Wyłączyła własne potrzeby, ale cierpiała, patrząc na dzieci. Nie wolno im już było chodzić do przedszkola i spędzały całe dnie tak samo jak ona, jakby w cieniu. Stały się apatyczne, kleiły się do niej, w oczach miały pustkę. Odbierała to jak oskarżenie. Powinna była je chronić, trzymać z dala od Lucasa, jak kiedyś zamierzała. Wystarczyło, że ją nastraszył, a od razu się poddała, wmawiając sobie, że robi to dla dzieci, żeby im zapewnić bezpieczeństwo. A tak naprawdę stchórzyła, zrobiła to, bo nauczyła się zawsze wybierać tę drogę, która wydaje się łatwiejsza, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tym razem jednak popełniła błąd: wybrała najwęższą, najbardziej wyboistą i najtrudniejszą ze wszystkich dróg. W dodatku zabrała ze sobą dzieci.
Czasem śniło jej się, że go zabija. Ubiega go, zanim on zabije ją, a to jest nieuchronne. Przyglądała się, jak Lucas śpi, bo sama godzinami nie była w stanie zasnąć. Wyobrażała sobie, jak wbija kuchenny nóż w jego ciało, przecinając nić trzymającą go przy życiu. Albo jak trzyma w rękach sznur, który za chwilę ostrożnie owinie mu wokół szyi i zaciśnie.
Kończyło się na marzeniach. Może to wrodzone tchórzostwo nie pozwoliło jej wstać z łóżka. W jej głowie kłębiły się mroczne myśli – to wszystko.
Wyobrażała sobie córeczkę Eriki. Jeszcze jej nie widziała. Zazdrościła siostrze, że jej maleństwo będzie się wychowywało pod czułą opieką. Sama zaznała jej tylko od Eriki. Ich wzajemne relacje przypominały raczej relacje matki z córką niż między siostrami. Wtedy tego nie doceniała. Miała wrażenie, że tkwi w duszącym uścisku nieustannej krytyki. Żal do matki za to, że jej nie kochała, sprawił, że jej serce stwardniało i nie potrafiła przyjąć tego, co dawała jej siostra. Miała nadzieję, że Maja będzie umiała przyjąć nieskończoną miłość swojej matki. Choćby ze względu na Erikę. Mimo oddalenia i różnicy wieku bardzo dobrze znała swoją siostrę. Wiedziała, że Erika rozpaczliwie potrzebuje miłości. Kiedyś uważała ją za osobę niezwykle silną i tym większy miała do niej żal. Teraz, gdy sama była słabsza niż kiedykolwiek, widziała, jaka siostra jest naprawdę – przeraża ją, że ludzie dostrzegą w niej coś, co widocznie dostrzegła ich matka i co sprawiło, że uznała obie córki za niewarte miłości. Jeśli jeszcze będzie jej to dane, chciałaby uściskać Erikę, podziękować jej za bezwarunkową miłość. Za troskę, niepokój i wymówki, gdy uważała, że Anna błądzi. Za wszystko, co kiedyś odbierała jako próbę zniewolenia. Cóż za ironia. Wtedy nie miała pojęcia, jak to jest naprawdę być zniewolonym. Aż do dziś.
Podskoczyła, kiedy usłyszała, jak ktoś przekręca klucz w zamku. Dzieci znieruchomiały na podłodze wśród zabawek.
Anna wstała i wyszła mu naprzeciw.
Arnold spoglądał na niego przez ciemne okulary. Wyglądał na zmartwionego. Schwarzenegger. Terminator. Być jak on. Być twardzielem na pełnym luzie. Maszyną bez uczuć.
Sebastian leżał na łóżku i patrzył na plakat. Słyszał jeszcze zatroskany, fałszywy głos Runego. Udaje, że się o niego troszczy, chociaż tak naprawdę chodzi mu tylko o to, co ludzie powiedzą. Co on takiego mówił?
– Słyszałem, że Kaja oskarżają o jakieś straszne rzeczy. Nie wierzę. To na pewno same oszczerstwa, ale muszę cię spytać: czy kiedykolwiek zachowywał się niestosownie w stosunku do ciebie albo innego chłopaka? Podglądał was pod prysznicem albo coś w tym rodzaju?
Sebastianowi chciało się śmiać z jego naiwności. Podglądał pod prysznicem… To by było nic. Ale z tamtym nie potrafił sobie poradzić. Zwłaszcza że teraz się wyda. Przecież Sebastian wie, co oni robią. Wymieniają się zdjęciami. Część zatrzymują i choćby nie wiem jak je chowali, teraz i tak wypłyną.
Wystarczy jedno przedpołudnie i dowie się cała szkoła. Dziewczyny będą na niego patrzeć, wytykać palcami i chichotać. Chłopcy zaczną dowcipkować o pedałach i robić głupie gesty. Nikt nie będzie mu współczuł, nie dostrzeże, jak bardzo cierpi.
