– Tak, przyjacielu, jesteśmy na miejscu. – Z namaszczeniem włączył magnetofon.
Morgan zaczął błądzić wzrokiem po pokoju. Czuł, że coś jest nie tak.
– Ty nie jesteś moim przyjacielem – odparł. – Nie znamy się, więc jak mógłbyś być moim przyjacielem? Przyjaciele się znają. – Umilkł na chwilę. – Miałem zabrać komputery. Po to przyjechałem. Powiedziałeś, że są gotowe, że mogę je zabrać.
– Powiedziałem – przyznał Ernst i wyszczerzył zęby. – Ale, widzisz, kłamałem. I co do jednego masz rację: nie jestem twoim przyjacielem. Teraz jestem twoim największym wrogiem. – Zabrzmiało to aż nadto dramatycznie, ale Ernstowi bardzo się podobało. Musiał usłyszeć coś takiego w jakimś filmie.
– Chcę już stąd iść – powiedział Morgan, spoglądając na drzwi. – Chcę dostać komputery i jechać do domu.
– Możesz o tym zapomnieć. Jeszcze długo nie wrócisz do domu. – Ernst pomyślał z zadowoleniem, że jest dobry. Mógłby pisać scenariusze amerykańskich filmów akcji. – Widzisz, my wiemy, że to ty zabiłeś tę dziewczynkę. Była u ciebie jej kurtka, wiele śladów wyraźnie wskazuje, że to ty ją zabiłeś. – To ostatnie nie było prawdą, ale przecież Morgan nie miał o tym pojęcia. Zresztą w tej grze nie obowiązują żadne reguły.
– Ale ja jej nie zabiłem. Chociaż czasem miałem ochotę – dodał Morgan bezbarwnym tonem.
Ernst aż zadrżał. Kurczę, idzie jeszcze lepiej, niż się spodziewał.
– Nie opowiadaj głodnych kawałków. Jest kurtka, są też inne dowody, więcej nie trzeba. Będzie dla ciebie lepiej, jeśli opowiesz, jak to się stało. Może wtedy nie będziesz musiał spędzić reszty życia w więzieniu. Tam nie będziesz miał tych swoich komputerów.
Z zadowoleniem stwierdził, że ten idiota wreszcie okazuje jakieś emocje. Bardzo dobrze, to znaczy, że się przestraszył i wkrótce skruszeje. Aby przyspieszyć rozwój wydarzeń, Ernst postanowił zastosować trik, który podpatrzył w „Nowojorskich gliniarzach” i innych amerykańskich serialach policyjnych. Naśladował ich bohaterów wręcz niewolniczo. Trzeba mu pozwolić, żeby przez chwilę pocił się w samotności. Zastanowi się nad sytuacją i przyzna szybciej, niż Ernst zdąży wrócić.
– Muszę się wysikać. Zaraz do tego wrócimy. – Odwrócił się i ruszył do drzwi.
Morgan trajkotał błagalnym tonem:
– Ja tego nie zrobiłem. Nie chcę przez resztę życia siedzieć w więzieniu. Ja jej nie zabiłem. Nie wiem, jak ta kurtka się u mnie znalazła. Miała ją na sobie, gdy wchodziła do domu. Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj. Sprowadź moją mamę, muszę porozmawiać z mamą. Mama to wszystko wytłumaczy, proszę…
Ernst szybko zamknął drzwi, żeby nikt tego przypadkiem nie usłyszał. Zrobił kilka kroków, gdy zauważyła go Annika. Spojrzała podejrzliwie.
– A ty co tu robisz?
– Taaak tylko, musiałem coś sprawdzić. Myślałem, że zostawiłem portfel w pokoju przesłuchań.
Annika chyba nie uwierzyła, ale dała spokój. Wyjrzała przez okno i krzyknęła:
– A to co?!
– O co chodzi? – spytał z niepokojem Ernst.
– Jakiś facet wyszedł przez okno i biegnie na ulicę.
– O kurwa! – Ernst rzucił się do drzwi i o mało nie zwichnął sobie barku. Zapomniał, że zawsze są zamknięte na klucz.
– Do jasnej cholery, otwieraj te drzwi!
Annika zrobiła, co kazał. Ernst popędził za Morganem. Morgan obejrzał się i przyspieszył. Ernst z przerażeniem dostrzegł czarny mikrobus. Zbliżał się zdecydowanie za szybko.
