Выбрать главу

Nie patrząc ani na niego, ani na matkę, ruszył do drzwi. Stojący na progu mężczyzna wydawał się zaskoczony, że go tu widzi.

– Witam. Martin Molin. Znamy się. Jestem z policji. Chciałbym zamienić kilka słów z pańskim ojcem.

Niclas wpuścił go bez słowa, a sam poszedł do samochodu. Na plecach czuł wzrok policjanta.

Gdzie Martin? – spytał Patrik.

– Pojechał do Fjällbacki – odparła Annika. – Charlotte od razu wiedziała, kim jest zły pan. To dziadek Sary, Arne Antonsson. Charlotte mówi, że to szalony człowiek. Ojciec i syn nie rozmawiają ze sobą od Bóg wie ilu lat.

– Żeby tylko Martin nie zapomniał sprawdzić jego alibi. I na czas, kiedy zamordowano Sarę, i na wczoraj, w związku z incydentem z tym małym.

– Przed wyjściem sprawdził, kiedy dokładnie się to wczoraj stało. Między pierwszą i pół do drugiej, prawda?

– Zgadza się. Dobrze, że są jeszcze ludzie, na których można polegać.

Annika zmrużyła oczy.

– Mellberg już wytargał Ernsta za uszy? Zdziwiłam się, gdy zjawił się tu rano. Myślałam, że go chociaż zawieszą, jeśli nie wyrzucą.

– Wiem, też tak myślałem, gdy Mellberg odesłał go wczoraj do domu. I bardzo się zdziwiłem, gdy przyszedł na zebranie jak gdyby nigdy nic. Muszę porozmawiać z Mellbergiem. Nie wolno tolerować takich rzeczy. Bo inaczej ja odejdę! – Patrik zmarszczył brwi.

– Nie mów tak – przestraszyła się Annika. – Pogadaj z Mellbergiem, na pewno już wie, co zrobić z Ernstem.

– Sama w to nie wierzysz – odparł Patrik.

Annika nie patrzyła mu w oczy. Miał rację. Sama w to nie wierzyła. Zmieniła temat.

– Kiedy przesłuchacie Kaja?

– Chciałbym od razu. Ale dobrze by było, żeby Martin był ze mną…

– Dopiero co pojechał, pewnie trochę potrwa, zanim wróci. Chciałam ci to powiedzieć wcześniej, ale rozmawiałeś przez telefon…

– Sprawdzałem alibi Niclasa na wczoraj. Tym razem niepodważalne. Przyjmował pacjentów od dwunastej do trzeciej bez przerwy. Sprawdziłem dokumenty, potwierdzili to również wszyscy wczorajsi pacjenci.

– No i co z tego wynika?

– Żebym to ja wiedział – odparł Patrik, pocierając nos. – Nie zmienia to jednak faktu, że Niclas nie ma alibi na poniedziałek rano. Próba przedstawienia fałszywego alibi sama w sobie jest podejrzana. Ale z wczorajszym incydentem na pewno nie ma nic wspólnego. Gösta miał jeszcze dzwonić do pozostałych członków rodziny, żeby sprawdzić, gdzie byli wczoraj o tej porze.

– Zakładam, że również Kaj będzie musiał odpowiedzieć ze szczegółami na to pytanie – zauważyła Annika.

– Tego możesz być pewna. I jego żona. I syn. Porozmawiam z nimi, kiedy przesłucham Kaja.

– Ale sprawcą może być zupełnie kto inny – powiedziała Annika.

– I to jest właśnie najgorsze. Kręcimy się w kółko, biegamy jak za własnym ogonem, a morderca siedzi w domu i się z nas śmieje. Chociaż po tym, co się stało wczoraj, nabrałem pewności, że on lub ona jest stąd i że jest całkiem niedaleko.

– Może nawet już tego kogoś mamy – powiedziała Annika, wskazując głową w kierunku aresztu.

Patrik uśmiechnął się.

– Może. Przepraszam cię, nie mam czasu. Muszę pogadać z jednym facetem o kurtce.

– Powodzenia – zawołała Annika za odchodzącym Patrikiem.

Dan! Dan! – krzyczała Erika. Wpadła w panikę i przeraziło ją to jeszcze bardziej. Przewracała pościel w wózku, jakby Maja mogła się w niej schować. Ale wózek był pusty.

– Co się stało? – Dan podbiegł do niej. Rozglądał się niespokojnie. – Dlaczego krzyczysz?

Erika próbowała powiedzieć, ale plątał jej się język i nie mogła wydusić słowa. Trzęsącą się ręką wskazała na wózek.