Odwrócił głowę w lewo i spojrzał na plakat z Clintem Eastwoodem jako Brudnym Harrym. Taki pistolet mieć! Albo jeszcze lepiej pistolet maszynowy. Zrobiłby to samo co ci faceci w USA. Ubrany w długi czarny płaszcz wbiegłby do szkoły i strzelał do wszystkiego, co się rusza. Zwłaszcza do twardzieli. Ale przecież wiedział, że nie mógłby nikomu zrobić krzywdy. W końcu to nie ich wina, tylko jego. Dlatego chciałby sobie zrobić coś złego. Bo przecież mógł się nie zgodzić. Czy kiedykolwiek powiedział, że się nie zgadza? Nigdy nie powiedział tego wprost. Raczej miał nadzieję, że Kaj sam przestanie, gdy zobaczy, że zadaje mu ból.
Wszystko było takie skomplikowane. Z jednej strony lubił Kaja, taki równy gość. Na początku traktował go po ojcowsku. W odróżnieniu od Runego. Z Kajem można było pogadać. O szkole, dziewczynach, o matce i Runem. Kaj objął go i słuchał. Odleciał dopiero po jakimś czasie.
W domu było cicho. Rune poszedł do pracy, zadowolony, że się potwierdziło to, co przeczuwał: że zarzuty wobec Kaja okazały się całkowicie bezpodstawne. Pewnie w pracy będzie głośno rozprawiać o tym, że policja bezpodstawnie oskarża niewinnych ludzi.
Sebastian wstał. Przystanął w drzwiach i odwrócił się, żeby na nich spojrzeć. Wszystkim po kolei kiwnął głową, jakby ich pozdrawiał. Clint, Arnold, Jean-Claude i Dolph. Każdy z nich jest kimś. On nigdy nie będzie taki jak oni.
Przez chwilę wydawało mu się, że odpowiedzieli skinieniem.
Kiedy Niclas wybiegł od ojca, czuł taki przypływ adrenaliny, że był gotów stanąć do walki z każdym, z kim miał na pieńku.
Zjeżdżając w dół Galärbacken, zobaczył, że Jeanette jest w sklepie i zatrzymał się. Szykowała się do otwarcia przed dniem Wszystkich Świętych. Zaparkował samochód i wszedł. Po raz pierwszy odkąd się poznali, na jej widok nie poczuł podniecenia. Czuł tylko niesmak – kiedy patrzył na nią i kiedy myślał o sobie.
– Co ty wyprawiasz?
Jeanette odwróciła się i spojrzała na niego zimno. Mocno zatrzasnął drzwi. Tabliczka z napisem „Otwarte” podskakiwała jeszcze przez chwilę.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Odwróciła się do niego plecami i wróciła do wypakowywania bibelotów. Zamierzała je ometkować i ustawić na półkach.
– Bardzo dobrze wiesz, o czym mówię. Poszłaś na policję i opowiedziałaś historyjkę nie z tej ziemi, że niby zmusiłem cię do kłamstwa w sprawie alibi. Do czego jeszcze się zniżysz? Chodzi ci o zemstę czy po prostu sprawia ci przyjemność stwarzanie problemów innym ludziom? Co ty sobie wyobrażasz? Tydzień temu straciłem córkę, a ty nie możesz zrozumieć, że już nie chcę oszukiwać żony?
– Naobiecywałeś mi różne rzeczy – przypomniała Jeanette. Jej oczy skrzyły się gniewem. – Że będziemy razem, że rozwiedziesz się z Charlotte, że będziemy mieli dziecko. Cholernie dużo było tych obietnic, wiesz?
– A jak myślisz, dlaczego? Bo chciałaś tego słuchać. Wystarczyło obiecać pierścionek i wspólną przyszłość i już rozłożyłaś nogi. Bo czasem chciałem się rozerwać z tobą w łóżku. Przecież nie jesteś tak głupia, żeby uwierzyć w to wszystko. Znasz się na tej grze równie dobrze jak ja. Zaliczyłaś niejednego żonatego kochanka – powiedział brutalnie. Jeanette wzdrygała się po każdym słowie, jakby ją bił. Wcale się tym nie przejmował. Przekroczył pewną granicę i już się nie starał być taktowny, nie ranić jej uczuć. Przyszła pora na czystą, niezafałszowaną prawdę. Zasłużyła na to po tym, co zrobiła.
– Ty świnio wstrętna – powiedziała Jeanette, sięgając po coś, co właśnie wypakowała. W tej samej chwili tuż obok jego głowy przeleciała porcelanowa latarenka. Chybiła, trafiła w okno. Szyba rozsypała się z hukiem i do środka wpadły wielkie kawały szkła. Zapadła cisza. Patrzyli na siebie jak para wojowników. I jemu, i jej pierś falowała z wściekłości. Niclas obrócił się na pięcie i spokojnie wyszedł. Szkło chrzęściło mu pod butami.