Lilian była wyraźnie niezadowolona, ale wiedziała, że mają rację, więc już się nie odezwała.
Niclas delikatnie pocałował Charlotte w policzek i pogłaskał Lilian po ramieniu.
– Zobaczysz, wszystko się ułoży. Dzwońcie, jeśli się dowiecie czegoś więcej.
Charlotte kiwnęła głową. Patrzyła za wychodzącym mężem. Potem przymknęła oczy, odchyliła się do tyłu na niewygodnym fotelu i przygotowała na długie czekanie.
31
Göteborg 1958
Była bezgranicznie zawiedziona. Żadne z jej oczekiwań się nie spełniło, nic się nie zmieniło. Poza jednym: matka zupełnie przestała zwracać na nią uwagę. Skończyły się zwierzenia i czułości. Nie było Åkego, a matka albo spotykała się z Perem-Erikiem, albo chodziła na przyjęcia. Przestała również interesować się wagą córki. Skutek był taki, że nadwaga zmieniła się w monstrualną otyłość. Patrząc w lustro, Mary widziała tylko potwora, który rósł w niej od tak dawna. Żarłocznego, tłustego, obrzydliwego potwora, wokół którego unosił się odór potu. Matka nie ukrywała obrzydzenia, a nawet pewnego razu, gdy Mary przechodziła koło niej, ostentacyjnie zatkała nos. Upokorzyła ją bardzo boleśnie.
Kiedyś obiecywała, że będzie inaczej. Mówiła, że Per-Erik będzie lepszym ojcem niż Åke, że wreszcie będzie szczęśliwa, że razem stworzą prawdziwą rodzinę. Potwór zniknie, Mary już nigdy nie będzie wysyłana za karę do piwnicy ani zmuszana do połykania tego suchego, mdlącego, przypominającego kurz proszku.
Mary poczuła się oszukana. Pytała matkę, kiedy spełni swoje obietnice, ale ona tylko odburkiwała coś opryskliwie. A gdy nie przestawała się dopytywać, zamknęła ją w piwnicy. Najpierw jednak musiała przełknąć jeszcze jedną łyżkę pokory.
Siedząc w ciemnościach piwnicy, zalewała się gorzkimi łzami i czuła, że potwór rośnie. Lubił ten suchy proszek. Jadł i radował się.
Patrik powoli wszedł do przedpokoju. Drzwi głośno trzasnęły za jego plecami. Ściągnął kurtkę i rzucił na podłogę. Nie miał siły jej powiesić.
– Co się stało? – Usłyszał niespokojny głos Eriki. – Coś nowego?
Patrik spojrzał na nią i zrobiło mu się głupio, że nie został w domu. Musi wyglądać jak z krzyża zdjęty. W ciągu dnia kilka razy dzwonił do domu, ale rozmawiali krótko, w wielkim napięciu. Po tym, co się dzisiaj stało, w komisariacie zapanował chaos. Patrik tylko się upewniał, że w domu wszystko w porządku, i odkładał słuchawkę.
Powoli podszedł do Eriki. Jak zwykle siedziała z dzieckiem na ręku w ciemnym pokoju, wpatrzona w ekran telewizora.
– Przepraszam, że byłem taki nierozmowny – powiedział, pocierając twarz.
– Coś się stało?
Patrik ciężko usiadł na kanapie i przez chwilę nie odpowiadał.
– Tak – odezwał się w końcu. – Ernstowi strzeliło do głowy, żeby na własną rękę zatrzymać Morgana Wiberga na przesłuchanie. Zestresował biedaka do tego stopnia, że chłopak uciekł przez okno i wybiegł na drogę. Potrącił go samochód.
– Boże, to straszne – powiedziała Erika. – I co?
– Śmierć na miejscu.
Erika głośno zaczerpnęła powietrza. Maja zakwiliła, ale natychmiast znów zapadła w sen.
– Niewyobrażalny koszmar – mówił, oparłszy głowę na krawędzi kanapy. Wzrok wbił w sufit. – W dodatku kiedy jeszcze leżał na ulicy, przyjechała jego matka. Zobaczyła go. Nie zdążyliśmy jej zatrzymać. Podbiegła, położyła sobie na kolanach jego głowę i siedziała tak, kiwała się i krzyczała nieludzko. W końcu musieliśmy ją siłą od niego oderwać. Makabra!
– A Ernst? – zapytała Erika. – Co z nim będzie?
– Tym razem chyba poleci. Nigdy nie widziałem, żeby Mellberg był tak wściekły. Z miejsca odesłał go do domu. Nie wierzę, żeby po czymś takim mógł wrócić do służby. Co samo w sobie byłoby dobrodziejstwem dla wszystkich.