Spojrzał i nie uwierzył własnym oczom. Przeraził się. Stał, jakby ktoś zdzielił go obuchem.

– Gdzie Maja? Nie ma jej? Co się z nią stało… – Rozglądał się dookoła.

Erika wczepiła się w Dana i wyrzucała z siebie słowa:

– Musimy ją znaleźć! Gdzie jest moje dziecko? Gdzie Maja?

– Uspokój się, zaraz ją znajdziemy. Nie bój się. – Dan starał się nie okazywać zdenerwowania. Uspokajającym gestem położył ręce na ramionach Eriki i spojrzał jej prosto w oczy. – Musimy się uspokoić. Ja idę szukać. Ty dzwonisz na policję. Weź się w garść, wszystko będzie dobrze.

Erika oddychała głęboko. Po chwili zrobiła, jak jej kazał. Dan zostawił otwarte drzwi i wiatr hulał po domu, ale nie zwracała na to uwagi. Była jak sparaliżowana, jej mózg przestał pracować. W żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć, gdzie położyła telefon. Biegała po pokoju, podnosząc poduszki i rozrzucając różne rzeczy. Nagle go zobaczyła – leżał na środku stołu. Palcami zesztywniałymi ze strachu wystukała numer komisariatu. W tym samym momencie usłyszała głos Dana.

– Erika, Erika, znalazłem ją!

Rzuciła telefon i w samych skarpetkach pobiegła tam, skąd dobiegał jego głos. W dół po schodkach, na podjazd. Nie obchodziło jej, że jest zimno i mokro. Zobaczyła Dana. Biegł z czymś czerwonym w ramionach. Rozległ się przeraźliwy krzyk. Erika poczuła taką ulgę, jakby spłynęła po niej sztormowa fala: Maja krzyczy, to znaczy, że żyje.

Dopadła do Dana i porwała dziecko. Najpierw ze szlochem przytuliła córeczkę, potem opadła na kolana, położyła Maję na ziemi i rozpięła czerwony kombinezonik, żeby ją szybko obejrzeć. Najwyraźniej nic jej się nie stało. Krzyczała wniebogłosy, machając rączkami i nóżkami. Erika, wciąż na kolanach, podniosła ją i mocno przytuliła. Łzy mieszały się z kroplami deszczu.

– Chodźmy do domu. Przemokniecie do suchej nitki – powiedział spokojnie Dan i pomógł jej wstać. Weszła za nim po schodkach do domu, nie wypuszczając dziecka z objęć. Nigdy nie myślała, że ulga może być tak dojmująco namacalna. Miała wrażenie, jakby przyszyto jej na powrót utraconą część ciała. Popłakiwała jeszcze, a Dan poklepywał ją po ramieniu.

– Gdzie ją znalazłeś? – wykrztusiła.

– Leżała na ziemi, przed domem.

Teraz dopiero dotarło do nich, że z jakiegoś powodu ktoś wyjął Maję z wózka, zakradł się na drugą stronę domu i położył śpiące dziecko na ziemi. Kiedy Erika sobie to uświadomiła, z przerażenia znów zaczęła szlochać.

– Cicho…. Już po wszystkim – powiedział Dan. – Najważniejsze, że się znalazła i jest cała i zdrowa. Ale i tak trzeba zadzwonić na policję. Nie zdążyłaś, prawda?

Erika potrząsnęła głową.

– Trzeba zadzwonić do Patrika – powiedziała. – Mógłbyś to zrobić? Wolałabym jej nie wypuszczać z rąk. – Mocno przytuliła Maję i wtedy spostrzegła coś, co wcześniej jej umknęło. Spojrzała na sweter Dana, potem odsunęła Maję, żeby i ją obejrzeć.

– Co to jest? – spytała. – To czarne, co to jest?

Dan spojrzał na zabrudzony kombinezonik Mai i powiedział tylko:

– Dawaj numer komórki Patrika.

Erika drżącym głosem podała numer i patrzyła na Dana. Czuła, że ze strachu ma w żołądku twardą gulę.

Mijał dzień za dniem, wszystkie podobne. Bezsilność ją paraliżowała. Lucas widział wszystko, zawsze, każdy jej krok, słyszał każde słowo.

Bił ją coraz częściej, otwarcie napawał się jej bólem i upokorzeniem. Brał, co chciał i kiedy chciał, i biada, jeśli się opierała. Inna rzecz, że już nie próbowała. Było całkowicie oczywiste, że z jego głową coś jest nie w porządku. Nic nie było w stanie go powstrzymać. W oczach miał samo zło. Instynkt podpowiadał jej, że powinna się zgadzać na wszystko, byle przeżyć.