Выбрать главу

– My… okłamaliśmy was. To znaczy nie powiedzieliśmy o czymś, więc na jedno wychodzi.

Patrik milczał i z ciekawością czekał na dalszy ciąg. Niclas mówił dalej:

– Chodzi o te urazy u Albina. Podejrzewaliście mnie albo nadal podejrzewacie. To, to… – szukał słów i wtedy wtrąciła się Charlotte:

– To Sara. – Jej głos zabrzmiał mechanicznie, obojętnie.

Patrik drgnął. Nie tego się spodziewał.

– Sara? – zdziwił się.

– Tak – potwierdziła Charlotte. – Jak wiadomo, miała wielkie problemy. Nie panowała nad swoimi odruchami, miewała napady furii. Zanim urodził się Albin, atakowała nas, ale dawaliśmy sobie z tym radę i pilnowaliśmy, żeby ani sobie, ani nam nie zrobiła krzywdy. Ale kiedy urodził się Albin… – Głos jej się załamał, wpatrywała się w swoje ręce. Żeby opanować drżenie, splotła je na kolanach.

– Kiedy urodził się Albin, ataki się nasiliły. Nie byliśmy w stanie nad tym zapanować – powiedział Niclas. – Myśleliśmy, jak się okazuje, niesłusznie, że pojawienie się brata wpłynie na nią korzystnie, że będzie musiała się nim opiekować i poczuje się odpowiedzialna. Teraz, po fakcie, wiemy, że to było naiwne. Sara go znienawidziła, również za to, że poświęcaliśmy mu czas. Korzystała z każdej okazji, żeby mu zrobić krzywdę, i chociaż staraliśmy się zawsze być przy nich, nie dało się jej upilnować. Szybka była… – Niclas spojrzał na Charlotte. Kiwnęła głową. – Próbowaliśmy wszystkiego. Zwróciliśmy się o pomoc do kuratora, psychologa, próbowaliśmy ją uczyć radzenia sobie z agresją, podawaliśmy leki. Nie ma metody, której byśmy nie wypróbowali. Zmieniliśmy jej dietę, na przykład całkowicie wyeliminowaliśmy cukier i w ogóle wszelkie cukry proste, bo z niektórych badań naukowych wynika, że to mogłoby pomóc, ale nic nie działało. Zupełnie nic. W końcu nie wiedzieliśmy już, co robić. Baliśmy się, że prędzej czy później zrobi mu coś poważnego. Nie chcieliśmy jej nigdzie oddawać. Zresztą gdzie mielibyśmy ją oddać? Kiedy się dowiedziałem, że przychodnia we Fjällbace poszukuje lekarza, pomyśleliśmy, że to może być jakieś wyjście. Całkowita zmiana otoczenia, w pobliżu mama Charlotte i jeszcze Stig. W razie potrzeby mogliby nas wesprzeć. Rozwiązanie wydawało się idealne.

Głos mu się załamał. Charlotte położyła mu rękę na dłoni i lekko uścisnęła. Przeszli piekło. Udało im się z niego wyjść, a jednocześnie w pewnym sensie nadal w nim tkwili.

– Bardzo mi przykro – powiedział Patrik. – Niestety muszę spytać, czy macie na to jakieś dowody.

Niclas skinął głową.

– Rozumiem, że pan musi. Tu jest lista osób, które prosiliśmy o pomoc. Zawiadomiliśmy wszystkich, że policja pewnie będzie dzwonić i pytać, więc nie muszą się zasłaniać tajemnicą lekarską. Udzielą wyczerpujących wyjaśnień.

Podał listę Patrikowi. Patrik wziął ją bez słowa. Ani przez chwilę nie wątpił, że to, co przed chwilą usłyszał, jest prawdą. Ale musiał to sprawdzić.

– Czy udało wam się coś ustalić? W związku z Kajem? – nieśmiało spytała Charlotte, uważnie obserwując Patrika.

– Przesłuchujemy go w związku z pewną sprawą. Więcej nie mogę powiedzieć.

Charlotte kiwnęła głową.

Widział, że Niclas chce jeszcze coś powiedzieć, ale nie może mu to przejść przez gardło. Czekał w milczeniu.

– Co do mojego alibi… – Niclas spojrzał na Charlotte, a ona nieznacznie skinęła głową. – Powinniście jeszcze raz z nią porozmawiać. Kłamała, że u niej nie byłem, żeby się zemścić, bo z nią zerwałem. Jestem pewien, że jak ją przyciśniecie, to powie prawdę.

Patrik nie zdziwił się. Od początku wydawało mu się, że w tym, co mówiła Jeanette, pobrzmiewał jakiś fałszywy ton. Przy okazji się nią zajmie, jeśli okaże się to konieczne. Kiedy przesłuchają Kaja, alibi Niclasa prawdopodobnie nie będzie miało żadnego znaczenia.

