Szybko stały się sobie bardzo bliskie. Może dlatego, że obie przeżywały właśnie trudne chwile, a może po prostu były do siebie podobne. Dziwne, ale Charlotte jest dla niej jak siostra, bliższa jeszcze niż Anna. Erika widziała, że Charlotte się o nią martwi, i w całym tym chaosie dawało jej to poczucie bezpieczeństwa. Erika przez całe życie martwiła się o innych, zwłaszcza o Annę, więc przyjemnie jej było pomyśleć, że ma prawo czuć się mała i słaba. Jednocześnie rozumiała, że Charlotte ma własne problemy. Nie tylko dlatego, że razem z mężem i dziećmi musi mieszkać u Lilian, która jest osobą trudną we współżyciu. Było jeszcze jakieś napięcie i to, że gdy mówiła o mężu, na jej twarzy malowało się coś nieokreślonego. Erika kilka razy przelotnie widziała Niclasa i zrobił na niej wrażenie w jakiś sposób niesolidnego. Może to zbyt mocne określenie. Ujęłaby to tak, że Niclas ma dobre chęci, ale jego własne potrzeby i życzenia zawsze biorą górę nad potrzebami innych. Ten obraz częściowo znajdował potwierdzenie w opowieściach Charlotte, ale tylko między wierszami, bo zazwyczaj mówiła o nim z uwielbieniem. Podziwiała męża. Mawiała, że jest szczęściarą, bo wyszła za mąż za kogoś takiego jak on. Obiektywnie patrząc, za urodę Niclas otrzymałby więcej punktów od Charlotte.
Pacjentki podkreślały, że nowy pan doktor, wysoki blondyn, jest bardzo przystojny. W odróżnieniu od żony miał wyższe wykształcenie. Erika uważała jednak, że jeśli chodzi o charakter, jest dokładnie odwrotnie. To Niclas jest dzieckiem szczęścia, mając taką żonę: czułą, mądrą i uroczą. Erika jej to uświadomi, tylko najpierw sama musi się pozbierać. Na razie nie ma siły. Może najwyżej porozmyślać o swojej przyjaciółce.
Minęło parę godzin. Zrobiło się ciemno, za oknem szalał wicher. Erika spojrzała na zegarek i uprzytomniła sobie, że na godzinę lub dwie musiała przysnąć z Mają przy piersi, służąc córeczce za smoczek. Już miała sięgnąć po słuchawkę, żeby zadzwonić do Charlotte, gdy usłyszała, że otwierają się drzwi.
– Kto tam? – Patrika spodziewała się najwcześniej za godzinę albo dwie. Może to Charlotte raczyła w końcu się zjawić.
– To ja. – W jego głosie zabrzmiał głuchy ton. Erika zaniepokoiła się.
Patrik wszedł do pokoju i wtedy zaniepokoiła się na dobre. Miał szarą twarz i nieruchomy wzrok. Ożywił się dopiero na widok śpiącej w ramionach Eriki Mai. Ruszył w ich stronę i zanim Erika zdążyła zaprotestować, chwycił śpiącą córeczkę i mocno przytulił do piersi. Trzymał ją tak, choć gwałtowny ruch ją obudził. Zaniosła się krzykiem.
– Co ty wyprawiasz! Przestraszyłeś ją!
Erika usiłowała mu odebrać płaczące dziecko, żeby je uspokoić, ale nie pozwalał. Tulił małą jeszcze mocniej.
Maja histerycznie krzyczała. Erika z braku lepszego pomysłu trzepnęła go w ramię:
– Weź się w garść! Co się z tobą dzieje? Nie widzisz, że ją przestraszyłeś?
Patrik jakby się przebudził. Zmieszany spojrzał na zaczerwienioną ze strachu i złości buzię córeczki.
– Przepraszam.
Oddał Maję Erice. Erika zaczęła ją tulić i uspokajać. Po kilku minutach krzyk Mai przeszedł w ciche popłakiwanie. Erika spojrzała na siedzącego na kanapie Patrika. Patrzył w okno, za którym szalał sztorm.
– Patriku, co się dzieje? – spytała łagodniejszym tonem. W jej głosie brzmiał nieskrywany niepokój.
– Dostaliśmy zawiadomienie o utonięciu dziecka. Stąd, z Fjällbacki. Pojechaliśmy na miejsce razem z Martinem. – Umilkł. Nie mógł mówić dalej.
– Boże, co się stało? Kto to był?
Nagle skojarzyła. Wcześniejsze obawy złożyły się w logiczną całość.
