Wszyscy starannie unikali patrzenia na Ernsta. Ernst wiercił się na krześle.
– Wczoraj go zatrzymaliśmy. Koledzy z Uddevalli przeszukali jego dom. Przesłuchanie nie przyniosło nic konkretnego, ale to dopiero wstęp, jeszcze sobie z nim pogadamy. Na podstawie materiałów z Göteborga spróbujemy zidentyfikować ewentualne ofiary. Kaj przez wiele lat pracował z młodzieżą, tu u nas, we Fjällbace, więc to dość prawdopodobne.
– Czy cokolwiek wskazuje na to, że ten facet ma jakiś związek z zamordowaniem Sary? – spytał Gösta.
– Zaraz do tego przejdę – odparł Patrik. Martin spojrzał na niego ze zdumieniem. Podczas przesłuchania nie było o tym mowy. – Przeszukanie prawdopodobnie doprowadziło do przełomu w śledztwie.
Wszyscy siedzieli w coraz większym napięciu. Patrik dla większego efektu zrobił pauzę. Wreszcie powiedział:
– U Wiberga znaleziono kurtkę Sary.
Wszystkich zatkało.
– Gdzie ją znaleźli? – spytał Martin urażony, że Patrik nic mu o tym nie wspomniał.
– Właśnie o to chodzi – odpowiedział Patrik. – Nie znaleźli jej w dużym domu, lecz w domku Morgana, jego syna.
– Cholera – odezwał się Gösta. – Mogłem się założyć, że ten cudak jest w to zamieszany. Tacy jak on…
Patrik mu przerwał.
– Zgadzam się, że to okoliczność obciążająca, ale uważam, że na obecnym etapie nie powinniśmy przywiązywać do tego zbyt wielkiej wagi. Po pierwsze, nie wiadomo, który z nich zostawił tam tę kurtkę, ojciec czy syn. Mógł to zrobić Kaj. Po drugie, jest aż za dużo innych niejasności, choćby alibi Niclasa. Dlatego musimy nadal rozpracowywać wszystkie – położył nacisk na to słowo – punkty wypisane na tej tablicy. Jakieś pytania?
Głos zabrał Mellberg:
– Doskonale, Hedström. Świetna robota. Rzeczywiście, trzeba sprawdzić pozostałe punkty. – Niedbale machnął ręką, wskazując tablicę. – Ale zgadzam się z Göstą. Ten Morgan chyba nie jest całkiem w porządku i na twoim miejscu – teatralnym gestem położył rękę na piersi – porządnie bym go przycisnął. Ale to ty odpowiadasz za śledztwo i ty decydujesz – powiedział to tak, żeby było jasne, że Patrik powinien posłuchać jego rady.
Patrik nie odpowiedział. Mellberg uznał, że jego zalecenie zostało przyjęte. Z zadowoleniem pokiwał głową. Rozwiązanie zagadki jest już tylko kwestią czasu.
Patrik z zaciętą miną poszedł do swego pokoju, by zająć się bieżącymi sprawami. Głupi dziad. Może mówić, co chce, Patrik nie będzie tańczyć, jak mu zagra. Wprawdzie znalezienie kurtki w domku Morgana skłaniało do określonych wniosków, ale coś – instynkt, doświadczenie albo zwykła podejrzliwość – mówiło mu, że sprawy nie mają się tak, jak by się mogło wydawać.
25
Fjällbacka 1928
Agnes nie chciała oglądać się za siebie i patrzeć na wybrzeże. Zamknęła oczy i wystawiła twarz na podmuch wiatru. Tak wygląda wolność.
Statek do Ameryki wypłynął z Göteborga punktualnie co do minuty. Nabrzeże było pełne ludzi z nadzieją i żalem żegnających najbliższych. Nie wiadomo, czy się kiedykolwiek zobaczą. Ameryka jest tak daleko, że większość zostanie tam na zawsze. Czasem tylko przyjdzie list z wieściami.
Agnes nikt nie żegnał. Tak chciała. Zostawiła za sobą wszystko i ruszyła na spotkanie nowego życia. Czek od ojca i elegancka kajuta w pierwszej klasie po raz pierwszy od lat dały jej poczucie, że jest tam, gdzie powinna być.
Na chwilę wróciła myślami do Andersa i dzieci. Podczas uroczystości pogrzebowych kościół był wypełniony po brzegi. Głośny szloch brzmiał jak chór żałobny. Agnes nie płakała. Patrzyła zza woalki na trzy białe trumny stojące w prezbiterium. Jedna duża i dwie małe. Pokrywała je góra kwiatów i wieńców. Największy przysłał jej ojciec. Nie pozwoliła mu przyjść na pogrzeb.
Niewiele dało się złożyć do trumien. Żar był tak straszny, że nic nie zostało, tylko garść prochów. Z uwagi na stan szczątków pastor zaproponował, żeby je złożyć w urnie, ale Agnes uparła się, żeby w ziemi złożono trzy trumny.