Wstali i zaczęli się żegnać, gdy zadzwoniła komórka Niclasa. Odebrał na korytarzu. Widać było, że jest zaskoczony.

– Do szpitala? Teraz? Nie denerwuj się, zaraz będziemy. – Spojrzał na Charlotte, która stała w drzwiach z Patrikiem. – Stigowi nagle się pogorszyło. Wiozą go do szpitala.

Patrik patrzył za nimi, gdy pospiesznie szli korytarzem. Czy nie dość się już nacierpieli?

Arne schronił się w kościele. Ciągle brzmiały mu w uszach słowa Asty. Krążyły jak rój os. Jego świat zatrząsł się w posadach. Oczekiwał, że w kościele znajdzie ukojenie, ale tak się nie stało. Siedział w pierwszej ławce i wydawało mu się, że kamienne ściany świątyni otaczają go coraz ciaśniej. Czyżby usta wiszącego na krzyżu Jezusa wykrzywiał szyderczy grymas? Dlaczego nigdy wcześniej go nie zauważył?

Usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się raptownie. Do kościoła weszło kilku niemieckich turystów. Rozmawiali głośno, robili zdjęcia. Turyści od dawna go denerwowali, a ci okazali się kroplą, która przepełniła czarę.

Wstał i zapluwając się, krzyczał:

– Wynoście się stąd? Ale już! Wynocha!

Niemcy wprawdzie nie zrozumieli ani słowa, ale jego ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Umknęli przestraszeni. Arnemu ulżyło. Tym razem udało mu się postawić na swoim. Znów usiadł w ławce. Szyderczy grymas Jezusa nadal go przygnębiał.

Spojrzał na ambonę i poczuł przypływ odwagi. Czas zrobić to, co powinien był zrobić bardzo dawno temu.

Ernst pomyślał, że życie jest niesprawiedliwe. Zawsze, od urodzenia, miał pod górkę. Nigdy niczego nie dostał za darmo. Nikt go nigdy nie docenił. Nie mógł zrozumieć, o co ludziom chodzi. Na czym to polega? Dlaczego patrzą na niego krzywo, szepczą za plecami, nie dają szansy? Zawsze tak było. Już w podstawówce zmawiali się przeciw niemu. Dziewczynki się podśmiewały, a chłopcy spuszczali mu lanie, kiedy wracał ze szkoły. Nikt mu nie współczuł, nawet wtedy, gdy się przewrócił na widły. Wiedział, co ludzie o tym mówią, jak mielą ozorami, że na pewno miała z tym coś wspólnego jego biedna matka. Nie mieli za grosz wstydu.

Miał nadzieję, że wszystko się zmieni na lepsze, gdy skończy szkołę i pojedzie w świat. Postanowił zostać policjantem, żeby wreszcie wszystkim pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną. Po dwudziestu pięciu latach służby musiał przyznać, że nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Ale nigdy wcześniej nie wpadł w takie gówno jak teraz. Po prostu nie mieściło mu się w głowie, że jego kumpel Kaj mógłby mieć z tym coś wspólnego. Grywali razem w karty. Kaj był w porządku, a poza tym był jedną z niewielu osób, które chciały się z nim zadawać. Mało razy widział, jak bezpodstawne oskarżenia mogą zrujnować życie niewinnemu człowiekowi? Nadarzyła się okazja, żeby wyświadczyć koledze przysługę, więc oczywiście to zrobił. Chyba nie można go za to winić? Rzeczywiście, nie napisał raportu po rozmowie z policjantem z Göteborga, ale nikt nie chce zrozumieć, że miał jak najlepsze intencje. Teraz wszystko obraca się przeciwko niemu. Zawsze musi mieć takiego pecha! Nie był aż tak głupi, żeby nie zdawać sobie sprawy, że samobójstwo tego chłopaka jeszcze bardziej go pogrąży.

Siedział w swoim pokoju i czuł się jak zesłaniec na Syberię. Nagle przyszedł mu do głowy genialny pomysł. Już wiedział, jak obrócić wszystko na swoją korzyść. Zostanie bohaterem dnia i raz na zawsze pokaże temu szczeniakowi Hedströmowi, kto ma najwięcej doświadczenia. Widział, jak Hedström przewrócił oczami, gdy Mellberg powiedział, że należałoby się bliżej przyjrzeć tamtemu głupkowi. Nie ma tego złego… Jeśli Hedström nie chce pójść najprostszą drogą, a ona na pewno prowadzi wprost do sprawcy, on mu pokaże, jak to się robi. Przecież to oczywiste, że Morgan musi być winny. Zwłaszcza że znaleziono u niego kurtkę dziewczynki.