził jej, krzyczał i nazwał „czarnym miotem”. Może mi to ktoś wytłumaczyć?
Patrik patrzył pytająco na zebranych. Nikt nie odpowiedział. Wszyscy w milczeniu zastanawiali się, co mogą znaczyć te dziwne słowa. Annika rozejrzała się, potrząsnęła głową, jakby dziwiła się ich tępocie, i wyjaśniła:
– Myślę, że powiedział czarci pomiot.
Miny mieli takie, jakby chcieli puknąć się w czoło.
– No jasne – powiedział Patrik, klnąc własną głupotę. Wyjaśnienie było oczywiste, jeśli już się na to wpadło.
– Wygląda to na fanatyzm religijny. Frida opisała tego człowieka jako siwego starca. Martin, spytaj mamę Sary, czy coś jej to mówi.
Martin skinął głową.
– Wczoraj mieliśmy jeszcze jedno interesujące zgłoszenie. Pewna dziewczyna zostawiła wózek ze śpiącym dzieckiem na tyłach sklepu żelaznego i weszła po zakupy. Kiedy wyszła, dziecko krzyczało na całe gardło, a w wózku było pełno jakiejś czarnej substancji. Mały miał ją również w buzi. Ktoś chyba próbował go zmusić do połknięcia tego czegoś. Rano poszedłem porozmawiać z tą kobietą. Dała mi sweterek, który dziecko miało wtedy na sobie. Cały przód jest wymazany czymś, co wygląda na popiół.
Zapadła cisza. Przestali jeść, nikt nie siorbał kawy. Patrik mówił dalej:
– Wysłałem już popiół do analizy i coś mi mówi, że to jest taki sam popiół, jaki znaleźliśmy w żołądku Sary. Wiemy dość dokładnie, kiedy doszło do… targnięcia się na dziecko przed sklepem, trzeba posprawdzać alibi różnych osób. Gösta, bierzemy to na siebie.
Gösta kiwnął głową i palcem zebrał z talerza ostatnie wiórki kokosowe.
Całą tablicę zajmowały notatki i kółka. Patrik na chwilę przestał mówić, potem zaznaczył kolejny punkt i napisał: Kaj. Dla wszystkich stało się oczywiste, że ten będzie najważniejszy.
– Dzięki kolegom z Göteborga dowiedzieliśmy się, że Kaj Wiberg należy do rozpracowywanej przez nich siatki pedofilów.