– Nieee! – krzyknął w panice.
Usłyszał głuchy huk i zapadła cisza.
Martin był ciekaw, o czym Charlotte i Niclas chcieli tak pilnie rozmawiać z Patrikiem. Miał nadzieję, że powiedzą coś, co pozwoli skreślić Niclasa z listy podejrzanych. Sama myśl, że Sarze mógł zrobić krzywdę własny ojciec, była przerażająca.
Nie mógł rozgryźć Niclasa. Karty choroby Albina wyglądały bardzo kiepsko, a Niclasowi jak dotąd nie udało się przekonać policji, że nie on robił krzywdę synkowi. Coś się jednak nie zgadzało. Niclas miał, oględnie mówiąc, złożoną osobowość. Gdy się z nim rozmawiało, sprawiał wrażenie człowieka harmonijnego i solidnego, a z drugiej strony dokumentnie rozwalił swoje prywatne życie. Martin nie zamierzał udawać świętego. Kiedyś sam wiódł wesołe życie singla, ale odkąd związał się z Pią, nie mógł zrozumieć, jak można zdradzać własną żonę. Co on mówił Charlotte, kiedy wracał do domu z randki z Jeanette? Jak mógł z nią rozmawiać jak gdyby nigdy nic, a przede wszystkim jak mógł spojrzeć jej w oczy po tym, jak tarzał się w łóżku z kochanką? Nie potrafił tego pojąć.
Przy tym wszystkim Niclas okazał charakter, którego Martin by się po nim nie spodziewał. Widział, jak patrzył na ojca. Był gotów go zabić. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby się nie zjawił. A jednak nie wierzył, że Niclas mógłby świadomie, z premedytacją, utopić własne dziecko. Zresztą dlaczego miałby to zrobić?
Usłyszał kroki na korytarzu i zobaczył, że Charlotte i Niclas wychodzą pospiesznie. Ciekawe, dlaczego tak się spieszą.
W drzwiach stanął Patrik. Martin spojrzał na niego pytająco.
– Te urazy Albina… to Sara – powiedział Patrik, siadając na krześle dla gości.
Tego Martin się nie spodziewał.
– Skąd wiesz, że jest tak, jak mówią? – spytał. – Może Niclas po prostu próbuje oddalić od siebie podejrzenia?
– Może – odparł zmęczonym głosem Patrik. – Ale powiem ci, że ja im wierzę. Oczywiście musimy to wszystko potwierdzić. Dostałem od nich nazwiska i numery telefonów osób, z którymi możemy się skontaktować w tej sprawie. Poza tym wygląda na to, że jego alibi jest jednak prawdziwe. Mówi, że Jeanette skłamała, że u niej nie był, bo chciała się zemścić za to, że z nią zerwał. W to też wierzę, ale, rzecz jasna, będziemy musieli poważnie z nią porozmawiać.
– Co za cholerna… – odezwał się Martin. Nie skończył, a Patrik przytaknął.
– Taaak, w tym śledztwie ludzie nie pokazują się od zbyt szlachetnej strony. A właśnie, może wreszcie zabierzemy się za przesłuchanie?
Martin skinął głową, chwycił notes i ruszył za Patrikiem.
– A tak w ogóle to miałeś jakieś wiadomości od Pedersena? W sprawie popiołu na sweterku tego małego? – spytał Martin.
– Nie – odparł Patrik, nie odwracając się. – Ale obiecali, że jak najszybciej zbadają i sweterek, i kombinezon Mai. Założę się, że popiół pochodzi z tego samego źródła.
– Gdziekolwiek to jest – uzupełnił Martin.
– Tak, gdziekolwiek to jest.
Usiedli naprzeciw Kaja i z początku nic nie mówili. Patrik spokojnie przeglądał papiery. Z satysfakcją zauważył, że Kaj nerwowo wykręca ręce. Nad jego górną wargą pokazały się kropelki potu. Dobrze, denerwuje się. To ułatwi przesłuchanie. A zważywszy, że podczas rewizji zebrali naprawdę mocne dowody, nie ma powodu do niepokoju. Gdyby przy każdym śledztwie dysponował takimi dowodami, życie byłoby znacznie łatwiejsze.