– Czy Kaj już wie?
– No właśnie, to kolejny problem. Właśnie go przesłuchiwaliśmy z Martinem, kiedy doszło do tego wypadku. Musieliśmy go zostawić i biec na miejsce. Gdyby to się zdarzyło kilka minut później, chyba zacząłby mówić. Teraz się zaciął i nie mówi nic. Oskarża nas o śmierć Morgana i do pewnego stopnia ma rację. Jutro miało go przesłuchać paru facetów z policji w Göteborgu, ale trzeba to odłożyć. Jego adwokat sprzeciwia się jakimkolwiek przesłuchaniom z uwagi na okoliczności.
– Więc nadal nie wiecie, czy ma coś wspólnego ze śmiercią Sary. I z tym… co się zdarzyło wczoraj.
– Nie wiemy – przyznał. – Wiadomo tylko, że nie mógł wyjąć Mai z wózka, bo był wtedy w areszcie. A właśnie, był u ciebie Dan? – spytał. Pogłaskał córeczkę i ostrożnie wziął ją na kolana.
– A jakże, pilnował nas jak wierny pies. – Erika uśmiechnęła się, choć jej uśmiech nie sięgnął oczu. – W końcu prawie go wygoniłam. Poszedł jakieś pół godziny temu. Nie zdziwiłabym się, gdyby dzisiejszą noc spędził w śpiworze w naszym ogrodzie.
Patrik zaśmiał się.
– Niewykluczone. W każdym razie jestem mu winien przysługę. To dobrze, że nie byłyście same.
– Wiesz, miałyśmy właśnie iść spać, ale możemy jeszcze z tobą posiedzieć, jeśli potrzebujesz towarzystwa.
– Nie gniewaj się, ale wolę posiedzieć sam – odparł. – Mam jeszcze robotę, a potem posiedzę jeszcze przed telewizorem, żeby zejść z obrotów.
– Zrób tak, żeby było dobrze – odparła Erika. Wstała, pocałowała go i zabrała Maję.
– A Maja? Jak wam dziś poszło? – zapytał Patrik, gdy Erika doszła do połowy schodów.
– Bardzo dobrze – odparła zdecydowanie. – W ogóle dziś nie spała przy piersi, tylko w wózku. I nie płakała dłużej niż dwadzieścia minut, a ostatnim razem tylko pięć.
– Doskonale – powiedział Patrik. – Chyba znalazłaś na nią sposób.
– Tak, to prawdziwy cud – odparła Erika ze śmiechem i natychmiast spoważniała. – Ale wózek stoi w domu. W życiu się nie odważę wystawić jej na dwór.
– Przepraszam cię, że wtedy tak… głupio się odezwałem – powiedział z wahaniem Patrik. Bał się, że znów coś palnie, więc ostrożnie dobierał słowa. Nawet kiedy chodziło o przeprosiny.
– W porządku – odparła Erika. – Ja też jestem przewrażliwiona. Ale coś mi się zdaje, że będzie lepiej. Swoją drogą tak się wtedy przeraziłam, że dotarło do mnie, jakie to szczęście, że ją mam.
– Doskonale cię rozumiem – powiedział Patrik. Pomachał jej, gdy znikała w drzwiach sypialni.
Wyłączył dźwięk w telewizorze, wyjął magnetofon, wcisnął przewijanie, a potem odtwarzanie. Słuchał tego nagrania już kilka razy. Kilka minut tak zwanego przesłuchania Morgana. Niewiele, ale Patrikowi coś nie dawało spokoju, choć nie umiał powiedzieć co.
Odsłuchał taśmy trzykrotnie i dał za wygraną. Odstawił magnetofon na stolik stojący przy kanapie i poszedł do kuchni. Pokrzątał się chwilę i wrócił do pokoju z filiżanką gorącej czekolady i trzema kanapkami z serem i pastą kawiorową. Włączył dźwięk i przerzucił na Discovery. Leciał program Crime Night. Oglądanie programów o prawdziwych zbrodniach to jak na policjanta dość osobliwy relaks, ale Patrika to uspokajało. Przecież zawsze kończyło się znalezieniem sprawcy i wyjaśnieniem zagadki.
Patrzył w telewizor, ale w jego głowie nabierała kształtu myśl o czymś w najwyższym stopniu osobistym. Była tak przyjemna i ożywcza, że wszelkie rozważania na temat zbrodni i śmierci zepchnęła na dalszy plan. Uśmiechnął się do siebie. Trzeba będzie pójść na małe zakupy.