– Boże – powtórzyła. – To Sara, prawda? Charlotte miała po południu wpaść do mnie na kawę, ale nie przyszła i nikt u nich nie odbierał telefonu. Mam rację? Chodzi o Sarę?
Patrik tylko kiwnął głową. Pod Eriką ugięły się nogi. Osunęła się na fotel. Przed oczami stanął jej obraz Sary sprzed kilku dni. Była tu, podskakiwała na kanapie, zanosząc się od śmiechu. Długie rude włosy fruwały jej wokół głowy.
– O Boże – powiedziała raz jeszcze Erika, kładąc rękę na ustach. Miała wrażenie, jakby kamień zaległ jej na żołądku. Patrik nadal patrzył w okno. Widziała jego profil i poruszające się szczęki.
– To było straszne. W sumie widziałem ją kilka razy, ale kiedy zobaczyłem ją martwą na dnie łodzi… Cały czas miałem przed oczami Maję. Nie daje mi spokoju myśl, że coś takiego mogłoby przytrafić się naszej Mai. Na dodatek musiałem zawiadomić Charlotte, co się stało…
Erika jęknęła. Nie znajdowała słów, nie umiałaby wyrazić, jak bardzo współczuje Charlotte i Niclasowi. Rozumiała Patrika. Sama złapała się na tym, że coraz mocniej tuli małą. Nigdy nie wypuści jej z ramion, tylko z nią będzie bezpieczna. Maja poruszyła się niespokojnie, wyczuwając, że coś jest nie tak, jak powinno.
Siedzieli tak jeszcze długo, patrząc na szalejący za oknem żywioł, nie mogąc przestać myśleć o zabranym przez morze dziecku.
Lekarz sądowy Tord Pedersen z zaciętą miną przystąpił do pracy. Po wielu latach wykonywania zawodu osiągnął ten pożądany lub godny pożałowania, zależnie od punktu widzenia, stan: pod koniec dnia pracy nawet najstraszniejszy przypadek nie wywoływał w nim emocji. Tym razem odczuwał opór przed nacięciem ciała dziecka; jakiś pierwotny instynkt brał górę nad rutyną lekarza sądowego. Niewinność dziecka burzyła wszelkie psychiczne bariery obronne. Ręka mu zadrżała, gdy uniósł skalpel nad klatką piersiową dziewczynki.
Wraz z ciałem przekazano mu informację, że utonęła. Miał to potwierdzić albo wykluczyć. Na pierwszy rzut oka nic nie przemawiało przeciw tej wersji.
Jasne, bezlitosne światło zalewające prosektorium podkreślało błękitną bladość dziewczynki. Wyglądała, jakby jej było zimno. Wrażenie potęgował obity aluminiową blachą stół. Pedersena przeszył dreszcz. Wyginając i nacinając nagie zwłoki dziewczynki, miał wrażenie, że dopuszcza się przemocy. Zmusił się do odrzucenia tych myśli. Rozumiał, że to, co robi, jest ważne dla jej rodziców, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Ustalenie przyczyny śmierci jest niezbędne. Tylko wtedy będą mogli uporać się z żałobą. W tym przypadku chyba nie może być wątpliwości, ale nie bez powodu ustanowiono takie, a nie inne procedury. Z zawodowego punktu widzenia było to dla niego w pełni zrozumiałe, ale ponieważ sam był ojcem dwóch synów, przy takich okazjach zawsze zastanawiał się, co ludzkiego jest w jego pracy.
4
Strömstad 1923
– Agnes, to będą same nieciekawe spotkania. Naprawdę nie ma sensu, żebyś ze mną szła.
– Ale ja chcę z tobą iść. Nudno mi samej. Nie mam co robić.
– Jak to, a twoje koleżanki?
– Wszystkie są zajęte – przerwała mu naburmuszona Agnes. – Britta przygotowuje się do ślubu, Laila jedzie z rodzicami do brata w Halden, a Sonja musi pomóc mamie. – Ze smutkiem dodała: – Gdybym miała mamę, której mogłabym pomagać… – Rzuciła ojcu spojrzenie spod grzywki. Podziałało jak zwykle.
Westchnął.
– No już dobrze. Pójdziemy razem, ale musisz mi obiecać, że usiądziesz sobie cichutko i nie będziesz biegać i gadać z pracownikami. Ostatnio tak im zawróciłaś w głowach, że doszli do siebie dopiero po kilku dniach.
Uśmiechnął się. Niesforna ta jego córka, ale ładniejszej od niej dziewczyny nie znajdziesz po szwedzkiej stronie granicy.
Agnes aż się roześmiała. Wygrała kolejną potyczkę z ojcem. Wynagrodziła mu to, przytulając się do niego i poklepując po brzuchu.