Jeden z kolegów Andersa wykuł kamień, wspólny dla całej trójki, i pięknie wygrawerował imiona.
Anders i dzieci byli jedynymi ofiarami śmiertelnymi. Znaczne były za to straty materialne. Cała dolna część Fjällbacki, najbliżej morza, zmieniła się w czarne zgliszcza. Domy zniknęły, a z wody, tam gdzie przedtem wrzynały się w nią pomosty, sterczały wypalone pale. Ale większość ludzi nie opłakiwała utraconych domostw. Za każdym razem, gdy zbierało im się na płacz, przypominali sobie o tragedii Agnes. Tłumnie zjawili się na pogrzebie i z bólem serca wspominali dwóch jasnowłosych chłopców trzymających ojca za ręce.
Agnes nie płakała. Po pogrzebie pojechała do swego tymczasowego mieszkania i spakowała skromny dobytek. Wszystko dostała od dobrych ludzi. Cierpła jej skóra na myśl o tej jałmużnie, ale już nigdy nie będzie musiała nic od nikogo przyjmować.
Kiedy stała na najwyższym pokładzie, nikt nie domyśliłby się, że ledwie tydzień wcześniej żyła w biedzie. Kupiła sobie nowe ubrania i eleganckie walizy. Z prawdziwą przyjemnością dotykała miękkiej tkaniny. Cóż za różnica w porównaniu z tym, co nosiła przez ostatnie cztery lata!
Z dawnego życia pozostało jej tylko niebieskie drewniane pudełko. Umieściła je na samym dnie walizki. Ważne było nie tyle pudełko, ile jego zawartość. Napełniła je ukradkiem wieczorem, dzień przed wyjazdem. Miało jej zawsze przypominać, że nie może dopuścić, żeby cokolwiek przeszkodziło jej w dążeniu do takiego życia, na jakie zasługuje. Zawierzając mężczyźnie, popełniła błąd. Kosztowało ją to cztery lata życia.
Odkąd zawiódł ją własny ojciec, wiedziała, że już nigdy nie dopuści, by znów ją coś takiego spotkało. Dopilnuje, żeby ojciec drogo za to zapłacił. Przede wszystkim samotnością, ale postara się też, żeby jego pieniądze płynęły do niej szerokim strumieniem. Zasłużyła na to. Doskonale wiedziała, jak i gdzie naciskać, żeby nie przestały go dręczyć wyrzuty sumienia. Mężczyźni tak łatwo pozwalają sobą manipulować.
Z zamyślenia wyrwało ją chrząknięcie. Wzdrygnęła się.
– Bardzo przepraszam, mam nadzieję, że nie przestraszyłem szanownej pani.
Elegancko ubrany mężczyzna uśmiechał się do niej ujmująco, wyciągając dłoń.
Zanim zdecydowała się odpowiedzieć uśmiechem i podać mu rękę w rękawiczce, obrzuciła go szybkim, wprawnym spojrzeniem. Kosztowny, szyty na miarę garnitur i ręce, które nigdy się nie dowiedziały, co to ciężka praca. Na oko trzydzieści parę lat, przyjemna, pociągająca powierzchowność. Na serdecznym palcu brak obrączki. Podróż może się okazać jeszcze przyjemniejsza, niż się spodziewała.
– Agnes Stjernkvist. Panna, nie pani.
Przyszedł Dan. Wprawdzie kilkakrotnie rozmawiał z Eriką przez telefon, ale jeszcze nie widział Mai. Jego potężna postać wypełniła cały przedpokój. Wprawnym ruchem wziął od Eriki dziecko.
– Witaj, maleńka. Ależ to mała piękność – powiedział pieszczotliwym tonem, podrzucając dziewczynkę do góry. Erika musiała się powstrzymać, żeby nie wyrwać mu Mai, ale córeczka nie okazywała niezadowolenia. W końcu Dan ma trzy córki, na pewno wie, co robi.
– A mamusia jak się miewa? – spytał, biorąc Erikę w objęcia. Kiedyś Erika i Dan byli parą, a kilka lat temu zostali przyjaciółmi. Wprawdzie dwa lata temu ich przyjaźń została wystawiona na ciężką próbę. Wskutek nieszczęśliwych okoliczności oboje zostali zamieszani w sprawę morderstwa. Z czasem jednak udało im się to naprawić. Od czasu gdy Dan rozwiódł się z Pernillą, spotykali się rzadziej. Dan żył jak typowy singiel, ze wszystkimi tego konsekwencjami, podczas gdy życie Eriki potoczyło się w zupełnie innym kierunku. Dan wdał się w szereg romansów, niekiedy bardzo dziwnych. Chwilowo był wolny i według Eriki po raz pierwszy od bardzo dawna wyglądał na szczęśliwego. Bardzo przeżył rozwód i początkowo cierpiał, że może spotykać się z dziećmi tylko co dwa tygodnie, ale widocznie nauczył się z tym żyć.